wtorek, 21 października 2014

70 - Harvest Moon: Friends of Mineral Town

Rok wydania: 2003

A oto i kolejna seria, moi drodzy, którą darzę niezwykłym sentymentem, jak i bardzo przyjemnie mi się w nią grywa. Może dlatego, że mam wiejskie korzenie. A może po prostu lubię farmerowanie na potęgę - kto wie.

(cudne, a przede wszystkim oryginalne wydanie HM: FoMT)

Seria HM jest ze mną od czasów dzieciakowania się, jako że w erze modemów, TPSA i niezwykle wolnych łączy internetowych pewnego dzionka od kumpla na dyskietce przytaszczyłem rom jakiejś produkcji z farmą i rolnikiem. Należy także wspomnieć, że wtedy miałem ogromny apetyt na wszelkie gierki symulacyjne, bo zagrywałem się w SimCity2000/3000/SimEarth/SimFarm itd. Tytuł niezwykle mi się spodobał, choć grałem straszliwie kalecznie (wiecie, pionierskie czasy, bez internetów czy poradników, trzeba było ze wszystkim kombinować samemu i sprawdzać rezultaty). No i, erm, tak już mi zostało. ;) Dodatkowo z tą konkretną częścią mam o tyle przyjemne wspomnienia, że to jeden z niewielu oryginalnych kartridży, jakie udało mi się swojego czasu zdobyć na poczciwego GameBoy'a Advance'a - a jak pamiętacie (lub też nie) biedne tytuły GBA-owe były podrabiane na potęgę, z bateryjką podtrzymującą pamięć na save, zamiast FRAMu/pamięci flash, która padała niczym miastowy po skosztowaniu wiejskich trunków - a razem z nią twój bezcenny zapis gry, jako że pamięć SRAM bez zasilania ulatniała się szybciej, niż zdążyłbyś krzyknąć 'mój save!!!'. Na szczęście nie miałem takowych problemów z oryginalnym HM:FoMT, więc pogrywać można było w spokoju. A należy tutaj wspomnieć, że tytuł należy do tych, w których trzeba poświęcić naprawdę sporo czasu, aby osiągnąć pożądane rezultaty.

W tejże części HMa wcielimy się po raz kolejny w młodego rolnika, o imieniu Pete. A właściwie to prawie rolnika, jako że nasz bohater z wsią niewiele miał wspólnego. Ot kilka lat temu był typowym dzieciakiem z miasta, który, podczas wycieczki z rodzicami na wieś, zgubił się (pro rodzicielstwo, 10/10) i został odnaleziony przez właściciela tamtejszej farmy, poczciwego i samotnego staruszka. Ten zaproponował rodzicom malca, by Pete został z nim na wsi na okres wakacji, jako że i tak nie ma już teraz nic lepszego do roboty. I tak też się stało, a nasz bohater zarówno spędził niezapomniane lato na łonie natury, jak i zaskarbił sobie przyjaźń właściciela farmy. Przed powrotem do domu obiecał także staruszkowi, że regularnie będą pisać do siebie listy, aby dzielić się z wrażeniami o tym i o tamtym. Pewnego dnia jednak nastąpiła głucha cisza od strony staruszka. Niewiele zastanawiając się Pete postanowił, po tylu latach, złożyć ponowną wizytę właścicielowi. Niestety, na miejscu okazuje się, że sympatyczny staruszek 6 miesięcy temu kopnął w kalendarz a, jako że nie miał żadnej bliższej rodziny, jego farma totalnie upadła i zarosła. Istny smród, brud i ubóstwo? Niekoniecznie - dziarski Pete postanawia kontynuować dzieło swojego zmarłego przyjaciela przejmując farmę na wyłączność, mając na celu przywrócenie jej do dawnej świetności. I naprawdę będzie co robić, jako że stodoła i kurnik pusty, a na polu jeno zające się ganiają. Zakasujemy rękawy i do roboty, panowie i panie!

(czy to na polu...)

