Dostępna także na: Amiga, Atari ST
Zgaduj Zgadula, moi drodzy! Co otrzymamy po połączeniu gry mało znanej z grą naprawdę ciekawą i innowacyjną, jak na rok wydania? Małą podpowiedź macie w tytule tego posta.
Na wstępie i przede wszystkim - chciałbym życzyć wszystkim czytelniczkom, i w ogóle szanownym damom, wszystkiego dobrego i dobrejsiego z okazji Dnia Kobiet! Wasze zdrowie, miłe Panie!
Jak zapewne już zdążyliście wywnioskować (wszak to 78 wpis gierkowy tutaj...), lubię dobrą point 'n click przygodówkę. I jak zapewne także zdążyliście wywnioskować, lubię dobre RPGi. Co się stanie, gdy połączymy obie rzeczy na raz? Epicka epickość lub epicka katastrofa. Tak akurat się składa, że dzisiejsza gierka to właśnie połączenie obu wyżej wymienionych gatunków. I może w niektórych momentach robiło się nieco nieprzyjemnie, a całość nie uchroniła się od mniejszych i większych buraczków, tak na szczęście szala przechylała się bardziej w stronę epickiej epickości, niż katastrofy. Nie do końca kompletna epickość, ale taka, erm, epiciunio. :) W dodatku, jak już zapewne zdążyłeś zauważyć, drogi czytelniku, omawiana dziś gierka ma dwójkę w nazwie, więc można wywęszyć sequel - wiecie, pole do popisu, poprawienie wszystkich rzeczy, które gryzły się w poprzedniej części, 'więcej i lepiej', tego typu sprawy. Spokojnie, dojdziemy i do tego w swoim czasie. I tak szczerze mówiąc, między nami - z początku nie wiedziałem jak dokładnie mam sklasyfikować dzisiejszą gierkę, ale stwierdziłem, że point 'n click z RPGiem to dobre połączenie. A więc jedziem z tym śledziem!
Wyruszmy zatem w daleką przyszłość, mianowicie do roku 2179. Całość obraca się w okół korporacji Koshan, która postanawia całkowicie położyć swe brudne łapska na wydobywa niuniezwykle cennego surowca (Echiatone 21) na planecie Shedishan. Niezbyt to się podoba grupie Arizonian Beteker Trust, która stanowi swoisty ostatni bastion wolnego handlu i wydobywania materiałów w galaktyce. A jeszcze bardziej organizacji CFG (Confederation of the Galaxies, nie plik konfiguracyjny ;)), która po cichu postanawia raz na zawsze rozwalić Koshana, czyniąc destrukcję od środka korporacji. W tym celu kontaktują się z grupą B.A.T. (Bureau of Astral Troubleshooters), by ci wykonali nieco brudnej robótki. B.A.T wysyła do miasta Roma II (stolicy planety Shedishan) agentkę Sylvię Hadford, by ta podszyła się pod córkę wpływowego polityka, i przejęła kontrolę nad księżycem Bedhin 6, który jest jednym z największych złóż Echiatone'a 21 w obrębie atmosfery Shedishana. I wszystko było na dobrej drodze - już na drodze sądowej Sylvia miała otrzymać w posiadanie soczysty kawałek Bedhin'a 6 - gdyby nie fakt, że najwidoczniej pewni mądrzy ludzie zwęszyli podstęp i postanowili dokonać morderstwa Sylvii (na jej szczęście - nieudanego). B.A.T stwierdził, że Sylvii przyda się nieco wsparcia, i wysyła na planetę kolejnego agenta, tym razem podszywającego się pod Jehana Menasisa, niewinnego gościa, niesłusznie wsadzonego do paki za domniemany handel narkotykami. Tak, to właśnie ty, drogi graczu - właśnie w tym miejscu rozpoczyna się twoja fantastyczna przygoda na planecie Shedishan...
(przykład stylistyki komiksowej w grze - o tym za moment)
A więc myszki w dłoń i do roboty! Już na początku czeka na was niespodzianka, w postaci wyboru agenta - tego możecie dokonać z kilku predefiniowanych, lub stworzyć swojego własnego, przydzielając odpowiednie statystyki (siła, witalność, charyzma), które w mniejszym lub większym stopniu wpłyną na przebieg rozgrywki. Po tym procederze zostajemy od razu zrzuceni na ulice miasta Roma II, w którym to będziemy działać. Pierwszy ciekawy detal, który, niestety, podzielił graczy (jedni uwielbiali, inni uważali za dziwaczny i nieintuicyjny - mi akurat się podobał), to sposób poruszania się i oglądania świata. Otóż B.A.T. II: TKC to przede wszystkim przygodówka oglądana z perspektywy pierwszej osoby, a tutaj akurat mamy zastosowany zabieg stylistyczny a'la kartki komiksu. Każdą lokację oglądamy jako osobny 'panel' komiksu, zaś gdy przechodzimy do jakiejś mniejszej (np. pomieszczenia), to obraz zostaje podzielony na kolejne 'kadry', w obrębie których może poruszać się kursor myszy - i tylko w obrębie ich, poprzedni 'panel' zostanie odblokowany tylko, gdy powrócimy na lokację, którą on reprezentuje. Inne postacie z kolei przemawiają do nas, używając klasycznych dymków (lub jak kto woli - bąblów) komiksowych, co jeszcze bardziej potęguje ten specyficzny i ciekawy klimat. Jak wspomniałem wcześniej - nie każdemu to się spodobało, jako że myszkę w tym konkretnym rozwiązaniu potraktowano nieco nieintuicyjnie (przynajmniej początkowo) - lewy klawisz myszki robi wszystko, zaś prawy służy do szybkiego przeskoczenia do górnej belki interfejsu (równie ważnej, ale o tym za chwilę). No ok, może z tym 'wszystko' ciutkę przesadziłem, ale to właśnie lewy klawisz służy zarówno do klikania w przyciski, przechodzenia między lokacjami, jak i przywoływania menu kontekstowego, z którego można wybrać opcję zerknięcia do ekwipunku, rozmowy, walki czy czekania/spania. Ot po prostu trzeba się do tego przyzwyczaić.
