Jako że poprzednia część maratonu bardzo się spodobała, tak też z pełną mocą powracam w świątecznych klimatach. Wszak drugi dzień świąt, brzuchy pełne wszelakich smakowitości, a za oknem gdzieniegdzie już zrobiło się biało - idealna okazja!
Czy święta mijają wam w rodzinnej, ciepłej, miłej i [wstaw odpowiedni przymiotnik] atmosferze? Mam nadzieję, jako że w tym czasie nie powinno być inaczej. To pozwólcie zatem, że i ja też dorzucę swoją cegiełkę do świątecznych nastrojów w postaci małego maratonu, w czasie to którego nieco pokatuję się starymi gierkami z wszelakimi świątecznymi motywami. Podobnie jak w przypadku poprzedniej części maratonu (która już ma ponad rok - ale ten czas leci!) - wszystkie gry odpalane są na prawdziwym starym kompie, z DOSem 7.0 na pokładzie. Żadnych maszyn wirtualnych, DosBoxów i innych przekłamań - czysty oldskul na maksa. I wybaczcie też niekoniecznie najlepszą jakość zdjęć, jako że jedyny program robiący sensowne screenshoty pod DOSem nie działa z większością gier. Postanowiłem też, że tym razem każdy tytuł będzie opisany krótko i zwięźle, aby nikomu treść się nie przejadła i zaszkodziła (wszak święta to czas odpoczynku, czyż nie?). Ok, tyle tytułem wstępu - zakładajcie zatem swoje czapki Mikołaja i przygotujcie się na świąteczną podróż do lat 90!
Czy święta mijają wam w rodzinnej, ciepłej, miłej i [wstaw odpowiedni przymiotnik] atmosferze? Mam nadzieję, jako że w tym czasie nie powinno być inaczej. To pozwólcie zatem, że i ja też dorzucę swoją cegiełkę do świątecznych nastrojów w postaci małego maratonu, w czasie to którego nieco pokatuję się starymi gierkami z wszelakimi świątecznymi motywami. Podobnie jak w przypadku poprzedniej części maratonu (która już ma ponad rok - ale ten czas leci!) - wszystkie gry odpalane są na prawdziwym starym kompie, z DOSem 7.0 na pokładzie. Żadnych maszyn wirtualnych, DosBoxów i innych przekłamań - czysty oldskul na maksa. I wybaczcie też niekoniecznie najlepszą jakość zdjęć, jako że jedyny program robiący sensowne screenshoty pod DOSem nie działa z większością gier. Postanowiłem też, że tym razem każdy tytuł będzie opisany krótko i zwięźle, aby nikomu treść się nie przejadła i zaszkodziła (wszak święta to czas odpoczynku, czyż nie?). Ok, tyle tytułem wstępu - zakładajcie zatem swoje czapki Mikołaja i przygotujcie się na świąteczną podróż do lat 90!
Zacznijmy może tak tradycyjnie, rzekłbym nawet - klasycznie. Co powiecie na grę z nikim innym, jak Świętym Mikołajem w roli głównej? Oto Santa's Xmas Caper, wydany na całe mnóstwo platform (PC, Amiga, wcześniej też C64...) w 1993 roku - my akurat skupimy się na wersji na kompa, naturalnie.
W gierce, jak już wspomniałem, wcielamy się w rolę samego Świętego, który ma nie lada problem - szanowny Mikuś pogubił wszystkie prezenty, a bez nich z wesołej Gwiazdki nici. Naturalnie nie zawiedziemy milionów dzieciaków na całym świecie, i pomożemy mu w zebraniu zagubionych pakunków, ratując święta zarazem. Ot nieskomplikowana platformówka 2D, w której używa się śnieżek do tymczasowego oszałamiania przeciwników (helikopterki, pingwiny, jakieś fioletowe wory i masa innych cudaków - o zabijaniu ich nie ma mowy, wszak to gra świąteczna. Ot po prostu niewinne rzucanie śnieżkami). Nic nadzwyczajnego, poza poziomem trudności, który czasami potrafi przygnieść - śnieżnymi kulami możemy miotać tylko przed siebie, przeciwnicy w najmniej odpowiednich momentach przestają być 'oszołomieni', a wykonywanie skoków nie zawsze jest tak proste, na jakie wygląda. Tym niemniej tytuł jest jak najbardziej pocieszny, a z głośników przez całą rozgrywkę przygrywają nam wesołe AdLib'owe kolędy - czegoż chcieć więcej?
