wtorek, 4 lutego 2014

55 - Future Cop: LAPD

Rok wydania: 1998
Dostępna także na: Sony PlayStation

O tym co się dzieje w państwie polskim mówić za bardzo nie trzeba - wystarczy włączyć w porach wieczornych pierwszy lepszy Dziennik czy inne Fakty, aby zobaczyć, że co raz ktoś kogoś zabije, okradnie, oszuka czy przejedzie po pijaku. Aż krew w żyłach się gotuje i chciałoby się wymierzyć sprawiedliwość na własną rękę, czyż nie? A co powiecie jeżeli byście mieli na to szansę - i to nie na piechotę, tylko za sterami policyjnego mecha bojowego?

Mówi ci coś seria gier "Strike", tudzież takie tytuły jak Nuclear Strike, Soviet Strike czy Jungle Strike? Jeżeli tak to bardzo dobrze, a nawet jeszcze lepiej - Future Cop LAPD jest właśnie spod rąk twórców wspomnianych tytułów. Hah, sam FCLAPD (świetny skrót, nie powiem) planowany był jako kolejna część w serii tychże produkcji, jednak życie potoczyło się nieco inaczej, i ostatecznie gierka skończyła jako swoisty oryginalny tytuł (a zwać się on miał, jakże oryginalnie, Future Strike). Ba, sam Nuclear Strike kończył się minitrailerem, który zapowiadał omawianą dzisiaj produkcję. To dopiero nazywa się planowanie w przyszłość - Future Strike, jednak pod nową nazwą, ostatecznie wylądował latem 1998 roku na pececie oraz PlayStation, i spełnił marzenia każdego, kto chciał zasiąść w kokpicie policyjnego mecha bojowego, by wymierzyć sprawiedliwość w niezwykle, hem, dosadny sposób.

Od razu mówię - jeżeli spodziewasz się tutaj jakiejś epickiej symulacji mecha, pokroju Earthsiege, to niestety będę musiał cię rozczarować, drogi kolego - FCLAPD to radosna arcade'ówka z dużą ilością wystrzelonych nabojów i wybuchów. Zaskakująco, jak na taki tytuł, gierka posiada całkiem sporą narrację historyczną - wydawałoby się, że taka wesoła rzeźnia posiadałaby zupełne szczątki fabuły, a tu miłe zaskoczenie. Każda misja okraszona jest przerywnikiem FMV, odgrywającym się zarówno na początku jak i na końcu zadania. Dowiadujemy się z nich, że całość dzieje się we wspomnianym Los Angeles, w dalekiej przyszłości - dokładniej w roku 2098. I zaprawdę powiadam wam, źle się dzieje w Mieście Aniołów, jako że przestępcy, mutanci, gangi i inni hochsztaplerzy zupełnie wymsknęli się spod kontroli władz, a niegdyś spokojne miasto dziś przypomina jedną wielką arenę walk. Nie można na nic tracić czasu - czas zakasać rękawy, wskoczyć za stery robota policyjnego, o wdzięcznej nazwie X-1 Alpha, wyruszyć na ulice i pokazać wszelkim niemilcom kto tu tak naprawdę rządzi. Jak się później okaże całość to tylko wprowadzenie do grubszej intrygi, a za wszystkim stać będzie pewien bardzo nieprzyjemny jegomość (który zresztą nie okaże się człowiekiem... a przynajmniej nie takim do jakich jesteśmy przyzwyczajeni), jedna co ja wam tu będę psuł niespodzianki - nie jest to może jakiś wyjątkowy punkt dodatki gry, przez co warto w nią zagrać, jednak fabuła w takiej postaci jak najbardziej wystarcza na arcade'owe potrzeby produkcji.

 
(helikoptery, pociski, robot bojowy... tak, wszystko w najlepszym porządku)

I tak oto przyjdzie nam pilotować robocika przez 8 misji (zwanych tutaj strefami) głównej fabuły, jak i 4 dodatkowych z trybu pobocznego, o czym za momencik. W czasie naszych batalii odwiedzimy m.in. Venice Beach, LAX Spaceport czy Griffith's Park, w celu rozwalenia ogromu typów przeciwników, zaczynając od prostych oprychów dwunożnych, kończąc na latających wehikułach, wieżyczkach obronnych czy helikopterach bojowych. Pomogą nam w tym porozrzucane tu i ówdzie tzw. 'generatory', które uzupełnią nasze braki w uzbrojeniu, amunicji, jak i zdrówku. Z kolei typów samego uzbrojenia mamy tu 3 podstawowe - działko, słabe rakiety oraz silne rakiety. Rzecz jasna, że te pierwsze jest szybkostrzelne i mnóstwo tego, jednak zadające mało obrażeń, a ostatnie - wprost przeciwnie - mało, wolno i powodujące mocne pierdolnięcie. Co jednak cieszy, a pro po uzbrojenia, to fakt, że po przejściu danej misji (lub też znalezieniu w trakcie jej) możemy odblokować nowe typy uzbrojenia, które można dowolnie ustawiać dla naszego robocińskiego w głównym menu, między misjami - zdobyć można m.in. działko plazmowe czy miotacz płomieni - dla każdego coś miłego! Zwłaszcza, gdy cały system bojowy opiera się na auto-celowaniu, zatem nie będziemy musieli precyzyjnie ustawiać się względem wroga, by skutecznie poczęstować go dzienną i zdrową dawną naturalnego ołowiu - wystarczy jeno być w jego pobliżu i po sprawie (oj widać, że to konwersja z konsoli.. naturalnie nie ubliżając żadnemu fanowi konsol :)). Ale naturalnie nie tylko strzelaniem człowiek żyje - podczas karkołomnych wyzwań czasami będziemy musieli znaleźć jakiś przycisk, czy inną dźwigienkę, aby otworzyć drzwi do kolejnej sekcji, tudzież sprowadzić windę na dół. Ot taki mały logiczny czasoumilacz, aby na moment odpocząć od ciągłego naciskania na przycisk odpowiedzialny za strzał, aby przypadkiem graczowi mózg się nie zlasował. Dodatkowym bardzo sympatycznym detalem jest fakt, że X-1 Alpha potrafi poruszać się w dwóch trybach, w zależności od potrzeb - można śmigać nim jako zwinny poduszkowiec, oraz jako wolniejszy mech bojowy, który jednak posiada odpowiednie uzbrojenie. Ot taki Transformers w wersji light. ;)