(jedna z atrakcji turystycznych B.A.Ta II)
Wspomniałem coś o górnej belce? Owszem, bowiem tam właśnie znajduje się nas nieoceniony elektroniczny kompan - B.O.B. Powiedzmy, że to coś a'la Pipboy z Fallout'a, ale wszczepiony w skórę, zamiast zegarka. Informuje nas on zarówno o statystykach, ogólnym zdrówku i kondycji, ale także może służyć jako alarm, obwieszczający, że najwyższa pora się już przespać czy coś zjeść. Tak, tak - nie ma lekko, czas na Shedishanie płynie nieubłaganie, spać, żreć i pić się chce, a pieniądze prędzej czy później się skończą. Nie ma lekko, chlebek po sześć pięćdziesiąt - trzeba, innymi słowy, o siebie odpowiednio zadbać, jak w prawdziwym życiu. I tutaj nadchodzi wątek RPGowy, gdyż, poza standardowym przygodówkowym kombinowaniem z używaniem przedmiotów, czy gadkami z przechodniami, czeka nas też tutaj nieco walczenia, jak i innych ciekawostek. I tutaj niestety ujawnia się, według mnie, pewny minus całości - mnogość rzeczy do opanowania. Niestety, w niektórych momentach grę łapie nieprzyjemny motyw 'bez poradnika ni chuja nie ogarniesz', ze względu na całe mnóstwo pierdółek do zadbania. Nie, nie tylko stricte przygodówkowych. Pomijając już wspomniane wcześniej produkty żywieniowe czy pieniądze, mamy tutaj istny galimatias przeróżnych minigier, czy w ogóle stylów gry. Możemy tu sami jeździć samochodem po mieście (w ostateczności użyć taksówki lub pociągu), grać w gry hazardowe w kasynie, powalczyć z przeciwnikami, w luźnym stylu Albion'a czy Heroes'ów (przeciwnicy rozłożeni na siatce, sama walka toczy się automatycznie po zatwierdzeniu opcji - swoją drogą tu można walczyć z niemalże każdym, nawet losowymi przechodniami na ulicy!), zdarzeń czy postaci, które pojawiają się w ściśle określonych porach dnia i nocy, czy w ogóle strzelania do wrogów w duchu starego i dobrego Operation Wolf (celowniczek na ekranie). No no, jednego nie można zaprzeczyć - gra naprawdę chciała być ambitna, łącząc tyle rzeczy na raz! I owszem, doceniam to, jednak niestety muszę powiedzieć, że nie zawsze wychodzi to jej na zdrowie - jedne elementy są wykonane lepiej, inne nieco gorzej. Tym niemniej miło, że pomyślano o tylu różnorakich motywach. Normalnie istny prehistoryczny GTA!
(mała wycieczka po mieście Roma II)
I tak oto prezentuje się całość. Dorzućmy jeszcze do całości deczko nierówną oprawę graficzną (same projekty lokacji i postaci, animacje, jak i mnogość detali [przechodzący przechodnie!], cieszą oko, aczkolwiek całość okraszona jest nieco monotonną paletą kolorów, zwłaszcza wersja na Atari ST i Amigę, pomijając co niektóre hi-resowe obrazki czy renderowane wstawki filmowe), i całkiem niezłą oprawę audio (digitalizowane dźwięki i trackerowa muzyka), a już wychodzi nam całkiem ciekawy miszmasz. Szczerze powiedziawszy bawiłem się całkiem nieźle przy opisywanej gierce, choć raziły czasami pewne nielogiczności w scenariuszu, jak i konieczność zaglądania do poradnika, by popchnąć akcję do przodu. Ta gra jest kolejnym idealnym przykładem produkcji, która była niezwykła jak na czas wydania, jednak bardzo szybko się zestarzała. Dlatego ciężko jest mi ją polecić w dzisiejszych czasach. Owszem, mnie urzekła stylem, rozbudowanym światem, dialogami i pewnymi pomysłami, jednak nie można ukryć faktu, że tytuł najnormalniej w świecie jest mocno archaiczny pod względem zasad czy interfejsu, i bardzo szybko mógłby odstraszyć od siebie wielu potencjalnych graczy. Tak już miało wiele produkcji tu opisywanych, więc spokojnie BAT-cie, nie jesteś sam. Kto wie, może jak zaciśniesz zęby i dasz szansę produkcji, to wciągnie ciebie podobnie jak i mnie. Sczczerze powiedziawszy - jak dla mnie to kolejna gra, która zasługuje na jakiś mały 'HD treatment'. Sam świat, czy w ogóle styl komiksu do oglądania lokacji, jest na tyle ciekawy, że nie obraziłbym się o jakiegoś B.A.T'a 3, czy chociażby B.A.Ta HD, jeno z bardziej dopracowanym interfejsem i zasadami/minigrami.
Łoo, oczopląsu można dostać już od gameplay'a z Youtube (w momencie z komiksowymi dymkami). Podziwiam Cię za cierpliwość do takich tytułów :) - choć ambicji twórcom odmówić nie można.
OdpowiedzUsuń