A teraz słówko historii - w prehistorycznych czasach lat 90 wiele firm tworzących gry komputerowe na święta wydawały specjalne "christmas version" swoich produktów - czy to jakieś mniejsze demko, shareware'owy epizod, lub cała, przemianowana na klimaty świąteczne, gra. Na tym polu najbardziej zasłynęli twórcy GTA, jeszcze wtedy znani jako DMA Design, którzy stworzyli niezwykle wciągającą i grywalną serię Lemmings. W pierwszej połowie lat 90 wydali oni łącznie 4 specjalne wersje wspomnianego tytułu, w sam raz na święta: Xmas Lemmings 1991 i 1992, oraz Holiday Lemmings 1993 i 1994. Dwa pierwsze były świątecznymi demkami, posiadającymi 4 poziomy, zaś dwa ostatnie to pełnoprawne, sprzedawane w sklepach, tytuły, z 16 nowymi levelami, w dodatku wydane także na poczciwą Amisię. Dla fanów tytułu - prezent idealny!
O samych zasadach Lemmingów rozpisywać się nie będę w większym detalu, bo jeżeli nie wiesz o co biega w grze, to raczej zasługujesz na 20 lat kamieniołomów, niż czytanie tego posta. :) Nadal będziemy musieli się wykazać kombinowaniem i szybkimi refleksami, kierując stadko głupiutkich Lemmingów (tym razem ubranych w gustowne stroje Świętego Mikołaja), aby te bezpiecznie przemierzyły dany poziom i trafiły do przytulnego domku, korzystając z pomocy zestawu przeróżnych zdolności (basher, digger, floater, climber itd.). Naturalnie jak na edycję świąteczną przystało szata graficzna zrobiła się przyjemnie biała, a na poziomach pojawiły się przeróżne smaczki, jak prezenty czy podskakujące bałwany. Same nowe levele nie stanowią jakiegoś niesamowitego wyzwania logicznego (no może poza co niektórymi z ostatnich poziomów w obu Holiday Lemmings, gdzie trzeba naklikać się swoje), więc taka nieskomplikowana, a wciągająca rozrywka jest w sam raz na święta, aby odpocząć od wszelkich domorosłych generałów, poważnych żołdaków i innego strzelania do obcych. Lekko, miło i przyjemnie.
Wspominając o specjalnych świątecznych wersjach gier nie mogę zapomnieć o jednym absolutnym kozaku, który wcale a wcale nie myśli o przejściu na emeryturę, i nadal jest lubiany przez cały ogrom graczy na świecie. Mowa o nikim innym, jak o Jazz Jackrabbicie! O zimowych przygodach poczciwego długouchego z drugiej części gry pisałem rok temu w osobnym poście, ale teraz należałoby także nieco więcej wspomnieć o jego pierwszych wystąpieniach w 'christmas version'. Otóż Epic Megagames w latach 1994 i 1995 na święta zafundowało graczom nie lada niespodziankę - freeware'owe epizody JJ1 (nazwane odpowiednio Holiday Hare '94 i Holiday Hare '95, wydane jako osobne gierki na silniku JJ1, więc nie wymagały podstawki), rozgrywające się na zimowo-świątecznych planetach. I to zupełnie za darmochę, więc czemu miałoby się nie podobać, wszystko cud, miód i maliny. :)
Jeżeli przez ostatnie 19 lat z uporem maniaka omijałeś tego typu gierki, to spieszę z szybkim wyjaśnieniem - JJ to dwuwymiarowy platformer, z królikiem w roli głównej, który to dziarsko pędzi przed siebie i wali z giwery w hordy złych żółwi (jak i innych potworków). Tak, stary, dobry Jazz Jackrabbit, którego polubiło tylu graczy, tym razem w świąteczno-zimowej oprawie, wyrusza na planetę Holidaius (HH94)/Candion (HH95), aby (jak zwykle) pokrzyżować plany demonicznego Devana Shella, postrzelać nieco dla sportu do żółwi i zjeść sporo słodkości. Wszystko to w akompaniamencie naprawdę świetnych trackerowych kawałków (co niektóre z nich były nawet użyte później na multiplayerowych świątecznych mapkach w JJ2), więc nic dziwnego, że taka formuła freeware'u tak bardzo spodobała się graczom. Ba, wszak rok później dostali kolejną dawkę gierkowych świątecznych pyszności, więc komu przyszło do głowy narzekać na taki stan rzeczy. A tak na marginesie, z cyklu wiedzy (bez)użytecznej - Holiday Hare '94 na każdym ze swoich 3 poziomów korzystał ze zmiennej palety kolorów - techniki, która domyślnie nie była używana w JJ1 (i na dobre pojawiła się dopiero w drugiej części przygód zielonego królika). Podobny myk wykorzystano także w HH95.