Tak jest, żadnych Farmville'ów ani innych dziadostw czy ułatwień, tylko twarde i męskie zasady prowadzenia farmy. Codziennie rano wstajemy o 6:00 i mamy cały dzionek do przeznaczenia na wszelakie prace rolnicze, jak i wypady do miasta. Pole należy oczyścić z wszelkiego dziadostwa (chwasty, kamienie i kłody), przygotować ziemię do siewu (motyka w dłoń!), a następnie zasiać posiadane warzywka i codziennie podlewać, dopóki nie będą dojrzałe i gotowe do spieniężenia (pomijając zimę, naturalnie. Zresztą nie należy przesadzać, bo inaczej biedaczyna padnie ze zmęczenia i obudzi się następnego dnia w klinice miasteczka). Podobnie ze zwierzakami, jak tylko dorobimy się ich posiadania - codziennie nakarmić, zebrać jajka, wydoić i ew. ostrzyć owce. A wszystko to by naturalnie natłuć taką kupę kasy, a następnie przeznaczyć ją na dalszy rozwój naszego gospodarstwa, jak np. kupowanie kolejnych zwierząt, rozbudowa domu, zakup sprzętu AGD (do gotowania) czy ulepszanie narzędzi. Nie ma lekko, chlebek za sześć pięćdziesiąt! Jako że właściwie wszystko obraca się tu w okół pieniądza, tak, jak zapewne już się domyślił(e/a)ś, z początku będzie niezwykle ciężko, jako że waluty w portfelu będziemy mieć wybitnie mało. Tak, HM: FoMT (jak i w ogóle większość HMów) to gra która rozwija się wybitnie wolno. Z początku musisz być przygotowanym, drogi czytelniku, na częste wycieczki po górzystych terenach za twoją farmą, w celu zebrania wszelkich dóbr naturalnych, jak zioła czy trawy, które odrastają codziennie i można sprzedać - za niewielką sumę, ale na start to jak znalazł, już na jakieś ziarna czy pierwszą kurę wkrótce będzie cię stać. Z początku wolno, wolno, ale jak już uzbierasz dość na koncie, jak i kupisz nieco zwierząt do kurnika i obory, to wszystko nagle leci z górki, jako że dzienny zastrzyk gotówki ze sprzedanych produktów zapewni ci odpowiednią ilość mamony na kolejne wydatki. A żeby było jeszcze prościej - kiedy znajdziesz i zaprzyjaźnisz się z sympatycznymi skrzatami, zwanymi Harvest Sprites, ci zaproponują swoją pomoc przy większości prac rolniczych!

(...czy w lesie...)

Ale naturalnie nie samą pracą człowiek żyje, trzeba też znaleźć miejsce na zabawę czy kontakty międzyludzkie. I o tym także twórcy HM: FoMT pomyśleli. No może z zabawą to trochę na wyrost, ale kontakty jak najbardziej są na miejscu. Do miasteczka, które leży dosłownie obok twojej farmy, warto wybierać się jak najczęściej, nie tylko po zakupienie niezbędnych towarów czy zwierząt, ale ot po prostu, by pogadać z mieszkańcami (jeżeli cię polubią, to dostaniesz od nich przepis na nową potrawę!), czy znaleźć sobie wybrankę serca (ew. wybranka - jeżeli gracie w wersję dla dziewczyn vel More Friends of Mineral Town. Tych jest kilka do wyboru, więc dla każdego coś miłego) i należycie ją adorować codziennymi prezentami - kto wie, a może kiedyś się z nią/nim ożenisz, i doczekasz potomka? Taka opcja także wchodzi tutaj w rachubę! A z innych atrakcji, jakie czekają tutaj na gracza, można wymienić m.in. kopalnię, w której to można znaleźć trochę dodatkowego grosza, tudzież metale, niezbędne do ulepszania narzędzi lub wytwarzania biżuterii u kowala, czy festiwale, odbywające się w określonych dniach każdej pory roku, w którym to całe miasto zbiera się w określonym miejscu, by świętować i bawić się - ba, są to nawet niezłe sposoby, by zdobyć dość ciekawe rzeczy. Ot chociażby gdy twoja kura wygra Festiwal Kur będzie tak dumna z siebie, że zacznie znosić dosłownie złote jajka. :) Nie wspominając o tym, że takie spotkania to świetna okazja do podbudowania relacji z innymi mieszkańcami miasteczka Mineral Town.