Co jednak zasługuje na największą pochwałę, jak i osobny akapit, to tryb multiplayer, kryjący się pod nazwą Precinct Assault. Myliłby się ten, który stwierdziłby, że to kolejny miałki deathmatch, z ew. jakimś Capture the Flag czy innym wyścigiem. Nie, nie. Tutaj całość tak naprawdę zachowuje się jak osobna gra - owszem, sterujemy nadal tym samym robocikiem, jednak same zasady są jak najbardziej godne podziwu. Ot cel prosty jak świat - zdobyć bazę wroga i rozwalić to i owo po drodze. Ale nie osiągniemy tego sami. Podczas potyczek z komputerem (lub też kumplem obok) każda ze stron będzie zdobywać punkty, w zależności od tego co dokona (rozwali wrogie siły, przejmie neutralne wieżyczki). Punktów tych możemy użyć do zakupu czołgów lub samolotów, które wspierać nas będą w walce - można zarówno zakupić tanie wehikuły (które jednak bardzo szybko się posypią pod gradem pocisków nieprzyjaciela), lub też o wiele droższe, które wytrzymają bardziej srogie manto. Strona, której czołg jako pierwszy przedrze się przez siły wroga, i dostanie się do bazy nieprzyjaciela, wygrywa! Ciężko miodność tego trybu przenieść na słowa wpisu na blogu, ale uwierzcie mi - zabawa gwarantowana! Naturalnie najwięcej frajdy, jak i czystego czalendżu, daje granie z ludzkim przeciwnikiem, chociaż sam komputer także nie jest w ciemię bity (zwany tutaj "Sky Captain") - co prawda z początku może mu się przydarzyć granie jak łazęga, ale z czasem bierze się do takiej roboty, że co niektóre meczyki naprawdę ciężko wygrać.

(radosne niedzielne popołudnie w parku, z małymi zamieszkami w tle)

Naturalnie sama gierka jednak nie jest pozbawiona mankamentów. Jeżeli idzie o samą szatę graficzną - jak na rok 1998 jest jak najbardziej ok, odpowiednio przyozdobiona kolorowymi efektami wybuchów, jednak same podłoża są mocno monotonne, na których głównie króluje kolor szary, tudzież jego odcienie. Fakt, ma to budować odpowiedni klimat ponurego miasta przyszłości, jednak sądzę, że jakaś odrobinę większa różnorodność kolorów (naturalnie nie do przesady) byłaby bardziej na miejscu. Czego jednak bardziej nie mogę wybaczyć, to bardzo kiepskie sterowanie w wersji PC. To kolejna gra z typu 'bez pada nie podchodź', jako że z klawiatury gra się niezwykle topornie. I podkreślam, że użyłem tutaj tylko klawiatury w stwierdzeniu, gdyż, wydawałoby się, najbardziej logiczne combo do takich gier, tj. klawiatura + mysz, tutaj nie istnieje. Jak bardzo prościej byłoby, gdyby można było sterować robocińskim z klawiatury i celować za pomocą myszy? Powiedzmy, że o wiele prościej niż z samej klawiatury! I tak kontrole są ciutkę toporne (co jednak, paradoksalnie, dodaje uroku, biorąc pod uwagę, że animujemy ciężkiego robota bojowego), a sama klawiatura tu staje się dodatkowym gwoździem do trumny. Pad - ok, reszta - może lepiej sobie odpuścić. Innym minusem, jest fakt, że niemożliwym jest zapisanie stanu gry w czasie trwania misji (znowu powiało charakterystyczną bryzą portu konsolowego), co można wybaczyć, o ile ci się nigdzie nie spieszy - niektóre misje potrafią naprawdę ciągnąc się i ciągnąć... (zwłaszcza jak zablokujesz się i nie będziesz wiedział co dalej - ale tutaj przynajmniej z pomocą przychodzą wszelkie dialogi z centrali, które odgrywają się co raz, mówiąc co i jak, oraz radar, znajdujący się w górnej lewej części ekranu).

Szczerze mówiąc, to FCLAPD jest idealnym odstresowywaczem, w dziennych dawkach ok. 15-30 minut - ot lekkostrawna i przyjemna acrade'owa młócka, o nieskomplikowanych zasadach, dająca czystą frajdę z oglądania barwnych wybuchów nieprzyjaciół - a przede wszystkim dająca odpocząć i odreagować po stresującym dniu na uczelni/w pracy. A jako że uruchomienie jej na najnowszych machinach jest jak najbardziej prawdopodobne (z małą pomocą nieoficjalnych poprawek, jak i wrappera Glide, ale zawsze), tak możesz na serio się zastanowić nad wcieleniem się w rolę policjanta roku 2098, któremu przyszło postrzelać za sterami robota policyjnego.

1 komentarz:

  1. Grałem krótko, ale bardzo przypadła mi do gustu rozgrywka. Warto odpalić ten tytuł nawet dzisiaj.

    OdpowiedzUsuń

Komentarze, sugestie, przemyślenia? Wal śmiało!