Jazz Jackrabbita mamy załatwionego, ale za nic nie mogę zapomnieć o pewnej innej gierce, a właściwie jej specjalnej świątecznej edycji, która swojego czasu także święciła triumfy na ekranach wielu monitorów na całym świecie. Panie i niepanie - oto SkyRoads Xmas Special!
Spostrzegawczy czytelnicy tego bloga zaraz wyczują, że, erm, 'podstawowy' SkyRoads był jedną z pierwszych gier, które były opisywane na łamach tego przybytku. Zainteresowanych odsyłam tutaj. A dla tych, którzy są niecierpliwi, telegraficzny skrót - SkyRoads to nieskomplikowana arcade'owa gierka, w której lecimy stateczkiem (którego sami rozpędzamy i hamujemy, w zależności od potrzeby) na polygonalnej trasie, omijając wszelkie 'dziury', ściany i niebezpieczne wystające elementy, by spokojnie dostać się na koniec levelu. I tak dalej, i tak dalej, przez kolejne trasy i światy. Jak wspomniałem w powyższym poście, SR swojego czasu był obecny na twardych dyskach wielu komputerów, więc nic dziwnego, że twórcy szarpnęli się także i na specjalną edycję świąteczną tego hitu - i wyszło im naprawdę zacnie! Gracze na święta otrzymali 10 światów (każdy z odmiennym, świątecznym tłem) i 30 tras do, erm, przelecenia. Można wręcz pokusić się o stwierdzenie, że SR XS to jakoby swoista druga część przygód dzielnego stateczka gwiezdnego.
Kolejnym tytułem, utrzymanym w świątecznych klimatach, jednak nieco mniej znanym, jest Jetpack, konkretniej to Jetpack Christmas Special! Tak, dobrze przeczytaliście, to nie literówka - nie znany i lubiany Jetpac, a nieco inna gierka - Jetpack. Może liczono na podobną nazwę, która pomoże w zdobywaniu popularności? Niezbyt się udało, jako że owszem, gierka się spodobała, ale nie podbiła milionów serc graczy. Ale jednak podbiła na tyle, że obecnie smaży się jej sequel (choć się go smaży i smaży, i nie można wysmażyć...)
O co tu biega? Po raz kolejny wcielamy się w rolę Świętego Mikusia i mamy za zadanie zebranie wszystkich rozwalonych tu i ówdzie prezentów. Jako że podarków jest naprawdę dużo, poziomy są jeszcze większe, a wszędzie kręcą się wścibskie roboty, którym, jak widać, nie podoba się zawód Mikołaja, tak też pomoc gracza będzie jak najbardziej potrzebna. Ot nieskomplikowana gierka logiczna, coś na wzór takich przebojów jak Lode Runner czy Boulder Dash (bez tytułowych Boulderów). I domyślnie jest jak najbardziej fajnie, lecz na dłuższą metę (tj. więcej niż 10 minut) produkcję zaczyna podgryzać straszny minus - robi się po prostu nudno. Jak już wspomniałem - kolejne levele są dość rozbudowane, prezentów do zdobycia masa, a Mikołaj nie porusza się za szybko. Miło, że do naszej dyspozycji dołożono kilka przydatnych (i umilających życie) gadżetów (w tym tytułowy Jetpack), jednak koniec końców - prędzej czy później do rozgrywki wkradnie się ta paskudna nuda. Szkoda, mogło być tak pięknie, a wyszło jak zawsze...
Wszystkie rzeczy kiedyś się skończą, i nie inaczej jest z tym wpisem. Zatem na sam koniec pozwólmy sobie na mały chillout przy gierce, która wcale nie jest taka stara (przynajmniej w porównaniu z pozostałymi produkcjami), gdyż została stworzona przez naszych braci w Norwegii w roku 2003. W dodatku to indyczek (który wtedy był po prostu znany jako 'freeware'), a nie żadna ogromna produkcja równie ogromnego studia. Przed państwem - Sint Nicoolas.
