poniedziałek, 8 lipca 2013

42 - Dragonsphere

Rok wydania: 1994

Rozerwijmy się nieco, drogi czytelniku, wszak wakacje już w pełni - zagrajmy w grę! ...nie, nie w taką grę. W nieco mniej morderczą - zerknij na screen poniżej i postaraj się przez najbliższe 5 minut w ogóle nie myśleć o serii przygodówek Sierry - King's Quest.

Gotowy? No to jedziemy:


Popatrzmy - bohaterem jest król (o imieniu Callash), całość dzieje się w fantastycznym świecie, odzianym w średniowieczne szaty, a gra to przygodówka. Hm. :) Powodzenia życzę zatem z przebiegiem naszej małej gry - a ja póki co skupię na samej produkcji. Bowiem jest tu nieco historii do opowiedzenia.

Całość tak naprawdę zaczęła się w 1992 - wtedy to twórcy Dragonsphere, firma MicroProse, stworzyła silnik MAD (skrót od MicroProse Adventure Development system), który służył szybkiemu i bezproblemowemu tworzeniu gier przygodowych, dodatkowo ubranych w oszałamiającą (jak na tamte czasy) paletę 256 kolorów. Istny szał w trampkach, publiczność szaleje. Pierwszym tytułem, który dostąpił zaszczytu bycia stworzonym na tym silniku, był Rex Nebular. Później popełniono Return of the Phantom (1993), następnie Dragonsphere... i to wszystko. Cóż, za wiele gier nie powstało w tejże technologii, czyż nie? Przede wszystkim - hem, nie były to produkcje ze stajni Sierry/LucasArts. :) A jak wiadomo w tamtych czasach karty na polu przygodówkowym już dawno były rozdane. Tym niemniej Dragonsphere czy Rex Nebular (RotP już nieco mniej) zaskarbiły sobie niemałą rzeszę fanów, i są uznawane za tytuły kultowe. Jest ku temu pewien powód, o czym za moment.

W grze, jak zapewne już się domyśliłeś, przyjdzie nam animować króla Callasha. Jednak cała fabuła rozpoczyna się 20 lat wcześniej, kiedy to szanowny ojczulek Callasha, poprzedni król królestwa Gran Callahach skopał dupsko Sawne'owi, wybitnie nieprzyjemnemu i niedobremu magowi. Niestety, nie było to klasyczne kopanie dupska, bowiem Sawne został pokonany, ale nie zabity. Moc jak i przytomność czarnoksiężnika zostały uwięzione w magicznej szklanej kuli. Wredzioch popadł w ostrą kimę, ale przynajmniej królestwem po raz kolejny wstrząsnął ...pokój. W międzyczasie szanownemu ojczulkowi kopnęło się w kalendarz, a młody Callash został nowym władcą krainy. I zapewne żyłby sobie długo i szczęśliwie u boku swojej żonki, gdyby nie jeden wybitnie nieprzyjemny detal - wspomniana szklana kula, która więzi moc maga (reprezentowana jako miniaturowy smok) zaczyna pękać. A to oznacza tylko jego - Sawne powoli się budzi i z pewnością zechce swoistej zemsty. Niedoczekanie jego - kontrolując Callasha gracz zwiedzi wszystkie zakątki fantastycznego królestwa (poza naszym zamkiem - trzy inne krainy, zamieszkałe przez trzy odmienne rasy - w tym zmiennokształtnych!), aby ostatecznie dostać się do wieży w której śpi mag i wyrównać porachunki. A przynajmniej tak by się zdawało...? Tak naprawdę to tylko 1/2 fabuły gry, gdyż w mniej więcej połowie rozgrywki następuje dość nieoczekiwany zwrot akcji, a wszystko, w co jak dotąd wierzyłeś, okazuje się fałszywe. Nie będę tutaj niczego spojlerował - ale mimo wszystko warto samemu się dowiedzieć co się wydarzy.

Tak powiem wam szczerze - ciężko cokolwiek pisać o takich produkcjach, gdzie całość można podsumować w kilku żołnierskich słowach. Ot przygodówka, no przygodówka, czego przydałoby się oczekiwać - zbierania przedmiotów, rozmawiania z napotkanymi postaciami, rozwiązywania postawionych problemów, czy czasami rozgromienia jakiejś zagadki logicznej, która podsuwają nam projektanci. Wszystko to jest obecne w DS - piastowski korzeń przygodówki jak najbardziej istnieje w opisywanej produkcji. I na tym mógłbym zakończyć ten wpis, gdyby nie kilka sympatycznych detali, dzięki którym DS wybija się ponad przygodówkową przeciętność. Przede wszystkim - sam interfejs. Jak mogłeś dostrzec na początkowym screenie - są tutaj, znane z SCUMMowych gierek Lucas Arts, standardowe komendy typu 'popatrz', 'pchnij', 'rozmawiaj' czy 'rzuć'. Ale czy zwróciłeś uwagę, że nie ma tutaj żadnej komendy typu 'użyj'? Tutaj używa się zdobytych przedmiotów nieco inaczej, niż w innych grach z tego gatunku. Nie ma tutaj ogranego schematu 'użyj x na y'. Tutaj każdy przedmiot ma zdefiniowane zachowania, których można użyć w danych sytuacjach. Tak więc na ten przykład wybranie pierścienia przywoła dwie opcje - można go potrzeć, ale można też wywołać jego moc. Z kolei miecz ma zdefiniowane takie zachowania jak 'pchnięcie', 'atak' czy 'drążenie' (w jakimś materiale). Ułatwia to nieco działanie w terenie, gdyż w ten sposób samo patrzenie na predefiniowane zachowania umożliwi szybkie skapnięcie się co do miejsca użycia wybranego przedmiotu. Właściwie można się skusić o stwierdzenie, że owa produkcja była tworzona wybitnie pod młodszych graczy, ze względu na system używania przedmiotów, jak i brak permanentnej śmierci głównego bohatera - motyw który niezwykle przeszkadzał co niektórym w grach spod bandery Sierry. Zwróć uwagę, że użyłem słowa 'permanentna' - owszem, zginąć tutaj możesz w kilku miejscach, jednak nie niesie to straszliwych konsekwencji w postaci wczytywania save'a, którego zrobiłeś 3 godziny wcześniej - po nieudanej akcji postać, cała i zdrowa, wraca do miejsca przed felerną decyzją. Tak więc nic nie stoi na przeszkodzie by przemyśleć swoją strategię i odpowiednio ją zmienić - by tym razem szanowny król Callash nie zginął haniebną śmiercią - bez konieczności klikania przycisku 'Restore'. I byłbym zapomniał - gra ma charakter otwarty, nie ma tutaj żadnej hermetyzacji miejscówek - nic nie stoi na przeszkodzie by zwiedzać krainę jednej rasy, następnie szybko transportować się do kolejnej (ba, nawet to będzie wymagane).

