niedziela, 20 lipca 2014

66 - Lands of Lore 2: Guardians of Destiny

Rok wydania: 1997

Jedną z gier, którą udało mi się chapnąć podczas wakacyjnej wyprzedaży Steam, był The Elder Scrolls: Skyrim Legendary Edition. Giera jak najbardziej zacna, jednak w czasie obcowania z powyższym produktem nie potrafiłem wygonić jednej myśli z głowy, mianowicie szeregu skojarzeń z innym produktem, w którego, nie tak dawno temu, pocinałem na moim oldskulowym pececie. No tak, action RPG i widok z pierwszej osoby! LoL2 jak w mordę strzelił!

Dość niefortunny w dzisiejszych czasach skrót, ale tak będziemy się do gierki odnosić, więc proszę się przyzwyczaić - LoL2 może nie był jakoś mocno rozbudowany, epicki i długi jak, powiedzmy, wydany niewiele wcześniej Daggerfall, jednak mimo to dość mocno namieszał w przemyśle rozrywki komputerowej i odbił się nieco większym, niż można byłoby przypuszczać, echem. Dlatego więc taki tytuł trafił na HPZ? Ano dlatego, że w przeciwieństwie do Elder Scrollsów, które egzystują sobie dziś i mają się jak najbardziej dobrze, seria LoL umarła śmiercią wojownika (czyt. EA wykończył Westwood Studios, twórców serii - tak, to też ci od oryginalnych Commander & Conquer!), ostatecznie wypluwając 3 części sagi tegoż action RPGa (chociaż czy pierwszą część można by tak zaklasyfikować? Hm), będące dość popularnymi tytułami swego czasu. Ale niestety 'swe czasy' już dawno się skończyły, do piachu poszli wszelcy smutni generałowie, działa, wrony i gawrony, a świat poszedł dalej, niemalże zupełnie zapominając o serii fabularnych przygód w fantastycznym świecie królestwa Gladstone. I o ile pierwsza część była bardziej bliższa takim produkcjom jak Ishar, Eye of the Beholder czy Wizardry 6, tak już w drugiej twórcy olali strużką ciepłego moczu wszelkie zasady świata D&D, i postawili wszystko na action RPGa i potężną armię, złożoną z wojowników sztuk jeden. Czy wyszło to serii na zdrowie? Dowiedzie się już wkrótce.

Co bardzo ucieszyło fanów przy premierze LoL2 to fakt, że kontynuacja sagi nadal dzieje się w tym samym świecie, a co lepiej - dwójka motywów i powiązań garściami czerpie z części pierwszej. Ot chociażby sam główny bohater. W LoL2 przyjdzie nam animować poczynania sympatycznego pana o imieniu Luther, który jednak ma o wiele mniej sympatyczne życie. Otóż nasz bohater jest synem Scotii, wiedźmy i głównego bossa LoL1, co nie wróży mu najlepiej. Biedaczyna jest bowiem przeklęty tajemniczą klątwą, która powoduje, że ten zupełnie losowo przeistacza się w małą jaszczurkę, lub ogromnego stwora. A jako że władze Gladstone nie najlepiej postrzegają takowych odmieńców, tak Luther zostaje osądzony o kolaborowanie z mrocznymi mocami i Ciemną Armią, i najnormalniej w świecie wrzucony do kicia ('sąd sądem, a sprawiedliwość musi być po naszej stronie'). I tutaj zapewne skończyłaby się gra (bardzo krótki montaż, nieprawdaż?), gdyby nie fakt, że Lutherowi za bardzo nie widziało się zakończenie żywota w obskurnej celi. Wykorzystując swoje, erm, nieziemskie moce (czyt. przy kolejnym losowym przeistoczeniu się w małą jaszczurkę), Luther spierdziela z lochu, wykorzystując wąskie dziury i przejścia, przez które teraz mógł się przecisnąć, prosto do jaskiń, znajdujących się pod Gladstone. I tu właśnie zaczyna się nasza wielka przygoda, której głównym celem jest znalezienie jakiegokolwiek sposobu na przełamanie paskudnej klątwy (dodatkowo także uratujemy świat przed pewnymi nieprzyjemnymi mocami, ale to tak dodatkowo, na marginesie, wiecie) i ucieczka przed równie paskudnymi strażnikami zamku Gladstone, którzy nie przepuszczą żadnej okazji, aby ponownie cię przyszpilić i nie tyle wrócić z tobą do lochu, co po prostu tym razem zaciupciać cię. Na śmierć! 

(nie tylko lochami i jaskiniami człowiek żyje...)

