Dostępna także na: komputery Macintosh
Pozostając w klimatach prehistoryczno-dinozaurowych z poprzedniego wpisu, postanowiłem, że to całkiem dobra okazja, aby wspomnieć i o tej produkcji. Aparaty w dłoń, moi drodzy!
Od razu i na wstępie lojalnie ostrzegam, że dzisiaj na tapecie mamy do czynienia z gierką edukacyjną, więc jeżeli tego typu rzeczy unikasz szerokim łukiem, to radzę czym prędzej wyłączyć kompa, sformatować dysk, spalić ubrania a pokój gruntownie przewietrzyć. Innych zaś zapraszam na małe safari z dinozaurami w roli głównej. Ok, spokojnie, nie będzie mega jatki, ton korpusów i hektolitrów krwi, więc odłóż tą spluwę - Turoki i Primal Carnage to w alejce obok. My skupimy się tutaj na nieco bardziej spokojnym safari, mianowicie takim z aparatami jako głównymi narzędziami zbrodni. Krótko mówiąc - grałeś w Pokemon Snap na Nintendo 64? Tak? To już mniej więcej wiesz o czym jest dzisiejsza opisywana gierka. Ci, którzy nie mieli okazji ogarnąć wspomnianej gierki mogą czuć się nieco zagubieni, więc pozwólcie na krótkie wprowadzenie do tematu.
W DS wcielamy się w członka National Chronographic Society, specjalnego stowarzyszenia, które poświęca cały swój czas na fotografowanie wszelakich rzeczy. Tak się akurat składa, że stowarzyszenie ma w posiadaniu własną machinę czasu (niezwykle podręczne, nieprawdaż?), którą zamierza wykorzystać, aby odpowiednio obfotografować gatunki, które już dawien dawno wymarły. Mowa oczywiście o dinozaurach. Bez zbędnych ceregieli (no ok, przed zabawą można jeszcze sobie połazić po samym budynku instytutu, aby dowiedzieć się nieco ciekawostek o Ziemi z tamtego okresu, czy o samych sympatycznych dinusiach) pomocny robociko-obcy (serio, co to ma być??) ze stowarzyszenia ładuje cię do machiny czasu, wręcza specjalnie Kryształy Danych (Data Crystals) i wysyła w prehistorię - i ot, radź sobie sam, drogi graczu, od teraz gra należy do ciebie.
Łącznie na gracza w DS czekać będzie ponad 300 lokacji, z najróżniejszych przedziałów czasowych prehistorycznej Ziemi (podzielonych na osobne podlokacje, które, w miarę postępów w grze, będzie można odwiedzić), a co za tym idzie - 60 dinozaurów do sfotografowania. Całość oglądamy z perspektywy pierwszej osoby, co pozwala nam na dokładne obejrzenie danej lokacji w poszukiwaniu obiektu do cyknięcia słitfoci. Dinulce bowiem czasami pojawiają się normalnie w naszym polu widzenia, lecz może też pojawić się potrzeba odczekania chwili, krótszej i dłuższej, lub użyć konkretnego przedmiotu, aby wypłoszyć go z kryjówki (o tym za moment). Wspomnianych wcześniej Kryształów Danych używamy do robienia samych fotografii - tak jest, żadnych filmów czy innych kart SD, to zbyt mainstreamowe. Tutaj focie trzyma się na specjalnych kryształach, aby nie było za swojsko. W danym czasie możemy trzymać maksymalnie 5 kryształów, co przestawia się na góra 5 zdjęć w czasie jednej podróży w przeszłość. Drugą, niezwykle ważną rzeczą, która będzie o wiele bardziej upierdliwa, niż limit wspomnianych kryształów, to energia, którą zużywa nasz wehikuł czasu, ale i nie tylko. Tak właściwie to ta spada z każdą naszą akcją - używania przedmiotu czy poruszaniem się. Jedynym sposobem na odnowienie jej jest cykanie kolejnych fot dinozaurom, powrót do stowarzyszenia i oglądanie 'skompletowanych' rodzin i gatunków zwierzaków. Każda pełna odnoga drzewka rodzin/gatunków da ci nieco więcej kryształów i energii. O ile z tymi pierwszymi nie ma za bardzo problemu, gdyż nawet jak wywalisz je wszystkie (w tym też na niepoprawne fotografie), to zawsze możesz zakupić nieco więcej za energię. Tak, energię - i tu właśnie ujawnia się spory minus produkcji - poziom trudności. Nie ma innej możliwości odnowienia energii, niż fotografie wszystkich dinozaurów z danej gałęzi. Oznacza to, że jak zapędzisz się w kozi róg i będziesz mieć mało energii (bo np. sporo połaziłeś po lokacji, czy nakupiłeś kryształów) to najnormalniej w świecie zostaniesz wywalony ze stowarzyszenia (serio, sam roboto-obcy wspomina, że 'raczej powinieneś rozglądać się za nową pracą'. Wow, jednego nie można zaprzeczyć - gra serio uczy żelaznych zasad kapitalizmu :)), a to oznacza swoisty gejm ołwer i przymus powrotu do poprzedniego save'a (o ile taki w ogóle został zrobiony). Nie pomaga także fakt, że wraz z postępem w grze otrzymamy małe co nieco w postaci dodatkowych sprzętów, które pomogą w wypłoszeniu bardziej upartych/zamaskowanych milusińskich (np. radar) - ale, oczywiście, za ich użycie także płaci się energią! Cóż, na szczęście autorzy wrzucili na cedeku parę gotowych zapisów gier, m.in. jeden, w którym gracz na start otrzymuje nieco więcej niż domyślnie energii, jednak to całości za bardzo nie pomaga - trzeba grać naprawdę ostrożnie, aby nie doprowadzić do szybkiego game over'a.