I oto przed nami kolejny gra, w której wcielimy się w postać Świętego Mikołaja, który pogubił swoje prezenty (toż to chyba już jakiś stały motyw w grach świątecznych, nieprawdaż? ;)). Co jednak wyróżnia Sint Nicolaasa na tle innych krismesowych tytułów to sam sposób postępowania z prezentami. Mamy tutaj bowiem do czynienia z dwuwymiarowym platformerem z małą domieszką elementów logicznych. Tutaj nie wystarczy tylko zebrać prezentu i szlus - należy także odnaleźć komin, do którego należy przetransportować cenne podarki. Zagubione paczki będą podążać za szanownym Mikusiem, dopóki ten nie znajdzie odpowiedniego komina (pod którym nawet pojawia się cyferka, oznaczająca ilość pakunków, jakie doń trzeba wrzucić). Naprawdę pocieszna gierka, która niezwykle (głównie przez charakterystyczną grafikę) kojarzy mi się ze SNESowymi przygodami wąsatego hydraulika (Super Mario World czy All-Stars). Jedyną rzeczą, do której mógłbym się tu przyczepić, to mechanika skoku - Mikołaj, jak na osobnika przy tuszy przystało, wykonuje skok niezwykle ociężale, co skutecznie wpływa na samą jakość wykonywanego manewru. A jako że jest to w głównej mierze platformer 2D, tak też precyzja skoków ma bardzo istotne znaczenie. Tym niemniej w produkcję jak najbardziej można pyknąć - ba, istnieje nawet wersja dla Windowsów, gdyby DOSy były dla ciebie zbyt straszne.
Uff, i tak oto dobrnęliśmy do szczęśliwego końca maratonu świątecznego, złożonego z sześciu krismesowych tytułów. Patrzcie państwo - rozpocząłem granie i pisanie, kiedy powoli i leniwie się ściemniało za oknem, a tu proszę, już ciemna noc i nowy dzień. No nic, nie pozostaje nic innego jak tylko kończyć już moje marudzenie o DOSowych gierkach świątecznych. Ale zanim definitywnie już skończę pisać, to pozwolę sobie na małe (i nieco spóźnione) życzenia świąteczno-noworoczne dla wszystkich czytelników - zdrowia, zdrowia i jeszcze raz pieniędzy! Najlepszego wam. :) Mam nadzieję, że odpowiednio odpoczęliście i podjedliście przez te święta!
A teraz słówko historii - w prehistorycznych czasach lat 90 wiele firm tworzących gry komputerowe na święta wydawały specjalne "christmas version" swoich produktów - czy to jakieś mniejsze demko, shareware'owy epizod, lub cała, przemianowana na klimaty świąteczne, gra. Na tym polu najbardziej zasłynęli twórcy GTA, jeszcze wtedy znani jako DMA Design, którzy stworzyli niezwykle wciągającą i grywalną serię Lemmings. W pierwszej połowie lat 90 wydali oni łącznie 4 specjalne wersje wspomnianego tytułu, w sam raz na święta: Xmas Lemmings 1991 i 1992, oraz Holiday Lemmings 1993 i 1994. Dwa pierwsze były świątecznymi demkami, posiadającymi 4 poziomy, zaś dwa ostatnie to pełnoprawne, sprzedawane w sklepach, tytuły, z 16 nowymi levelami, w dodatku wydane także na poczciwą Amisię. Dla fanów tytułu - prezent idealny!
O samych zasadach Lemmingów rozpisywać się nie będę w większym detalu, bo jeżeli nie wiesz o co biega w grze, to raczej zasługujesz na 20 lat kamieniołomów, niż czytanie tego posta. :) Nadal będziemy musieli się wykazać kombinowaniem i szybkimi refleksami, kierując stadko głupiutkich Lemmingów (tym razem ubranych w gustowne stroje Świętego Mikołaja), aby te bezpiecznie przemierzyły dany poziom i trafiły do przytulnego domku, korzystając z pomocy zestawu przeróżnych zdolności (basher, digger, floater, climber itd.). Naturalnie jak na edycję świąteczną przystało szata graficzna zrobiła się przyjemnie biała, a na poziomach pojawiły się przeróżne smaczki, jak prezenty czy podskakujące bałwany. Same nowe levele nie stanowią jakiegoś niesamowitego wyzwania logicznego (no może poza co niektórymi z ostatnich poziomów w obu Holiday Lemmings, gdzie trzeba naklikać się swoje), więc taka nieskomplikowana, a wciągająca rozrywka jest w sam raz na święta, aby odpocząć od wszelkich domorosłych generałów, poważnych żołdaków i innego strzelania do obcych. Lekko, miło i przyjemnie.