Na nasze szczęście jesteśmy jednak typem bohatera jak najbardziej pasującym do RPGów, jako że potrafimy biegać, skakać, czarować, rozwiązywać zagadki, taszczyć spore ilości przedmiotów czy dziarsko machać mieczem. Wiecie, takie podstawowe podstawy, jakich należy oczekiwać od każdej gierki fabularnej. Największą ciekawostką jednak są wspomniane transformacje, gdyż one także dzieją się w trakcie gry, a nie tylko w filmikach - zmiana w jaszczurkę drastycznie (naturalnie!) zmniejszy nasz wzrost, oraz możliwości ofensywno-defensywne, jednak da nam solidnego kopa w postaci szybkości człapania, więc ucieczka będzie często jedynym słusznym wyborem. Z kolei przemiana we włochate monstrum zrobi z nas olbrzyma, o ogromnej sile, jednak mocno zredukuje nasze możliwości biegania i skakania, nie wspominając o tym, że przez ten moment nie będziemy mogli posługiwać się magią. Ciągnie to za sobą także jeszcze lepszy motyw - zmiany w obecnej wędrówce. Będąc malutką jaszczurką możemy wcisnąć się w małe szczeliny i dziury, dzięki czemu czasami możemy znaleźć masywny skrót w danym lochu czy jaskini, zaś bycie wielgachnym potworem często zmuszać będzie do znalezienia innej drogi do celu (lub przeczekania, aż powrócimy do ludzkiej postaci), jako że wszelakie mosty i półki skalne przez nasze ciężkie cielsko będą się pod nami zawalać (a każda postać Luthera ani nie potrafi pływać, ani niezbyt dobrze znosi upadki z dużych wysokości) . Dodaje to całkiem ciekawego smaczku do całości eksploracji, jako że jak wspomniałem wcześniej - te transformacje pojawiają się zupełnie losowo (przynajmniej początkowo). A kolejnym smaczkiem są same lokacje, które przyjdzie nam zwiedzić - zarówno ciemne jaskinie, mroczne lochy czy groty pełne lawy, ale także i malownicze dżungle, pradawne ruiny czy wioski ludzi-kotów. Sama gierka została upchana na 4 cedekach (jest ku temu konkretny powód, ale o tym później), więc z pewnością nieco miejscówek będzie do odwiedzenia. Szkoda tylko, że sama gierka jest stosunkowo liniowa, więc nie będziemy tutaj mieli za wielkiej swobody przy wyborze lokacji, którą będziemy chcieli odwiedzić jako kolejną.

Innym, bardzo ciekawym motywem, zawsze będącym miło widzianym w każdej gierce, jest brak wymuszonej postawy postaci oraz konsekwencje w swoich wyborach. Domyślnie wydawałoby się, że jesteśmy tymi dobrymi, musimy skopać dupska tych złych i w ogóle dobro triumfuje, wolność, równość, braterstwo dla wszystkich? Niekoniecznie! LoL2 to jeden z tych RPGów w którym możemy być zarówno dobrzy lub źli, a wszystkie nasze wybory (zarówno fabularne jak i typu 'którą postać zabiłeś, a której nie zabiłeś') będą wpływać na zakończenie gry. A samych zakończeń gry jest, niespodzianka, siedem!  I każde z nich dość drastycznie różni się od innego, przy czym one same są podzielone na zakończenia tylko dla dobrego Luthera i tylko dla złego. Jedni uwielbiają takie motywy, inni twierdzą, że niepotrzebnie tylko wydłużają grę. Cóż, wybór należy do was - a jak widzicie, takowy jak najbardziej tu istnieje. 

(...ale naturalnie odwiedzimy i takowe)