Jako że gra została wydana w 1996, należy się spodziewać sporo prerenderowanej treści, szarpiących animacji, jak i braku jakiejkolwiek muzyki. Jeżeli o tym pomyśleliście, to trafiliście w dziesiątkę. :) Grafika owszem, jest całkiem staranna, jak na wspaniały rok pański dziewięćdziesiąty szósty, 256-kolorowa i nie męczy oczu, ale wspomniane animacje faktycznie mogły posiadać ciutkę więcej klatek, gdyż są odtwarzane w niektórych momentach straszliwie niepłynnie (co ciekawe całość korzysta na potęgę ze starego formatu QuickTime'a do odtwarzania treści wideo/animacji - ot widać, że była przeznaczona też i na Maci). Brak muzyki w jakiejkolwiek formie także nie pomaga, choć cieszy przynajmniej fakt występowania sporej ilości wszelakich sfx'ów (choć z drugiej strony te także są dość ...dyskusyjnej jakości). Po prostu widać, że twórcy bardziej chcieli się skupić na edukacyjnym aspekcie produkcji (nie sposób tego w jakikolwiek sposób podważyć, jako że przy jej produkcji uczestniczyli naukowcy z OMSI - Oregon Museum of Science and Industry), niż stricte gierkowym. I o ile z tym pierwszym im się jak najbardziej udało, gdyż faktycznie można się tutaj czegoś nauczyć, tak mam pewne wątpliwości co do tego drugiego. Nie dość, że czasami nieco wieje nudą, tak i wyśrubowany poziom trudności wcale nie pomaga w wykonywanym zadaniu. Tym niemniej, jako produkt jeno edukacyjny, Dinosaur Safari nawet można polecić. Zwłaszcza entuzjastom wielkich milusińskich, którzy chcieliby zobaczyć swoich ulubieńców w innych grach, niż totalna rzeźnia. Cóż, nowy Park Jurajski coraz bliżej premiery, więc kto wie?
Od razu i na wstępie lojalnie ostrzegam, że dzisiaj na tapecie mamy do czynienia z gierką edukacyjną, więc jeżeli tego typu rzeczy unikasz szerokim łukiem, to radzę czym prędzej wyłączyć kompa, sformatować dysk, spalić ubrania a pokój gruntownie przewietrzyć. Innych zaś zapraszam na małe safari z dinozaurami w roli głównej. Ok, spokojnie, nie będzie mega jatki, ton korpusów i hektolitrów krwi, więc odłóż tą spluwę - Turoki i Primal Carnage to w alejce obok. My skupimy się tutaj na nieco bardziej spokojnym safari, mianowicie takim z aparatami jako głównymi narzędziami zbrodni. Krótko mówiąc - grałeś w Pokemon Snap na Nintendo 64? Tak? To już mniej więcej wiesz o czym jest dzisiejsza opisywana gierka. Ci, którzy nie mieli okazji ogarnąć wspomnianej gierki mogą czuć się nieco zagubieni, więc pozwólcie na krótkie wprowadzenie do tematu.
W DS wcielamy się w członka National Chronographic Society, specjalnego stowarzyszenia, które poświęca cały swój czas na fotografowanie wszelakich rzeczy. Tak się akurat składa, że stowarzyszenie ma w posiadaniu własną machinę czasu (niezwykle podręczne, nieprawdaż?), którą zamierza wykorzystać, aby odpowiednio obfotografować gatunki, które już dawien dawno wymarły. Mowa oczywiście o dinozaurach. Bez zbędnych ceregieli (no ok, przed zabawą można jeszcze sobie połazić po samym budynku instytutu, aby dowiedzieć się nieco ciekawostek o Ziemi z tamtego okresu, czy o samych sympatycznych dinusiach) pomocny robociko-obcy (serio, co to ma być??) ze stowarzyszenia ładuje cię do machiny czasu, wręcza specjalnie Kryształy Danych (Data Crystals) i wysyła w prehistorię - i ot, radź sobie sam, drogi graczu, od teraz gra należy do ciebie.
