Nie tak dawno temu na wydziale przepięknej uczelni, na której się edukuję, zostało otwarte robiące wrażenie Laboratorium Lotnictwa. Miałem niejedną okazję zobaczenia symulatorów z bliska (nawet jedną polatania), zatem ból mej dupy sięgał zenitu, gdy na liście obieralnych przedmiotów dodatkowych nie widniał żaden związany z tym przybytkiem. No cóż, dla takich jak ja (jak i czytelników, którzy chcieliby, a nie mogą) zawsze pozostają modele do sklejania, tudzież gry komputerowe.
A akurat tak się miło składa, że w roku pańskim 2000 Paradox Interactive (paradoksalnie mówiąc twórcy m.in. serii Hearts of Iron, Europa Universalis czy Crusader Kings - nieźle, eh?) zlitował się nad fanami symulatorów i samolotów sklejanych, serwując im dzieło o nazwie Airfix Dogfighter. Dla niezorientowanych w temacie - Airfix to firma, która już od 1939 roku specjalizuje się w tworzeniu wszelakich modeli sklejanych - czego tylko dusza zapragnie, od samolotów, aż po czołgi. Licencja i błogosławieństwo giganta jest, wystarczy tylko jeszcze dobry model, ale tym razem gameplay'owy, a już mamy murowanego zwycięzcę, tysiące przykutych do monitorów graczy, miliardy na koncie i perspektywę życia na Hawajach do końca wspomnianego życia. A jak wyszło w praktyce? Może nieco mniej optymistycznie, niż początkowo biznesplan zakładał, ale i tak nie najgorzej.
Od razu wszelkim wielbicielom epickich historii i niebanalnych fabuł muszę zafundować kop prosto w krocze - tego w AD nie znajdziesz. Same wydarzenia w grze nieco przypominają wymieszanie Toy Story z jakąś produkcją wojenną - ot całość się dzieje w radosnych latach 50-60 (sądząc z wystroju domu), w rezydencji bliżej nieokreślonej rodzinki. Gdy ci wyruszają na radosne (i zapewne zasłużone) wakacje, wszystkie sklejane modele w domu ożywają i rozpoczynają zażartą walkę między sobą, dzieląc się na siły Aliantów i państwa Osi. Brzmi znajomo? Jeżeli nie przesypiałeś lekcji historii to owszem - całość luźno traktuje o bitwie o Anglię i podniebnych potyczkach RAFu z siłami Luftwaffe, tyle że w o wiele bardziej luzackiej otoczce, i z wielkim domostwem w tle, zamiast błękitnego nieba. A co jest jeszcze lepsze - niekoniecznie musimy być tymi dobrymi. Możemy przyłączyć się zarówno do aliantów i RAFu, jak i państw Osi i Luftwaffe. I to nie na długość całej kampanii, stronę radośnie możemy zmieniać kiedy tylko chcemy. Czeka nas nieco latania, gdyż na każdą stronę przypada po 10 misji, dziejących się w różnych częściach domostwa (choć zawsze rozpoczynających się w macierzystej bazie-pokoju danej frakcji - pokój brata dla RAFu, zaś salon dla Luftwaffe).