(król Callash w całej okazałości!)

Stali bywalcy tego bloga zapewne czekają na odpowiedź na najbardziej nurtujące pytanie, jeżeli chodzi o przygodówki - logiczność i stopień skomplikowania zagadek. Spokojnie, z tym pierwszym jest jak najbardziej ok, głównie ze względu na wspomniany system używania przedmiotów - nie ma tutaj żadnych miejsc, w których łączymy skarpety z akordeonem, następnie używamy tegoż krokodylu, by zdobyć trabanta, wszystko jest jak najbardziej logiczne i klarowne. Ze stopniem skomplikowania zagadek jest już ciutkę gorzej. Jak wspomniałem wcześniej - gra jest jakby adresowana dla młodszego gracza. I początkowo zagadki faktycznie nie są jakieś zawiłe, wszystko jest do ogarnięcia, nawet i przez średnio wprawionego grającego. Byłoby bardzo fajnie, gdyby nie wieża maga, którą odwiedzimy w mniej więcej połowie gry - co niektóre zagadki (magiczny portal!) są tam nieźle przegięte - uszanowania dla ciebie i twojej rodziny, jeżeli bez jakiejkolwiek solucji udało ci się dostać do samego czarnoksiężnika. A szkoda, gdyby nie ten drobny spike w poziomie trudności, wszystko byłoby jak najbardziej idealne. No cóż, prawie wszystko...
...bowiem kolejnym mankamentem jest sama długość gry. Wszystko być może brzmiało bardzo imponująco, ze zwrotem akcji w połowie, jednak nie daj uśpić twej czujności - wprawieni gracze przejdą tą grę w góra dwa wieczory. Czemu nie jeden wieczór? Tutaj ujawnia się prawdopodobnie największy minus gry - cholerne zadania logiczne. Nie, nie mam tutaj na myśli jakiegoś naciskania guziczków w odpowiedniej kolejności, czy skakanie w filara na filar (niektóre się kruszą), to już klasyka gatunku. O wiele bardziej wpieniająca jest minigierka, którą będziemy musieli rozegrać z pustynnym sułtanem, która bazuje na ...szczęściu gracza, niż na jakichkolwiek umiejętnościach/logicznym rozumowaniu. I to w dodatku łącznie będziemy musieli przecierpieć tę część 4 razy! Nie wiem jaki geniusz pomyślał, że będzie to dobry pomysł, ale mogę na to pytanie już odpowiedzieć - nie, zdecydowanie nie był. Na szczęście grę można zapisać w trakcie rozgrywania minigierki, bo nie wyobrażam sobie nagłego przegrania, gdy brakowało nam tylko kilku punkcików do zwycięstwa (a i tak się może zdarzyć) i powtarzania całości od początku...

Wylaliśmy nieco pomyj na tytuł, ale nie odchodź od monitora, gdyż jest jeszcze coś do powiedzenia. Przede wszystkim - grafika. Owszem, tła i widoczki wyglądają jak najbardziej miodnie, zwłaszcza na niską rozdzielczość i 256-kolorową paletę, jednak nie o to mi się tutaj rozchodzi. Animacje, panie, animacje. Może i postacie są wykonane z niewielkiej ilości pikseli, jednak ich animacje są niezwykle płynne, pełne gracji i najnormalniej w świecie niezwykle cieszą oko. Aż podziw człowieka bierze, że tak niewielką kupkę pikseli można było tak świetnie zaanimować. Jeżeli zaś chodzi o muzykę - motyw przewodni jak najbardziej wpada w ucho, podobnie jak inne kompozycje, ale żadna z nich jakoś nie zapadła mi w pamięci.

Dla wszystkich, którzy chcą być nieskazitelnie czyści i szlachetni - Dragonsphere jest dostępny za darmo na GOGu, więc nie stoi nic na przeszkodzie by zaopatrzyć się w legalną i pełną wersję. Mimo wszelkich buraczków gra może jak najbardziej dostarczyć wielu miłych chwil, zwłaszcza fabularnych, czy z ogólnego projektu królestwa, po którym przyjdzie nam człapać. Polecam, zwłaszcza fanom przygodówek, czy wszelkich ciekawych produkcji DOSowych.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze, sugestie, przemyślenia? Wal śmiało!