wtorek, 11 listopada 2014

71 - Ecstatica

Rok wydania: 1994

Przypatrzmy się nieco bliżej... modele 3D? Są. Prerenderowane lokacje? Owszem. Kiepskie sterowanie? Tak. Czyli innymi słowy - mamy do czynienia z rasowym action-adventure w czy-de z pierwszej połowy lat dziewięćdziesiątych. Zupełnie odjechana okładka gratis!


(gdybym kiedykolwiek robił top 10 okładek starych gier, ta z pewnością by okupowała miejsce w pierwszej trójce)

Nie wiem dlaczego, ale mam jakiś taki dziwny sentyment do tego typu produkcji. Może dlatego że grałem za młodu. A może przez to, że dość śmiesznie wygląda ten okres przejściowy pomiędzy dwuwymiarem a pełnym trójwymiarem? Ano, możliwe - wszak to czasy, kiedy producenci kombinowali jak konie pod górę, gdyż grafika 3D była tym, co tygryski lubią najbardziej, a możliwości techniczne naszych kochanych komputerów nie pozwalały w pełni rozwinąć im skrzydeł - ot po prostu góra parę bardzo kanciastych trójkątów, i to zazwyczaj bez tekstur, bo za mocno obciążają procesor. Tak, tak, to były bardzo ciężkie czasy, dlatego też wszelcy programiści-magicy byli zmuszeni znaleźć stosowny kompromis między jednym a drugim - i udało się im to. Modele 3D wszelakich postaci, poruszające się na prerenderowanych (lub rysowanych) tłach, które zręcznie miały symulować trójwymiarowe otoczenie. Naturalnie o żadnych ruchach kamery nie było mowy, a sterowanie także pozostawiało wiele do życzenia, jako że gałki analogowe były wtedy wybitną ekstrawagancją. Ale zresztą co ja tu będę wam mówił o pierdołach - na pewno graliście w jakąkolwiek produkcję tego typu, poza tym dwie z nich (BioForge oraz Dark Earth) były omawiane na łamach tego bloga.

W 1994 na scenę wkroczył imć Andrew Spencer (który już zaistniał w branży dzięki świetnemu International Soccer na Commodore'a 64), któremu niekoniecznie podobał się obecny stan rzeczy - wszystkie modele 3D, wykonane z trójkątów, były straszliwie koślawe i kanciaste - dlatego też postanowił to zmienić. W jego najnowszej produkcji wszyściutkie modele postaci (a nawet większość z prerenderowanego otoczenia) wykonane są nie z trójkątów, a elipsoid, co czyni je gładszymi od wszystkich obiektów stworzonych z trójkątów z tamtego okresu, choć sprawia, że zyskują one nieco, erm, balonowatego wyglądu (zerknijcie na screeny czy filmik, od razu zrozumiecie o co biega). I nie wspominając o tym, że elipsowatych bohaterów jest o wiele łatwiej animować, niż ich 'tradycyjnych' kolegów.

(niedobrze, jeden z głównych wredziochów nas wyczaił)

Więc o co biega w tej dobrze zaokrąglonej przygodzie? Otóż całość rozgrywa się w roku 928 naszej ery, w miasteczku Tirich, położonym gdzieś w północnej Europie. Wcielamy się w postać bliżej nieokreślonego wędrowca (lub wędrowczynię - możemy wybrać którą płcią chcemy grać), który postanawia poszukać nieco wody, gdyż suszy go niesamowicie, jak i dać odpocząć swojemu koniowi. Akurat się trafiło, że Tirich jest zaraz obok, więc wszystko jak najbardziej pasuje - niestety niekoniecznie. Jak się okaże miasteczko jest niemalże doszczętnie zdemolowane, mieszkańcy wyrżnięci w pień i przybici do krzyży lub ścian, a po ulicach grasują przedziwne stwory i demony. Sam gracz zresztą przekona się o tym bardzo szybko, jak ni z gruchy, ni z pietruchy spadnie na nas wilkołak (który bardziej wygląda jak wyrośnięta elipsoidalna małpa, ale ok), zacznie okładać gracza po pysku i zaciągnie go do opuszczonej chaty, by tylko spuścić wędrowcowi jeszcze większy wpierdol. Na nasze szczęście postaci uda się uciec w porę, a jako że jedyny most prowadzący do miasteczka zawalił się pod nami, tak też nie pozostaje nic innego jak tylko odkryć co do cholery dzieje się w Tirichu i jak można temu zapobiec. Lekko zaspojleruję - tytułowa panna, Ecstatica, będzie mieć z tym wiele wspólnego... (podtytuł gry to Estatica: A State of Mind - szczerze powiedziawszy sporo w tym prawdy)