Kolejny kop w narządy rozrodcze przyjdzie po rozpoczęciu misji - jeżeli jesteś fanem Combat Simulatorów, lub chociaż Flight Simulatora, to srogo się zawiedziesz. AD nie zawiera w sobie żadnych elementów, typowych dla pełnoprawnych symulatorów maszyn latających. Zamiast tego jest jak najbardziej radosną arcade'ówką, w której bardziej chodzi o fun, płynący z rozgrywki, niż o same wrażenia z modelu lotu, czy sterowaniu wehikułem. I pod tym względem tytuł jak najbardziej daje radę! Co prawda z początku jest nieco nudno, jako że do wyboru mamy tylko jeden samolot i typ uzbrojenia, lecz w miarę postępów w grze zaczyna być bardziej ciekawie - po przejściu danej misji możemy odblokować nowy typ samolotu, lub też nowe uzbrojenie. A wśród latających modeli możemy wymienić takie klasyki jak Hawker Hurricane, Dougladd Dauntless, Supermarine Spitfire (RAF), tudzież Focke Wulf czy Messerschmitt po stronie Luftwaffe. A żeby było bardziej ciekawie - każdy z modeli ma inną prędkość, zwrotność, moc kadłuba czy pojemność baku. Umiejętny dobór samolotu do wybranej misji jak najbardziej się przyda, gdyż te są całkiem zróżnicowane - jedne wymagają jedynie zbombardowania celu i/lub rozwalenia wrogich jednostek, drugie to standardowe eskorty, trzecie to zadania krytycznie czasowo (zniszczenie nieprzyjaciół, zanim ci narobią bigosu naszym jednostkom/bazie itd.) Różnorodności nie brakuje! Zwłaszcza, że na ogień naszego działka czekają takie atrakcje, jak wszelkie cele latające, ale także czołgi, wrogie bazy, sterowce czy nawet jednostki wodne! (a jest o tyle śmiesznie, że te pojawiają się w basenie czy wannie - szkoda, że tylko dosłownie raz czy dwa na całą kampanię). A wszystko dodatkowo zyskuje sporo uroku, jeżeli dodamy do tego małą wojenną otoczkę, głównie kreowaną przez gadki bazy i pilotów (istniejące tylko jako tekst, ale zawsze...) tudzież nazwy wszelkich 'sektorów', które są po prostu pokojami - zwłaszcza jeżeli znasz język niemiecki. Mnie szczególnie urzekło nazywanie kuchni 'sektorem Essen'. ;)
Pomijając wszelkie nowe modele czy uzbrojenia, po wygranej (lub przegranej) misji podliczane są dla nas punkty, które później dopisywane są do naszego konta - ile zostało nam paliwa, pancerza, ile zniszczyliśmy jednostek, tudzież ile znajdziek podnieśliśmy. Punkty te z kolei na naszym profilu przekładają się na kolejne rangi, od zwykłego żółtodzioba do asa przestworzy. A jeżeli chodzi o power-upy - te można znaleźć przez roztrzaskiwanie ze swojego działka wszelkich elementów otoczenia, które mogą być zniszczone - wazy, talerze, lampy, doniczki. Wśród standardowych pickupów, takich jak ekstra paliwo, dodatkowa amunicja, czy odnowa pancerze, znajdziemy także gwiazdki (dla Aliantów) lub niemieckie krzyże (Osi). Te ostatnio jak najbardziej warto podnosić, gdyż za każde 10 zdobytych gwiazdek/krzyży, powiedzmy, 'poziom' naszego samolotu do końca trwania misji zostaje zwiększony, co przekłada się na naszą szybkość czy większą siłę ognia. Niezwykle miły detal, jednak szkoda, że z misji na misję cały ten proceder należy rozpoczynać od nowa. Z innych, bardziej ukrytych pick-upów, można wymienić klej, plany czy farbę - za nie można uzyskać sporo punktów po zakończeniu misji, jednak by je znaleźć należy nieco bardziej otworzyć oczy, jak i skorzystać z pomocy radaru.
Dobra, 10 misji na każdą kampanię to ciutkę niewiele, czyż nie? Poradzono sobie tutaj z tym fantem w dość sympatyczny sposób. Przede wszystkim - jest tryb multiplayer (co prawda na serwery już nie ma co liczyć, ale może jakieś małe LAN party?), gwarantujący dobrą zabawę i zażartą walkę dla maksymalnie 8 osób na raz. A jeżeli nie jesteś pasjonatem latania ze znajomymi, to pozostaje dla ciebie naprawdę ciekawy tryb edycji domu. Ot takie Simsy dla ubogich - dzięki niemu możemy przemeblować poszczególne pokoje w domu, aby stworzyć dla siebie diablo trudne (lub też diablo łatwe, zależy jak porozmieszczasz to i owo - modelik samolotu niezwykle łatwo rozwalić, wlatując na przeszkodę w pełnej prędkości) misje. Klient nasz pan! A gdy nawet i takie ekscesy przyprawiają cię o drgawki, to zawsze pozostaje ci pomalowanie samolotu, niemalże tak jak plastikowego modelu w prawdziwym życiu. Tak, tak, ostatnim dodatkiem jest tryb, w którym można zmienić emblematy, wyświetlane na samolocie, tudzież w ogóle jego kamuflaż czy ubarwienie. Istna gratka dla wszelkich utalentowanych artystycznie osób! Co prawda obszar, na którym przyjdzie nam malować epickie obrazy, jest niezwykle mały, jednak dla chcącego nic trudnego, nieprawdaż? Dodatkowym, niezwykle przyjemnym detalem, są ekrany ładowania, na których pojawiają się zarówno podpowiedzi co do gry, ale także historyczne ciekawostki na temat poszczególnych samolotów - ot się ubawisz, ale i czegoś nauczysz.