(z takimi panami przyjdzie nam się spotykać)
Łącznie na gracza w DS czekać będzie ponad 300 lokacji, z najróżniejszych przedziałów czasowych prehistorycznej Ziemi (podzielonych na osobne podlokacje, które, w miarę postępów w grze, będzie można odwiedzić), a co za tym idzie - 60 dinozaurów do sfotografowania. Całość oglądamy z perspektywy pierwszej osoby, co pozwala nam na dokładne obejrzenie danej lokacji w poszukiwaniu obiektu do cyknięcia słitfoci. Dinulce bowiem czasami pojawiają się normalnie w naszym polu widzenia, lecz może też pojawić się potrzeba odczekania chwili, krótszej i dłuższej, lub użyć konkretnego przedmiotu, aby wypłoszyć go z kryjówki (o tym za moment). Wspomnianych wcześniej Kryształów Danych używamy do robienia samych fotografii - tak jest, żadnych filmów czy innych kart SD, to zbyt mainstreamowe. Tutaj focie trzyma się na specjalnych kryształach, aby nie było za swojsko. W danym czasie możemy trzymać maksymalnie 5 kryształów, co przestawia się na góra 5 zdjęć w czasie jednej podróży w przeszłość. Drugą, niezwykle ważną rzeczą, która będzie o wiele bardziej upierdliwa, niż limit wspomnianych kryształów, to energia, którą zużywa nasz wehikuł czasu, ale i nie tylko. Tak właściwie to ta spada z każdą naszą akcją - używania przedmiotu czy poruszaniem się. Jedynym sposobem na odnowienie jej jest cykanie kolejnych fot dinozaurom, powrót do stowarzyszenia i oglądanie 'skompletowanych' rodzin i gatunków zwierzaków. Każda pełna odnoga drzewka rodzin/gatunków da ci nieco więcej kryształów i energii. O ile z tymi pierwszymi nie ma za bardzo problemu, gdyż nawet jak wywalisz je wszystkie (w tym też na niepoprawne fotografie), to zawsze możesz zakupić nieco więcej za energię. Tak, energię - i tu właśnie ujawnia się spory minus produkcji - poziom trudności. Nie ma innej możliwości odnowienia energii, niż fotografie wszystkich dinozaurów z danej gałęzi. Oznacza to, że jak zapędzisz się w kozi róg i będziesz mieć mało energii (bo np. sporo połaziłeś po lokacji, czy nakupiłeś kryształów) to najnormalniej w świecie zostaniesz wywalony ze stowarzyszenia (serio, sam roboto-obcy wspomina, że 'raczej powinieneś rozglądać się za nową pracą'. Wow, jednego nie można zaprzeczyć - gra serio uczy żelaznych zasad kapitalizmu :)), a to oznacza swoisty gejm ołwer i przymus powrotu do poprzedniego save'a (o ile taki w ogóle został zrobiony). Nie pomaga także fakt, że wraz z postępem w grze otrzymamy małe co nieco w postaci dodatkowych sprzętów, które pomogą w wypłoszeniu bardziej upartych/zamaskowanych milusińskich (np. radar) - ale, oczywiście, za ich użycie także płaci się energią! Cóż, na szczęście autorzy wrzucili na cedeku parę gotowych zapisów gier, m.in. jeden, w którym gracz na start otrzymuje nieco więcej niż domyślnie energii, jednak to całości za bardzo nie pomaga - trzeba grać naprawdę ostrożnie, aby nie doprowadzić do szybkiego game over'a.
(z takimi także)
Jako że gra została wydana w 1996, należy się spodziewać sporo prerenderowanej treści, szarpiących animacji, jak i braku jakiejkolwiek muzyki. Jeżeli o tym pomyśleliście, to trafiliście w dziesiątkę. :) Grafika owszem, jest całkiem staranna, jak na wspaniały rok pański dziewięćdziesiąty szósty, 256-kolorowa i nie męczy oczu, ale wspomniane animacje faktycznie mogły posiadać ciutkę więcej klatek, gdyż są odtwarzane w niektórych momentach straszliwie niepłynnie (co ciekawe całość korzysta na potęgę ze starego formatu QuickTime'a do odtwarzania treści wideo/animacji - ot widać, że była przeznaczona też i na Maci). Brak muzyki w jakiejkolwiek formie także nie pomaga, choć cieszy przynajmniej fakt występowania sporej ilości wszelakich sfx'ów (choć z drugiej strony te także są dość ...dyskusyjnej jakości). Po prostu widać, że twórcy bardziej chcieli się skupić na edukacyjnym aspekcie produkcji (nie sposób tego w jakikolwiek sposób podważyć, jako że przy jej produkcji uczestniczyli naukowcy z OMSI - Oregon Museum of Science and Industry), niż stricte gierkowym. I o ile z tym pierwszym im się jak najbardziej udało, gdyż faktycznie można się tutaj czegoś nauczyć, tak mam pewne wątpliwości co do tego drugiego. Nie dość, że czasami nieco wieje nudą, tak i wyśrubowany poziom trudności wcale nie pomaga w wykonywanym zadaniu. Tym niemniej, jako produkt jeno edukacyjny, Dinosaur Safari nawet można polecić. Zwłaszcza entuzjastom wielkich milusińskich, którzy chcieliby zobaczyć swoich ulubieńców w innych grach, niż totalna rzeźnia. Cóż, nowy Park Jurajski coraz bliżej premiery, więc kto wie?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarze, sugestie, przemyślenia? Wal śmiało!