wtorek, 29 września 2015

88 - Magic Boy

Rok wydania: 1992
Dostępna także na: Amiga 500, Atari ST, SNES

Sympatycznych DOSowych platformówek 2D ciąg dalszy! Tym razem z odpowiednią dawką magików i potworków do złapania (choć może nie w taki sposób, jak w Pokemonach).

Lubie stare platformówki. Naprawdę lubię - czy to Commander Keen na kompie, Great Giana Sisters na C64, Superfrog na Amigę, czy Mario na poczciwego NESa (lub, jak kto woli - na Pegazusa) - wszystko przyjmę z otwartymi ramionami. Nie powinno zatem dziwić, że za młodu lubiłem także przycinać w tytułowego Magic Boy'a. Z gierką mam o tyle miłe wspomnienia, że to tytuł, który znam z płytek shareware'owych, o których to kiedyś już zresztą wspominałem. Ów niepozorna gierka (a właściwie jej demko) siedziała sobie na cedeku z Grami Platformowymi (także wspomnianym w powyższym tekście), więc nie dziwota, że kiedy do niego się dokopałem, radości było co nie miara. Ot, tytuł sympatyczny, prosty do ogarnięcia (choć przyznaję, że początkowo notorycznie traciłem życia... Dlaczego? O tym już za momencik), i dość kolorowy - czego innego trzeba, aby zająć dzieciaka, lat 8? Jak widać za bardzo niczego - w wersję shareware'ową poprzycinałem dobre parę godzin.

Ok, ja tu bajdurzę o starych czasach, a ty, biedny czytelniku, nawet nie wiesz o co obecnie w tej całej gierce biega. Całość jest nadzwyczaj prosta - wcielamy się w tytułowego magika o imieniu Helwett, który, pod czujnym okiem swego Mistrza, pragnie wyrosnąć na nowego wielkiego arcymaga. Pech jednak chciał, że poprzez chwilę nieuwagi, jak i mało bezpieczne zabawy z różdżką, Helwett narobił sporego zamieszania - nie dość, że zamienił swojego Mistrza w słonia, to w dodatku wypuścił każde jedne żyjątko, które ów Mistrz trzymał w klatkach w swoim laboratorium. Cudaki pouciekały w cztery strony świata, a nasz szefuncio nie jest zbyt zadowolony z takiego obrotu spraw. Rozwiązanie sytuacji jednak jest dość proste - Helwett musi znaleźć sposób na odczarowanie Mistrza, a także odnalezienie każdego potworka i wsadzenie go z powrotem do klatki, tak aby już nie powodował więcej problemów. Bo jak nie my, to kto?

(a oto co nas czeka w świecie Magic Boy'a)

Magic Boy to klasyczna, w pełnym tego słowa znaczeniu, platformówka 2D, z lekką nutką gry arcade. Zasady zaś nie mogły być prostsze - na każdym poziomie sterujemy naszym niedoszłym Harry'm Potterem - Helwettem (tak między nami, to czy tylko mi wygląd Helwett'a kojarzy się z designem pierwszego Rayman'a?), i mamy za zadanie wpakowanie zielonej (lub niebieskiej) kulki z naszej różdżki prosto między oczy każdego potworka. Naturalnie to gra familijna, więc o żadnym zabijaniu nie ma mowy - taki pocisk jedynie tymczasowo oszołomi danego cudaka. Kiedy ten jest oszołomiony, musimy wykorzystać szansę i po prostu podejść do niego - Helwett zapakuje go do wora. Wtedy trzeba wcisnąć kursor w dół, aby przyszpilić gościa i wsadzić go z powrotem do klatki. I tak należy zrobić z każdym potworkiem na danym poziomie, aby go w pełni ukończyć. A w tym zadaniu przeszkadzać nam będą zarówno wcześniej wspomniane kreaturki, jak i wszelakie niebezpieczeństwa stacjonarne, na które już nie mamy wpływu - woda, tudzież kolce i czachy, które wyskakują z podłogi, ewentualnie śliskie nawierzchnie, po których, niezależnie od naszej woli, suniemy do przodu. I tak będziemy się męczyć przez 4 światy, po 8 poziomów w każdym. Na szczęście też, aby nie było aż tak strasznie i trudno, oddano nam do dyspozycji parę znajdźek, jak standardowe owoce (dodatkowe punkty), ekstra życia, nieśmiertelność, literki E-X-T-R-A (wszystkie zebrane działają tak samo jak wspomniane wyżej dodatkowe życie), tudzież książki, które działają jako warp do poziomu bonusowego. Poza tym oddano mam tutaj do dyspozycji całkiem sporo tymczasowych ulepszeń naszej różdżki. Jako że pociski standardowe mają ograniczony zasięg, jak i możemy wystrzelić jedynie cztery na raz, tak każdy z tych power-up'ów jak najbardziej się przyda. A mamy tutaj takie ciekawostki, jak rapid fire, strzelanie w górę/dół (domyślnie możemy tylko lewo-prawo), trójstrzał, czy specjalne niebieskie kwadraty, które mają o wiele większy zasięg, jak i mają rapid fire zupełnie gratis. Czasami są one niezbędne, by bezpiecznie ukończyć poziom. Przykładem może być sytuacja w której dany niemilec będzie podróżować w zamkniętej przestrzeni (np. miedzy dwoma filarami), a ty nie będziesz miał za dużo pola do manewru - ot strzał w dół wtedy będzie w sam raz. Na pochwałę także zasługuje także tryb co-op, w którym możemy, wraz z kolegą (lub koleżanką) przyciąć w przygody Magicznego Chłopca.