Wspominając o specjalnych świątecznych wersjach gier nie mogę zapomnieć o jednym absolutnym kozaku, który wcale a wcale nie myśli o przejściu na emeryturę, i nadal jest lubiany przez cały ogrom graczy na świecie. Mowa o nikim innym, jak o Jazz Jackrabbicie! O zimowych przygodach poczciwego długouchego z drugiej części gry pisałem rok temu w osobnym poście, ale teraz należałoby także nieco więcej wspomnieć o jego pierwszych wystąpieniach w 'christmas version'. Otóż Epic Megagames w latach 1994 i 1995 na święta zafundowało graczom nie lada niespodziankę - freeware'owe epizody JJ1 (nazwane odpowiednio Holiday Hare '94 i Holiday Hare '95, wydane jako osobne gierki na silniku JJ1, więc nie wymagały podstawki), rozgrywające się na zimowo-świątecznych planetach. I to zupełnie za darmochę, więc czemu miałoby się nie podobać, wszystko cud, miód i maliny. :)
Jeżeli przez ostatnie 19 lat z uporem maniaka omijałeś tego typu gierki, to spieszę z szybkim wyjaśnieniem - JJ to dwuwymiarowy platformer, z królikiem w roli głównej, który to dziarsko pędzi przed siebie i wali z giwery w hordy złych żółwi (jak i innych potworków). Tak, stary, dobry Jazz Jackrabbit, którego polubiło tylu graczy, tym razem w świąteczno-zimowej oprawie, wyrusza na planetę Holidaius (HH94)/Candion (HH95), aby (jak zwykle) pokrzyżować plany demonicznego Devana Shella, postrzelać nieco dla sportu do żółwi i zjeść sporo słodkości. Wszystko to w akompaniamencie naprawdę świetnych trackerowych kawałków (co niektóre z nich były nawet użyte później na multiplayerowych świątecznych mapkach w JJ2), więc nic dziwnego, że taka formuła freeware'u tak bardzo spodobała się graczom. Ba, wszak rok później dostali kolejną dawkę gierkowych świątecznych pyszności, więc komu przyszło do głowy narzekać na taki stan rzeczy. A tak na marginesie, z cyklu wiedzy (bez)użytecznej - Holiday Hare '94 na każdym ze swoich 3 poziomów korzystał ze zmiennej palety kolorów - techniki, która domyślnie nie była używana w JJ1 (i na dobre pojawiła się dopiero w drugiej części przygód zielonego królika). Podobny myk wykorzystano także w HH95.
Jazz Jackrabbita mamy załatwionego, ale za nic nie mogę zapomnieć o pewnej innej gierce, a właściwie jej specjalnej świątecznej edycji, która swojego czasu także święciła triumfy na ekranach wielu monitorów na całym świecie. Panie i niepanie - oto SkyRoads Xmas Special!
Spostrzegawczy czytelnicy tego bloga zaraz wyczują, że, erm, 'podstawowy' SkyRoads był jedną z pierwszych gier, które były opisywane na łamach tego przybytku. Zainteresowanych odsyłam tutaj. A dla tych, którzy są niecierpliwi, telegraficzny skrót - SkyRoads to nieskomplikowana arcade'owa gierka, w której lecimy stateczkiem (którego sami rozpędzamy i hamujemy, w zależności od potrzeby) na polygonalnej trasie, omijając wszelkie 'dziury', ściany i niebezpieczne wystające elementy, by spokojnie dostać się na koniec levelu. I tak dalej, i tak dalej, przez kolejne trasy i światy. Jak wspomniałem w powyższym poście, SR swojego czasu był obecny na twardych dyskach wielu komputerów, więc nic dziwnego, że twórcy szarpnęli się także i na specjalną edycję świąteczną tego hitu - i wyszło im naprawdę zacnie! Gracze na święta otrzymali 10 światów (każdy z odmiennym, świątecznym tłem) i 30 tras do, erm, przelecenia. Można wręcz pokusić się o stwierdzenie, że SR XS to jakoby swoista druga część przygód dzielnego stateczka gwiezdnego.
Kolejnym tytułem, utrzymanym w świątecznych klimatach, jednak nieco mniej znanym, jest Jetpack, konkretniej to Jetpack Christmas Special! Tak, dobrze przeczytaliście, to nie literówka - nie znany i lubiany Jetpac, a nieco inna gierka - Jetpack. Może liczono na podobną nazwę, która pomoże w zdobywaniu popularności? Niezbyt się udało, jako że owszem, gierka się spodobała, ale nie podbiła milionów serc graczy. Ale jednak podbiła na tyle, że obecnie smaży się jej sequel (choć się go smaży i smaży, i nie można wysmażyć...)