Czy wspomniałem coś o ucieczce? Owszem, to właśnie ona towarzyszyć nam będzie przez lwią część rozgrywki, jako że miasteczku kręci się kilkanaście niezwykle agresywnych demonów, a my z początku jesteśmy zupełnie bezsilni, dlatego o wiele lepszym rozwiązaniem od gołych pięści będzie zabranie nóg za pas i wskoczenie do beczki czy szafy, w celu przeczekania niebezpieczeństwa (demonom prędzej czy później się znudzi). A czas wolny od ucieczki spędzimy na radosnym zwiedzaniu Tiricha, waleniu po gębie mniejszych i słabszych potworków, "zbieraniu" przedmiotów (czemu w cudzysłowie? O tym za moment) i używaniu ich w odpowiednim momencie (co właściwie sprowadza się jedynie do trzymania ich w odpowiednim momencie - wszystko zostanie aktywowane automatycznie). Ot rasowy action-adventure, podlany horrorem i ...elementami komediowymi (to też za momencik). Nie będzie to jednak proste zadanie, gdyż nasz bohaterski bohater nie ma żadnego plecaka czy innej sakwy, co oznacza że przez całą grę maksymalnie można nosić ze sobą góra dwa przedmioty (a jeżeli nosimy broń w prawej dłoni, tak zostaje tylko jedna łapa na jakiś inny przedmiot), więc bądź przygotowany na całe mnóstwo tzw. 'hot-swappowania' czy wyrzucania jednego przedmiotu na rzecz wzięcia innego.
 
(o tym jak kość z małą pomocą niebios uratowała wioskę bajanie krótkie)

Niestety to nie jedyny niuans produkcji. Kolejnym, o wiele bardziej upierdliwym detalem, są te nieszczęsne, wspomniane wcześniej ucieczki. Dopóki nie zdobędziemy odpowiedniej broni na te cholerne demony należy przygotować się na całe mnóstwo spierdzielania do bezpiecznych miejsc. A wszystko dzieje się zupełnie losowo i w czasie rzeczywistym, więc jeżeli chodzi o lokację niemilców, jak i ich ścieżki podróżowania to żaden poradnik nie pomoże, gdyż z każdą nową grą stanie się coś innego. Na szczęście nasze zdrówko regeneruje się względnie szybko, podobnie jak demony odpuszczają - ale i tak niesmak pozostaje, gdyż to straszliwie sztucznie przedłuża grę. Owszem, elementy survival horroru to jedno, ale losowy survival horror, który czasami nawet nie pozwoli oddalić się o dwa ekrany od bezpiecznego miejsca, bo ZNOWU zza budynku wylezie ten cholery wilkołak, to drugie. O tragicznym sterowaniu wolałbym nie wspominać, gdyż krew człowieka zalewa - można się tu poruszać wyłącznie do przodu i do tylu, zaś klawisze lewo/prawo służą do obrotu postaci w okół własnej osi... ale tylko jak stoi w miejscu. Innymi słowy nawet jak uciekasz, to musisz się na chwilkę zatrzymać, obrócić postać na odpowiedni kierunek i kontynuować ucieczkę. Luuuuudzie, wyobraźcie sobie jak musi wyglądać bieg przed demonem z takim rozwiązaniem. Na szczęście wszystko się dzieje na tym samym silniku, więc to samo ograniczenie działa także na potworów(!). I tak, 'na szczęście', gdyż ciężko byłoby uciekać przed pędzącym wilkołakiem, gdyby nie fakt, że on także musi na moment się zatrzymać i nakierować, jeżeli chce wykonać skręt. Nie powiem, dość komicznie to wygląda. Z kolei narzekać na walkę i nagłą zmianę perspektywy w jej trakcie narzekać nie będę, gdyż po raz trzeci bym się powtórzył - drogi czytelniku, odsyłam cię do wpisu o BioForge czy Dark Earth, od razu będziesz wiedział o co mi się rozchodzi.

(zaraz może być dość nieprzyjemnie...)

