Pamiętam, że w pradawnych czasach (1996 albo 1997, nie mogę sobie dokładnie przypomnieć) w czasopiśmie CD-Action, konkretniej w rubryce Action Redaction, pojawiły się dwie edycje mini-kącika o nazwie "Mam pomysł na grę!". Całość opierała się na listach czytelników, którzy przysyłali swoje najróżniejsze wizje, projekty i pomysły na nowe gry. Jedną z propozycji była "gra edukacyjno-zabijacko-napadalsko-strzelacka na PC". Według zamysłu autora to miał być zwykły program edukacyjny, który, za zdany sprawdzian, nagradzał gracza jakąś platformówką (lub Strip Pokerem), zaś przy zawalonej pracy zamieniał się w strzelankę FPP, w której polowało się na nauczycieli. Po cholerę tutaj wspominam o czymś takim? Otóż odnoszę wrażenie, że twórcy Sonic Schoolhouse, przynajmniej po części, mocno zainspirowali się tamtejszym pomysłem na grę.
To była tylko kwestia czasu. Marian wystąpił w grze edukacyjnej. I to nie raz, ani nie dwa. Zatem naturalnym było, aby jego największy rywal także poszerzył swoje podbojowe horyzonty i wystąpił w jakiejś produkcji dla najmłodszych. A to, że SEGA zarobiła parę tysięcy zielonych na dzieciuszkach, to już sprawa drugorzędna. Wybór padł na Bap Interactive i peceta - w 1996 roku gracze kompowi zostali uraczeni produkcją, o wdzięcznej nazwie Sonic Schoolhouse. A zaprawdę powiadam wam, że to coś, czego jeszcze świat nie widział. Nawet w najdzikszych fantazjach nie przypuszczałem, że można stworzyć grę edukacyjną w TAKIEJ konwencji. Jakiej? Cóż, uruchamiaj wyobraźnię, szybko - weź Wolfenstein'a (albo Doom'a, jak wolisz), wyrzuć z niego cały brutalny content, ten zastąp cyferkami i literkami. Puf, oto Sonic Schoolhouse. Serio.
Już sam pomysł w takiej formie niszczy mi mózg, a nawet jeszcze nie zaczęliśmy omawiać zawartości. Zacznijmy zatem najlepiej od początku - gracz wybiera jednego z dziesięciu zwierzaków (wśród cudaków jest m.in. słoń, aligator, królik czy kangur), wpisuje swoje imię/ksywę oraz wybiera się na wycieczkę po szkole Sonic'a, oglądanej w konwencji FPP. Naprawdę, to nie żaden żart. Rany, brakuje mi tylko jeszcze tutaj charakterystycznego, sprite'owego pistoletu u dołu ekranu, by moje życie było kompletne.
(no gdzie moja sprite'owa broń, co?!)
Jakby nie patrzeć - jest tutaj nieco do zrobienia. Przede wszystkim gracz może odwiedzić cztery różne klasy, które stanowią główną grę - dwie matematyczne, jedną dotyczącą czytania, drugą - ortografii. Na czym polega cała zabawa? Po wybraniu zajęć przenosimy się do danej klasy i klikamy na różnych rzeczach - tak można skwitować całość w kliku żołnierskich słowach. Na ścianach porozmieszczane są tablice z różnorakimi pytaniami, typu "ile to 3+4", "3,4,5,_ - co jest następne" tudzież "sł_wo - jakiej literki brakuje". Celem gracza jest manewrowanie po klasie, pełnej szalonych, skaczących cyfr i liter (tudzież baloników), w dodatku z oczami, znalezienie odpowiedzi na postawiony problem, oraz triumfalny powrót do tablicy, z solucją, dzierżoną w dłoni. Podczas karkołomnych manewrów należy uważać na Dr. Robotnika, który jest dupkiem jak zawsze, i nawet w szkole będzie się nam naprzykrzał - kiedy nas dorwie, zabierze nam literkę/cyferkę, którą obecnie mamy w, erm, inwentarzu (no patrzcie, szanowny doktorek został tu zredukowany do roli szkolnego łobuza! Powoli naprawdę zaczynam żałować, że nie ma tutaj żadnego pistoletu, czy innego pump action shotguna), tak więc całą wędrówkę trzeba będzie powtórzyć. Kiedy już uda nam się dostać z powrotem do tablicy i po prawidłowej odpowiedzi, na takowy wysiłek intelektualny, otwieramy drzwi do zakamarku klasy, w których, na szczęście, nie ma żadnego napalonego dyrektora, a jeden z trzech typów przedmiotów - emblemat Sonic'a, autobusu szkolnego lub też klucz. Zaczynając od ostatniego - złoty otwieracz zamków pozwala na otwarcie drzwi do innego zakamarku, bez konieczności odpowiadania na pytanie tablicowe, emblemat autobusu daje możliwość skorzystania z edukacyjnej wycieczki szkolnej, a emblematu Sonic'a można użyć do zagrania w jedną z dwóch minigier, które znajdują się na placyku szkoły.