Może troszkę późno o tym wspominam, ale ci, którzy już grali we wcześniejsze gry spod znaku HMa już wiedzą o tym dobrze, a ci którzy nie grali to teraz się dowiedzą - tak naprawdę FoMT to remake części HM: Back to Nature z PSX, wydanej w roku pańskim 2000, z odpowiednią ilością dodatkowego contentu, by ponownie przykuć graczy do konsol. Spójrzcie ot chociażby na historię, wszystkie postacie, czy nawet layout miasta - (niemalże) to samo co w HM: BtN. Naturalnie możliwości GBA nie pozwalały na zatrzymanie polygonalnego świata, dlatego też przerzucono się na stare, dobre sprite'y. Dwuwymiarowa grafika, pomimo posiadania niskiej ilości klatek animacji dla postaci (co w sumie jest dość normalne jak dla gier GBA z tamtego okresu), posiada wiele uroku, przyjemną paletę barw, jak i odpowiednią ilość detali - te dwa ostatnie dodatkowo zmieniają się w zależności od obecnej pory roku. Muzyka to z kolei znane kompozycje z BtN, jednak odpowiednio przystosowane do możliwości muzycznych konsolki.

 (...nie myśl, że uciekniesz przed wydatkami!)

Prowadzenie własnej farmy, i to w dodatku w wersji kieszonkowej, jak najbardziej początkowo bawi, jednak niestety prędzej czy później wyjdzie standardowy minus tej, czy większości części HMa - po pewnym czasie wszystko zaczyna być po prostu monotonne. Kiedy już mamy miliony na koncie, obory i kurniki pękające w szwach, kopalnię obtrzaskana na wszystkich poziomach, zacną żonkę przy boku i dziecko w kołysce, tak wykonywanie po raz n-ty codziennie tych samych zadań zaczyna być niezwykle nużące, i nawet pomoc Harvest Sprite'ów nie pomaga. To taki typowy tytuł w który ostro gra się tygodniami, by następnie go odłożyć na półkę na jakiś bliżej nieokreślony czas, a następnie znowu z radością powrócić, gdy tylko minie okres monotonnych odczuć i doznań. Śmiesznym dodatkiem także jest nieco, erm, dyskusyjna jakość tłumaczenia, gdyż roi się tutaj od błędów stylistycznych i interpunkcyjnych, a i czasami nawet ktoś coś rzuci w innym języku (np. Zack po japońsku czy Carter po niemiecku). Ot widać, że tłumacze chyba nie otrzymywali godziwego wynagrodzenia przy tym projekcie. ;) Ale pomijając te mankamenty HM: FoMT jest grą bardzo wciągającą, o ile tylko dawkuje się nią w odpowiednich proporcjach. Jeżeli lubisz tego typu klimaty, a jeszcze nie zapoznałeś się z tytułem, to najwyższy czas by w końcu dać mu szansę. Dla posiadaczy GBA/DSa jak znalazł!

4 komentarze:

  1. "ew. ostrzyć owce" Erm, ostrzenie owiec nie jest chyba typową pracą rolniczą:)

    OdpowiedzUsuń
  2. Pete'owi pogratulować rodzinki :D Muszę kiedyś na dłużej przysiąść do jakiegoś HM, bo grałem tylko raz i to bardzo pobieżnie. Wersja na małe konsolki powinna się nadać.

    OdpowiedzUsuń
  3. Gra jak znalazł dla studentów Akademii Rolniczej :P

    OdpowiedzUsuń

Komentarze, sugestie, przemyślenia? Wal śmiało!