Co dodatkowo cechuje AD? Naprawdę przyjemna grafika, jak na rok wydania. Jako że gierka dzieje się głównie w pomieszczeniach zamkniętych (raz czy dwa przyjdzie nam na moment wypad na podwórko otaczające posesję, jednak szału nie będzie, gdyż niewidzialne ściany, niewidzialne ściany wszędzie!), tak graficy mogli nieco zaszaleć z ilością przedmiotów, jak i trójkątów ich budujących, gdyż nie renderowano tutaj żadnych rozległych lokacji i trzystu kilometrów kwadratowych lasów i polan. Fakt, wszystko jest kanciaste, jak to na grę z tamtego okresu przystało, jednak kanciastość ta nie powoduje żadnych wykrzywień gęby, czy innych odruchów wymiotnych. Powiem więcej - domek jest niezwykle przytulny, z takim umeblowaniem, a dodatkowo nadzwyczaj ciekawy, gdyż całość stylizowana jest na lata 50-60. Nie wspominając o tym, że umeblowania pokoi zmieniają się z misji na misję, więc ok, będziemy latać i po znanych lokacjach nie raz - jednak dostrzeżemy mniej i bardziej subtelne różnice w wystrojach poszczególnych pokoi. Same modele także prezentują się jak najbardziej przyzwoicie (może już jednostki drugorzędne, np. jeepy czy czołgi nieco mniej, ale też trzymają jakiś poziom). Muzyka z kolei to kolekcja orkiestralnych audiotracków, przygrywających nam w kolejnych misjach (wielu ludzi twierdziło, że w tej grze nie było ŻADNEJ muzyki, szaragając przez to ocenę końcową produktu. Hem, moje robaczki, zapomnieliście grać z CDkiem obecnym w napędzie. ;)) Odnoszę pewne wrażenie, że w niektórych momentach muzyka była aż nadto podniosła, jak na takie plastikowe bitwy - jednak do takiego wojennego teatrzyku jak najbardziej pasowała, sprawiając wrażenie jakby serio tu rozgrywała się batalia na śmierć i życie. A jak chodzi o pozostałości oprawy audio - szału nie ma, ot po prostu standardowe dźwięki, nic ponad schematy. I jak już wspomniałem - o jakichkolwiek gadkach czy innych voice-over'ach także nie ma mowy.
Jeżeli pamięć mnie nie zawodzi, to demko AD pojawiło się na cover CD w CD-Action, numerzze 09/2000. Zostało ono przeze mnie ukończone chyba z milion razy, na milion różnych sposobów. :) I to jest właśnie największy plus tegoż. Byłoby niezwykle średnio, zwłaszcza biorąc pod uwagę brak jakichkolwiek głosów, jak i króciutką kampanię, którą z rozpędu można skończyć w jeden czy dwa wieczory. Ale tak nie jest, gdyż spora miodność, płynąca z rozgrywki, jak najbardziej rekompensuje wszelkie minusy, które pałętają się pod nogami. To kolejny tytuł z serii 'no już, już, jeszcze tylko jedna misja, już, o, 3 nad ranem'. Szkoda tylko, że cały fun dość szybko się skończy, jako że same misje nie są za długie i trudne. Ale zawsze na otarcie łez pozostaje multiplayer czy edytor domu, nieprawdaż? Z całą pewnością tytuł mogę polecić nawet i dzisiaj, zwłaszcza dla tych, którzy szukają radosnej i wciągającej arcade'ówki, w której wszelkie wrażenia symulacyjne spadają (bez spadochronu) na odległy plan. Lub gdy po prostu lubisz samoloty i/lub modele tychże.
(a może mała wojenka w głównym holu?)