W połączeniu z całkiem niezłą, jak na rok 1997, oprawą graficzną (całość przypominała mocno zaawansowany Build Engine, znany ot chociażby z Duke Nukem'a 3D, tyle że tu akurat było o wieeele więcej obiektów na scenie [np. w dżungli], plus troszkę więcej odkształceń terenu), która oferowała nawet tekstury w wysokiej rozdzielczości (a nawet w bardzo wysokiej, gdy gierkę uruchomiliśmy pod Windowsami), niesamowitą muzyką (był to jeden z przypadków, w którym można było sobie wybrać MIDowe brząkania, lub też, o ile dysponowało się odpowiednio silnym sprzętem, świetnie brzmiący pełny orkiestralny soundtrack) oraz bardzo prostym i intuicyjnym intefrejsem zdawałoby się, że mamy tutaj absolutnego klasyka, przy którym takie kasztany jak Skyrim się chowają? Cóż, nie wszystkim jednak LoL2 przypadł do gustu, głównie dzięki dość radykalnym decyzjom projektowym, które znacząco się różniły od tego, do czego zdążyły nas przyzwyczaić inne RPGi. Przede wszystkim nie istnieje tu żadna waluta - nie ma zatem zupełnie sensu zbierać hord przedmiotów, w celu ich późniejszego spieniężenia (plus nie warto także ze względu na ograniczony inwentarz - mamy tu do czynienia z klasycznym, 'kafelkowym' plecakiem a'la Diablo, a co niektóre przedmioty kluczowe będziemy musieli taszczyć przez lwia część gry, więc nie ma tu miejsca na trzymanie pierdół) Co za tym idzie - nie ma tutaj także żadnych sklepów (w tradycyjnym tego słowa znaczeniu - czasami możemy znaleźć jakąś chatkę, czy inną pracownię maga, w której napotkane postacie chętnie nas wspomogą swoim orężem), więc zarówno cały swój ekwipunek, jak i wszelakie przedmioty leczące będziecie musieli znaleźć sobie sami. Zdobywanie doświadczenia także nie jest klasycznym motywem tłuczenia potworków, choć tutaj już bliżej jest jemu do gier z serii TES - mamy tutaj dwa osobne współczynniki, odpowiadające za, erm, doświadczenie Mocy i Magii ;) - ten pierwszy wzrasta, gdy będziemy używać broni białej, ten drugi używając mocy magicznych, naturalnie. Za co oba odpowiadają, to sądzę, że wszyscy już się domyślili. Troszkę także marudzono na bardzo małą ilość NPCów, z którymi można zamienić słówko (i ku temu jest konkretny powód, cierpliwości!), jak i zbyt mocno rozbudowane, rozległe i labiryntowe lokacje, w których naprawdę można się totalnie pogubić - ale to akurat bardzo mały minus, gdyż do naszej dyspozycji dano niezwykle przydatną i intuicyjną mapę, na której nawet możemy nakładać własne notatki.

(dzięki magii DosBox'a w LoL2 można pogrywać bez problemu i dziś)

Jak już wspomniałem - gierka została upchana na 4 płytach CD. Głównie dlatego, że jest tutaj całe mnóstwo cutscenek i przerywników FMV, a wszystkie postacie rozmawiają z Lutherem z kompletnym dubbingiem (plus co się z tym wiąże - każda rozmowa to osobno odgrywana cutscena z żywymi aktorami, lub wygenerowanymi cyfrowo potworkami). Z jednej strony dość imponujące jak na rok 1997, z drugiej jednak blokujące możliwość posiadania rozbudowanych dialogów - gadka tu jest wykonywana automatycznie, żadnych wyborów i innych dylematów moralnych tu nie stwierdzono. No i dorzućmy do całości wspomniany wcześniej orkiestralny soundtrack, a już możemy zauważyć co kryło się w tej kobylastej gierce, wydanej na 4 krążkach. I muszę powiedzieć szczerze, że bawiłem się tutaj niezgorzej! Jak tylko przymkniemy oko na wszelkie archaizmy RPGowe, jak i grafikę straszącą mnogością sprite'ów, które obracają się w naszą stronę (drzewka, postacie), to znajdziemy tutaj całkiem przyjemnego DOSowego action RPGa, który potrafi wynagrodzić za odpowiednie kombinowanie (natychmiastowym zdobyciem poziomu w danym współczynniku, lub też nie najgorszą zbroją czy mieczem - warto nie tylko na ślepo brnąć do przodu, jak wspomniana jednoosobowa armia, a czasem się zatrzymać, popatrzeć, powęszyć i eksperymentować!). Kto wie, może perypetie Luthera w magicznym świecie Gladstone będą idealne dla ciebie?

2 komentarze:

  1. Szkoda Westwood... Choć po dłuższej współpracy z EA, zajęliby się pewnie C&C Renegade w wersji F2P, albo czymś w tym guście ;)
    Nie grałem w drugą część Lands of Lore i widzę, że sporo straciłem. Niezła rewolucja w stosunku do jedynki, ale i tego typu action RPG-iem pogardzić nie wypada.

    OdpowiedzUsuń
  2. Pamiętam jak o tej grze czytałem w Secret Services, jednak grać nie miałem okazji i jak widzę, sporo straciłem. Cóż, może uda m się kiedyś nadrobić ten tytuł. Dzięki Kurasiu za ten tekst.

    A swoją drogą Westwood miało naprawdę sporo fajnych tytułów na swoim koncie, choćby kultowego już Blade Runnera, który w swoim czasie również wybijał się ponad przeciętną.

    OdpowiedzUsuń

Komentarze, sugestie, przemyślenia? Wal śmiało!