Ale spokojnie, Ecstatica to nie tylko same minusy i niuanse, znalazło się także miejsce na pozytywne rzeczy. Pierwsza to otwarty świat (i związana z nią dość duża nieliniowość rozgrywki - większość zadań może być wykonana w dowolnej kolejności), pomijając tylko kilka mniejszych lokacji, które popychają akcję do przodu - wszystko inne jest spokojnie przygotowane na radosną eksplorację, więc możecie poczłapać niemalże gdziekolwiek chcecie (ci, którzy nie potrafią przeżyć bez kompletnego poradnika, naturalnie potraktują to jako minus - pfff, mięczaki, ZA MOICH CZASÓW... </dziadekmode>). Jako że sama gra nie jest zbyt długa, miło, że chociaż na tym polu możemy wyhasać się do woli. Wspomniane wcześniej elementy komediowe także dodają nieco smaczku całości. Co prawda wygląda to naprawdę groteskowo - wiecie, domyślnie totalny horror, ciała zabitych, mordercze demony i moce nadprzyrodzone, a tu nagle mamy takie motywy jak np. bardzo otyły i kompletnie pijany demon, który jest zupełnie niezdolny do walki, głównego bohatera, który niekoniecznie wie, co czytać z Biblii, żeby przekonać mnichów, że nie jest tym złym (i nawet obraca się w stronę gracza z gestem 'a co mi tam...'), latająca miotła czarownicy, która wydaje z siebie dźwięki przypominające rozklekotany silnik (problemy z oktanami?), kompletnie wyluzowane demony, ucinające sobie ciekawą konwersację, kiedy uda się im ubić postać gracza (czyt. przy gejm ołwerze) czy finalna konfrontacja z głównym złym (polecam zapisać grę przed nią - warto zobaczyć oba zakończenia!). Ot taki klasyczny czarny humor, przełamujący wszędobylskie uczucie grozy i zagrożenia. Bo czemu by nie? Oprawa dźwiękowa także trzyma odpowiedni poziom dla takich produkcji - o ile same muzyczki to takie typowe kompozycje OPL3-owe, tak soundtrack dynamicznie zmienia przygrywającą muzykę w zależności od wydarzeń na ekranie - jak uciekamy przed minotaurem czy wilkołakiem w głośnikach przygrywać będzie dynamiczny kawałek, ostrzegający przed zbliżającym się zagrożeniem, zaś gdy uda nam się przechytrzyć demony muzyka odpowiednio zmieni się na nieco bardziej spokojną - właściwie w wielu przypadkach to jedyny wyznacznik bezpieczeństwa, jako że nie ma tu żadnej swobodnej kamery.

Innymi słowy - w dzisiejszych czasach Ecstatica może wzbudzać co najwyżej uśmiech politowania, ze względu na sterowanie czy grafikę. Ale w tamtych czasach giera wzbudzała wielki podziw - wszak była tytułem w, erm, trójwymierze, i to w dodatku tym niekanciastym trójwymiarze! Niestety dzisiaj polecam ją co najwyżej wielkim fanom gatunku, tudzież takich staroci (którym także polecę sequel - Estaticę II). Nie zrozumcie mnie źle - to nie jest zła gra. To po prostu gra strasznie przestarzała, która skutecznie odstraszy wszelkich dzisiejszych graczy. Ale wszak my naturalnie jesteśmy hardkorami, którzy przeżyją wszystko, nieprawdaż?

3 komentarze:

  1. W końcu mogę napisać - znam! :D Jedna z najbardziej odjechanych gier, jakie widziałem i zarazem jedna z raptem kilku, które w całości obejrzałem na Youtube. Samemu grać mi się nie chciało, właśnie przez elementy wymienione we wpisie. Rąbnięta gierka, ale pozytywnie, momentami bardzo zabawna :)

    OdpowiedzUsuń
  2. Ten walkthrough, co umieściłeś robi wrażenie. Poza tym klimat jest totalnie odjechany! ^^ Swoją drogą, to by był dobry pomysł na serię tekstów - dajesz komuś za zadanie przejście jakiejś gry i napisanie kilku słów o niej.

    OdpowiedzUsuń
  3. polecam gry https://www.g2a.com/r/patx3

    OdpowiedzUsuń

Komentarze, sugestie, przemyślenia? Wal śmiało!