To właśnie te ostatnie atrakcje stanowią mały odpoczynek od wyzwań intelektualnych. Wycieczka szkolna to po prostu odtwarzanie kilku filmików edukacyjnych, z których dziatwa może się dowiedzieć nieco faktów o zwierzakach czy geografii (oczywiście wszystko reżyserowane w jak najbardziej przystępnej formie dla dzieciarni). Z kolei minigierki to wybór pomiędzy typową grą pamięciową, typu "odsłoń-i-znajdź-taką-samą-parę" (ale w 3D i z postaciami/obiektami z uniwersum Sonic'a, wooo), a zbieraniem pierścieni (zapierniczamy po poletku, pełnym złotych błyskotek i Badników - zbieramy określoną ilość tych pierwszych i unikamy tych drugich). Za pomyślne ukończenie tych arcytrudnych części gameplayu, przy których Dark Souls to gra dla inwalidów umysłowych, jak i prawidłowe odpowiadanie na problemy w klasach, gracz jest nagradzany gumowymi kulkami, które służą do wypełniania automatu w głównym menu. Zebranie stówki kulek odblokowuje możliwość wydrukowania certyfikatu, który można oprawić i powiesić na ścianie, a następnie wyrywać na niego laski w parku, czy szpanować przed rodzinką faktem, że jest się tytanem intelektu, gdyż zmasterowało się grę, adresowaną dla 6-latków. A wszystkie te atrakcje opakowane są typowo Wolfensteinowo-Doomową grafiką (proste bryły, opakowane teksturami, stanowiące poziom i sprite'y jako obiekty/postacie), jednak o wiele bardziej kolorową i optymistyczną niż oryginał, oraz MIDowymi, wesołymi kompozycjami. Całość dodatkowo wspomaga Sonic, który pełni rolę narratora, mężnie komentując poczynania gracza (jak i służąc pomocą przy odczytywaniu pytania z tablicy). Cud, miód i majonez, jednak czasami chciałbym mu zapłacić, ażeby chociaż na chwilę się zamknął. Co także dodatkowo zasługuje na wzmiankę - tutaj jest tryb multiplayer! Co prawda taki split screen w ogóle się nie różni od głównego trybu, jeżeli chodzi o rozgrywkę, ale jednak dostarcza dzieciakom jedną, bardzo życiową lekcję - nie trzeba za mocno się wysilać, odpowiadając na tablicowe problemy, lepiej się zaczaić i ukraść kulki/odpowiedzi koledze, który się natrudził! (a tak serio - to kto, do cholery, stwierdził, że kradzież przedmiotów drugiego gracza będzie odpowiednia do takiej gry?!)
(Back To The School)
Dobra, dobra, już odkładając wszelkie złośliwości na bok (no cholercia, ostatecznie to wszak gra edukacyjna dla najmłodszych, czego się spodziewaliście), bowiem wybitnie już nie pasuję do grupy docelowej produktu - kieeeedyś, kiedy jeszcze dinozaury chodziły po Ziemi, gra mi się nawet podobała. Co prawda głównie siedziałem w obu klasach matematycznych, bowiem, mimo faktu, że od najmłodszych lat uczyłem się angielskiego, moja wiedza o tym języku wtedy była deczko na bakier i wolałem się nie kompromisować kolejnymi błędnymi odpowiedziami w lengłydżu albiońskim. Po upływie wieków, w dniu dzisiejszym już nieco bardziej chłodnym wzrokiem patrzę na całość, jednak jednego nie mogę SH zarzucić - program faktycznie spełnia swoją podstawową rolę, bo serio można było się czegoś nauczyć. Zwłaszcza, że program/gra (niepotrzebne skreślić) ma 5 różnych poziomów trudności. Można dostosować rozgrywkę do poziomu przedszkolnego, pierwszej, drugiej, trzeciej lub czwartej klasy. Każdy z leveli różni się, zarówno stawianymi problemami, jak i skomplikowaniem minigier (im prościej, tym mniej pierścieni należy zdobyć, by wygrać i rozgromić kosmosy). Tak więc pomijając fakt, że gra ma nieco dziwnych rozwiązań, które zapewne zostały zaimplementowane po wciągnięciu kolejnej porcji magicznego, białego proszku przez developerów, główne zadanie edukacyjne jest przez produkcję spełniane, co już stanowi swoisty sukces. Bo jeżeli chodzi o stronę techniczną, to już niestety należy się solidne chlaśnięcie z liścia programistom silnika - bardzo często zdarza się, że program nie wyrabia i zgubi kilka klatek, niezależnie od konfiguracji. Panowie, ja rozumiem, program edukacyjny, dzieciuchy nie są wybredne i nie trzeba za bardzo się przykładać - ale chociaż troszkę optymalizacji by się przydało, czyż nie? Dodatkowo projekt co niektórych zwierzaków (małpa!) może przyprawiać o solidne dreszcze (ach, te rendery 3D z drugiej połowy lat dziewięćdziesiątych...!).
Wpis traktujcie jako ciekawostkę, niż rekomendację do zagrania, gdyż nie wyobrażam sobie, by starzy użytkownicy nagle zasiadali do gry, której grupą docelową są dzieciaki w przedziale wiekowym 6-10 lat (chociaż z drugiej strony kucyki mają całe mnóstwo fanów, którzy są starymi, nomen omen, końmi), a w dodatku ma sporo, nazwijmy to, śmiesznych rozwiązań deignerskich. Jedynie czego mi tutaj szkoda, to faktu, że w teraźniejszych czasach takowa gra edukacyjna by się w ogóle nie przyjęła, albowiem dziś większość przemiłych dzieciaczków ma lepsze zajęcia intelektualne - jak np. strzelanie w Call of Duty, wyzywanie Twojej Mamy online tudzież jakieś rozpierdalanie w GTA. Trochę to smutne, nie?
I mała ciekawostka na zakończenie marudzenia - sprite Sonic'a, użyty w SH, oryginalnie pochodził z Sonic Xtreme, nieukończonego świętego Graala dla wszystkich fanów niebieskiego jeża. No no!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarze, sugestie, przemyślenia? Wal śmiało!