Kolejny kop w narządy rozrodcze przyjdzie po rozpoczęciu misji - jeżeli jesteś fanem Combat Simulatorów, lub chociaż Flight Simulatora, to srogo się zawiedziesz. AD nie zawiera w sobie żadnych elementów, typowych dla pełnoprawnych symulatorów maszyn latających. Zamiast tego jest jak najbardziej radosną arcade'ówką, w której bardziej chodzi o fun, płynący z rozgrywki, niż o same wrażenia z modelu lotu, czy sterowaniu wehikułem. I pod tym względem tytuł jak najbardziej daje radę! Co prawda z początku jest nieco nudno, jako że do wyboru mamy tylko jeden samolot i typ uzbrojenia, lecz w miarę postępów w grze zaczyna być bardziej ciekawie - po przejściu danej misji możemy odblokować nowy typ samolotu, lub też nowe uzbrojenie. A wśród latających modeli możemy wymienić takie klasyki jak Hawker Hurricane, Dougladd Dauntless, Supermarine Spitfire (RAF), tudzież Focke Wulf czy Messerschmitt po stronie Luftwaffe. A żeby było bardziej ciekawie - każdy z modeli ma inną prędkość, zwrotność, moc kadłuba czy pojemność baku. Umiejętny dobór samolotu do wybranej misji jak najbardziej się przyda, gdyż te są całkiem zróżnicowane - jedne wymagają jedynie zbombardowania celu i/lub rozwalenia wrogich jednostek, drugie to standardowe eskorty, trzecie to zadania krytycznie czasowo (zniszczenie nieprzyjaciół, zanim ci narobią bigosu naszym jednostkom/bazie itd.) Różnorodności nie brakuje! Zwłaszcza, że na ogień naszego działka czekają takie atrakcje, jak wszelkie cele latające, ale także czołgi, wrogie bazy, sterowce czy nawet jednostki wodne! (a jest o tyle śmiesznie, że te pojawiają się w basenie czy wannie - szkoda, że tylko dosłownie raz czy dwa na całą kampanię). A wszystko dodatkowo zyskuje sporo uroku, jeżeli dodamy do tego małą wojenną otoczkę, głównie kreowaną przez gadki bazy i pilotów (istniejące tylko jako tekst, ale zawsze...) tudzież nazwy wszelkich 'sektorów', które są po prostu pokojami - zwłaszcza jeżeli znasz język niemiecki. Mnie szczególnie urzekło nazywanie kuchni 'sektorem Essen'. ;)
Pomijając wszelkie nowe modele czy uzbrojenia, po wygranej (lub przegranej) misji podliczane są dla nas punkty, które później dopisywane są do naszego konta - ile zostało nam paliwa, pancerza, ile zniszczyliśmy jednostek, tudzież ile znajdziek podnieśliśmy. Punkty te z kolei na naszym profilu przekładają się na kolejne rangi, od zwykłego żółtodzioba do asa przestworzy. A jeżeli chodzi o power-upy - te można znaleźć przez roztrzaskiwanie ze swojego działka wszelkich elementów otoczenia, które mogą być zniszczone - wazy, talerze, lampy, doniczki. Wśród standardowych pickupów, takich jak ekstra paliwo, dodatkowa amunicja, czy odnowa pancerze, znajdziemy także gwiazdki (dla Aliantów) lub niemieckie krzyże (Osi). Te ostatnio jak najbardziej warto podnosić, gdyż za każde 10 zdobytych gwiazdek/krzyży, powiedzmy, 'poziom' naszego samolotu do końca trwania misji zostaje zwiększony, co przekłada się na naszą szybkość czy większą siłę ognia. Niezwykle miły detal, jednak szkoda, że z misji na misję cały ten proceder należy rozpoczynać od nowa. Z innych, bardziej ukrytych pick-upów, można wymienić klej, plany czy farbę - za nie można uzyskać sporo punktów po zakończeniu misji, jednak by je znaleźć należy nieco bardziej otworzyć oczy, jak i skorzystać z pomocy radaru.
(a tak prezentuje się wnętrze domku, w którym rozgrywane są wojny i wojenki)
Dobra, 10 misji na każdą kampanię to ciutkę niewiele, czyż nie? Poradzono sobie tutaj z tym fantem w dość sympatyczny sposób. Przede wszystkim - jest tryb multiplayer (co prawda na serwery już nie ma co liczyć, ale może jakieś małe LAN party?), gwarantujący dobrą zabawę i zażartą walkę dla maksymalnie 8 osób na raz. A jeżeli nie jesteś pasjonatem latania ze znajomymi, to pozostaje dla ciebie naprawdę ciekawy tryb edycji domu. Ot takie Simsy dla ubogich - dzięki niemu możemy przemeblować poszczególne pokoje w domu, aby stworzyć dla siebie diablo trudne (lub też diablo łatwe, zależy jak porozmieszczasz to i owo - modelik samolotu niezwykle łatwo rozwalić, wlatując na przeszkodę w pełnej prędkości) misje. Klient nasz pan! A gdy nawet i takie ekscesy przyprawiają cię o drgawki, to zawsze pozostaje ci pomalowanie samolotu, niemalże tak jak plastikowego modelu w prawdziwym życiu. Tak, tak, ostatnim dodatkiem jest tryb, w którym można zmienić emblematy, wyświetlane na samolocie, tudzież w ogóle jego kamuflaż czy ubarwienie. Istna gratka dla wszelkich utalentowanych artystycznie osób! Co prawda obszar, na którym przyjdzie nam malować epickie obrazy, jest niezwykle mały, jednak dla chcącego nic trudnego, nieprawdaż? Dodatkowym, niezwykle przyjemnym detalem, są ekrany ładowania, na których pojawiają się zarówno podpowiedzi co do gry, ale także historyczne ciekawostki na temat poszczególnych samolotów - ot się ubawisz, ale i czegoś nauczysz.