O co tu biega? Po raz kolejny wcielamy się w rolę Świętego Mikusia i mamy za zadanie zebranie wszystkich rozwalonych tu i ówdzie prezentów. Jako że podarków jest naprawdę dużo, poziomy są jeszcze większe, a wszędzie kręcą się wścibskie roboty, którym, jak widać, nie podoba się zawód Mikołaja, tak też pomoc gracza będzie jak najbardziej potrzebna. Ot nieskomplikowana gierka logiczna, coś na wzór takich przebojów jak Lode Runner czy Boulder Dash (bez tytułowych Boulderów). I domyślnie jest jak najbardziej fajnie, lecz na dłuższą metę (tj. więcej niż 10 minut) produkcję zaczyna podgryzać straszny minus - robi się po prostu nudno. Jak już wspomniałem - kolejne levele są dość rozbudowane, prezentów do zdobycia masa, a Mikołaj nie porusza się za szybko. Miło, że do naszej dyspozycji dołożono kilka przydatnych (i umilających życie) gadżetów (w tym tytułowy Jetpack), jednak koniec końców - prędzej czy później do rozgrywki wkradnie się ta paskudna nuda. Szkoda, mogło być tak pięknie, a wyszło jak zawsze...
Wszystkie rzeczy kiedyś się skończą, i nie inaczej jest z tym wpisem. Zatem na sam koniec pozwólmy sobie na mały chillout przy gierce, która wcale nie jest taka stara (przynajmniej w porównaniu z pozostałymi produkcjami), gdyż została stworzona przez naszych braci w Norwegii w roku 2003. W dodatku to indyczek (który wtedy był po prostu znany jako 'freeware'), a nie żadna ogromna produkcja równie ogromnego studia. Przed państwem - Sint Nicoolas.
I oto przed nami kolejny gra, w której wcielimy się w postać Świętego Mikołaja, który pogubił swoje prezenty (toż to chyba już jakiś stały motyw w grach świątecznych, nieprawdaż? ;)). Co jednak wyróżnia Sint Nicolaasa na tle innych krismesowych tytułów to sam sposób postępowania z prezentami. Mamy tutaj bowiem do czynienia z dwuwymiarowym platformerem z małą domieszką elementów logicznych. Tutaj nie wystarczy tylko zebrać prezentu i szlus - należy także odnaleźć komin, do którego należy przetransportować cenne podarki. Zagubione paczki będą podążać za szanownym Mikusiem, dopóki ten nie znajdzie odpowiedniego komina (pod którym nawet pojawia się cyferka, oznaczająca ilość pakunków, jakie doń trzeba wrzucić). Naprawdę pocieszna gierka, która niezwykle (głównie przez charakterystyczną grafikę) kojarzy mi się ze SNESowymi przygodami wąsatego hydraulika (Super Mario World czy All-Stars). Jedyną rzeczą, do której mógłbym się tu przyczepić, to mechanika skoku - Mikołaj, jak na osobnika przy tuszy przystało, wykonuje skok niezwykle ociężale, co skutecznie wpływa na samą jakość wykonywanego manewru. A jako że jest to w głównej mierze platformer 2D, tak też precyzja skoków ma bardzo istotne znaczenie. Tym niemniej w produkcję jak najbardziej można pyknąć - ba, istnieje nawet wersja dla Windowsów, gdyby DOSy były dla ciebie zbyt straszne.
Uff, i tak oto dobrnęliśmy do szczęśliwego końca maratonu świątecznego, złożonego z sześciu krismesowych tytułów. Patrzcie państwo - rozpocząłem granie i pisanie, kiedy powoli i leniwie się ściemniało za oknem, a tu proszę, już ciemna noc i nowy dzień. No nic, nie pozostaje nic innego jak tylko kończyć już moje marudzenie o DOSowych gierkach świątecznych. Ale zanim definitywnie już skończę pisać, to pozwolę sobie na małe (i nieco spóźnione) życzenia świąteczno-noworoczne dla wszystkich czytelników - zdrowia, zdrowia i jeszcze raz pieniędzy! Najlepszego wam. :) Mam nadzieję, że odpowiednio odpoczęliście i podjedliście przez te święta!
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarze, sugestie, przemyślenia? Wal śmiało!