Jako że rozgrywka jest nasączona esencją arcade'u, nie mogło ich zabraknąć także przy zasadach - tutaj, niestety, po pierwsze primo, to przy straceniu życia zaczynamy poziom od nowa. Nie ma zmiłuj się, nawet jeżeli byłeś już na samym końcu upierdliwego i ciężkiego poziomu - twarde i męskie zasady, jesteś zbutowany na początek. A weźmy pod uwagę, że cokolwiek (potworek, czacha, kolec, woda) sprawia, że Helwett traci życie - już mamy wybuchową mieszankę. Należy także się spieszyć z wykonywanym zadaniem, jako że, po upłynięciu określonej ilości czasu, zwierzaki zaczynają wyłazić z klatek, co zmusza gracza do niebezpiecznego backtracking'u (o ile kamerę można chwilowo przesunąć w dół, aby zobaczyć co czai się pod nogami, tak już w górę można jedynie podskakiwać) i zapuszkowania ich od nowa. Jednak najbardziej upierdliwym (i jak dla mnie - dość fatalnym) motywem, jest fakt, że platformy, które znikają, jak na nich staniesz, nie pojawiają się ponownie. Jest to strasznie męczące, zwłaszcza w późniejszych poziomach (np. w Wet World), gdyż jeden źle wymierzony skok będzie nas kosztować cenne życie (a nie tak łatwo jest je zdobyć) - tylko w ten sposób można kompletnie zrestartować dany level. A pro po skoku - o ile, w początkowej fazie, erm, 'lotu', mamy dość dobrą kontrolę nad ruchami Helwett'a, tak im dłużej będziemy spadać, Helwett zmieni minę i pozę na nieco bardziej 'zdziwioną', a dobra kontrola zostanie zastąpiona nieco ociężałymi ruchami głównego bohatera - należy o tym pamiętać, zwłaszcza przy planowaniu dalszych skoków. Na dłuższą metę może także denerwować, że na każdym poziomie przygrywa nam ta sama muzyczka.

Na zakończenie wspomnę, że wersja na PC i Amigowa niewiele się różnią od siebie. Jedyne różnice, to kolor tła (w wersji na kompa jest tylko jeden kolor [niebieski], na Amidze jest zastosowany gradient) i szybkość działania (port Amigowy działa odczuwalnie wolniej, gdy na ekranie pojawia się kilka przeciwników na raz). Pozostałe aspekty są niemalże takie same (nawet i muzyka - co prawda na SoundBlasterze odtwarza się ciutkę słabiej, niż na Amidze, gdyż słychać szumy - ale i tak szacun, że nie zdecydowali się na zMIDIfikowanie jej). Tak więc, ogólnie już biorąc pod uwagę wszystkie za i przeciw - czy warto? Jeżeli szukacie gierki nieskomplikowanej, do szpilnięcia w krótkich sesjach na małe odstresowanie (lub też w celu pacyfikacji dzieciaków :)), to jak najbardziej. Owszem, wady są widoczne tu i ówdzie, jednak w ogólnym rozrachunku jest kolorowo (rzekłbym wręcz - jarmarcznie), wesoło, a zasady szybkie do opanowania - wszystko, czego potrzeba w prostym platformerze-aracde.

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze, sugestie, przemyślenia? Wal śmiało!