Co dodatkowo cechuje AD? Naprawdę przyjemna grafika, jak na rok wydania. Jako że gierka dzieje się głównie w pomieszczeniach zamkniętych (raz czy dwa przyjdzie nam na moment wypad na podwórko otaczające posesję, jednak szału nie będzie, gdyż niewidzialne ściany, niewidzialne ściany wszędzie!), tak graficy mogli nieco zaszaleć z ilością przedmiotów, jak i trójkątów ich budujących, gdyż nie renderowano tutaj żadnych rozległych lokacji i trzystu kilometrów kwadratowych lasów i polan. Fakt, wszystko jest kanciaste, jak to na grę z tamtego okresu przystało, jednak kanciastość ta nie powoduje żadnych wykrzywień gęby, czy innych odruchów wymiotnych. Powiem więcej - domek jest niezwykle przytulny, z takim umeblowaniem, a dodatkowo nadzwyczaj ciekawy, gdyż całość stylizowana jest na lata 50-60. Nie wspominając o tym, że umeblowania pokoi zmieniają się z misji na misję, więc ok, będziemy latać i po znanych lokacjach nie raz - jednak dostrzeżemy mniej i bardziej subtelne różnice w wystrojach poszczególnych pokoi. Same modele także prezentują się jak najbardziej przyzwoicie (może już jednostki drugorzędne, np. jeepy czy czołgi nieco mniej, ale też trzymają jakiś poziom). Muzyka z kolei to kolekcja orkiestralnych audiotracków, przygrywających nam w kolejnych misjach (wielu ludzi twierdziło, że w tej grze nie było ŻADNEJ muzyki, szaragając przez to ocenę końcową produktu. Hem, moje robaczki, zapomnieliście grać z CDkiem obecnym w napędzie. ;)) Odnoszę pewne wrażenie, że w niektórych momentach muzyka była aż nadto podniosła, jak na takie plastikowe bitwy - jednak do takiego wojennego teatrzyku jak najbardziej pasowała, sprawiając wrażenie jakby serio tu rozgrywała się batalia na śmierć i życie. A jak chodzi o pozostałości oprawy audio - szału nie ma, ot po prostu standardowe dźwięki, nic ponad schematy. I jak już wspomniałem - o jakichkolwiek gadkach czy innych voice-over'ach także nie ma mowy.
Jeżeli pamięć mnie nie zawodzi, to demko AD pojawiło się na cover CD w CD-Action, numerzze 09/2000. Zostało ono przeze mnie ukończone chyba z milion razy, na milion różnych sposobów. :) I to jest właśnie największy plus tegoż. Byłoby niezwykle średnio, zwłaszcza biorąc pod uwagę brak jakichkolwiek głosów, jak i króciutką kampanię, którą z rozpędu można skończyć w jeden czy dwa wieczory. Ale tak nie jest, gdyż spora miodność, płynąca z rozgrywki, jak najbardziej rekompensuje wszelkie minusy, które pałętają się pod nogami. To kolejny tytuł z serii 'no już, już, jeszcze tylko jedna misja, już, o, 3 nad ranem'. Szkoda tylko, że cały fun dość szybko się skończy, jako że same misje nie są za długie i trudne. Ale zawsze na otarcie łez pozostaje multiplayer czy edytor domu, nieprawdaż? Z całą pewnością tytuł mogę polecić nawet i dzisiaj, zwłaszcza dla tych, którzy szukają radosnej i wciągającej arcade'ówki, w której wszelkie wrażenia symulacyjne spadają (bez spadochronu) na odległy plan. Lub gdy po prostu lubisz samoloty i/lub modele tychże.
O, a tą grę miałem na płytce z jakiegoś pisma, ale była dla mnie chyba zbyt trudna. 8D
OdpowiedzUsuńTa gra ma jedną ale za to sporą wadę... Jest zbyt krótka.
OdpowiedzUsuń