niedziela, 5 października 2014

69 - Super Smash Brothers 3DS

*głęboki wdech* SJUPAAAAAAA SMEEEEEEEEEESH BRADEEEEEEEEEEEEEEEEEEERRRRRRRRRRRRRRRSSSSSSSssssssssssss *dziki aplauz publiczności*

Powiem już na wstępie - lubię serię SSB. Przyjemne i całkowicie legalne klepanie po mordach, proste do przyswojenia zasady i jak całe multum znanych bohaterów - czegoż chcieć więcej? Dlatego też kiedy dowiedziałem się, że seria dostanie kontynuację na Ksieciu DS'ie Trzecim Trójwymiarowistym, stwierdziłem, że czemu nie - chętnie obadam jak to im wyszło w roku pańskim 2014. Naturalnie zdaję sobie sprawę, że taka gra, jak SSB do tego bloga pasuje jak róża do kożucha, jako że z założenia piszę tutaj o mało znanych produkcjach, więc domyślnie gierkę należałoby wrzucić do klozetu i spuścić wodę, a nie pisać o niej posta tutaj. Ale to akurat okazja specjalna - SSB4 jest największą premierą (zaraz po Pokemon ORAS, naturalnie - z każdym kolejnym trailerem generowany jest tak niesamowity hype train, że aż już strach lodówkę otworzyć) końcówki 2014 na poczciwego 3DSa, a że ja sam jestem fanem serii i mam nieco do powiedzenia o tejże produkcji (nie, nie będzie to żadna recenzja, te zostawiam profesjonalnym profesjonalistom z przeróżnych portali - tu spodziewaj się raczej relacji wybitnie niehumanistycznego fana, który już długo jest związany z serią, a w dodatku przebębnił całe mnóstwo godzin, grając w SSB Melee na GCNie), tak też zdecydowałem, że 'a co tam, robimy wpis na HPZ' ;).

 <a oto całość na 3DS'ie XL>

Przede wszystkim co rzuci się w oczy po odpaleniu gry - SSB4 jest gierką, przy której dość dobitnie technikalia 3DS'a dają o sobie znać. Przy uruchomieniu tytułu z pamięci konsolki wywalana jest przeglądarka internetowa oraz Miiverse, aby zrobić miejsce dla opasłego SSB4 (dlatego też po zakończeniu gry, przy użyciu Home Menu, konsola automatycznie się restartuje, aby przywrócić wspomnianą przeglądarkę i Miiverse, czyli w ogóle 3DSa do stanu pierwotnej używalności). Niespecjalnie mnie to dziwi, jako że SSB4 to faktycznie bardzo ładnie wyglądająca gra (a jeszcze lepiej brzmiąca! Ludzie, soundtrack, jak w poprzednich Smaszach, jest naprawdę świetny - a posłuchamy tutaj zarówno nowych remixów, oryginalnych aranżacji, jak i klasycznych kompozycji, znanych z poprzednich części serii), jak na warunki 3DSowe, i, pomimo niskiej rozdzielczości, potrafi ucieszyć ilością barw, czy faktu, że spadki FPSów są naprawdę rzadko spotykane i w ogóle nie przeszkadzają w rozgrywce (patrzę na was, walki z Pokemonów X/Y). Nie dziwota, jako że takie niuanse byłyby niezwykle wpieniające w produkcji tego typu.

Pierwszym zaskoczeniem był fakt, że już sporo rzeczy na początku jest oddanych do naszej dyspozycji. Nie zrozumcie mnie źle - jest tutaj co nieco do zdobycia, ale ilość gotowych do użytkowania rzeczy już podczas pierwszego odpalenia jest spora. Już na sam start mamy odblokowane m.in. 10/100 Man Challenges, All-Star Mode, czy stadionowe mini-gierki, więc entuzjaści tychże mogą od razu rzucić się w wir wyzwań, a nie tracić cennego czasu w klasycznym trybie demolki. A ci, którzy jednak by chcieli pogiercować po normalnemu też nie powinni mieć powodów do większych narzekań - 12 dodatkowych fighterów, kilkanaście aren, 105 challengów a'la Brawl, oraz w pizdu trofeów tylko czeka by je zdobyć! A jako że jestem istną, jak to się pięknie mówi, 'achievement whore', tak zdobywanie tych challengesów czy trofeów mnie niezwykle cieszy. :) Ale tu już kończą się żarty, a zaczynają się schody. Koniec srania po kątach, chlebek za sześć pięćdziesiąt - jak w prawdziwym życiu, tak i tutaj aby grać jak najlepiej potrzeba nieco złotych pieniążków...
...ale spokojnie, nie mikropłatności, odłóż ten szpadel. ;) Otóż większość akcji i atrakcji w nowym Smaszu opiera się na złotych monetach, które zdobywamy za każdy rozegrany meczyk (w zależności od tego jak płynnie i zwinnie się poruszaliśmy po arenie - im lepiej tym więcej). To właśnie za nie możemy kupić co niektóre trofea w sklepiku (ew. użyć Play Coins 3DSowych, więc wrzucać konsolkę do plecaka i zapierdzielać mi to 1000 kroków dziennie, szeregowy!), lub rozegrać partie w co niektórych trybach. Tak, tutaj i za to trzeba zapłacić. O ile klasyczny tryb Smash czy All-Star nic nie kosztuje, tak na wejściówkę do trybu Classic (który jest nieco okrojony względem poprzednich części - ale jest, naturalnie Master Hand na końcu także) trzeba już rzucić nieco złotego grosza - im więcej golda sypniemy na wstęp, tym zwiększy się poziom trudności (zwany tutaj 'intensywnością'), ale także będziemy dostawać lepsze nagrody (bardziej rzadsze trofea, ekwipunek i odznaki - o tym za moment). Monetami także płacimy za dostęp do minigierki (Trophy Rush), w czasie której rozwalamy spadające bloki, mając nadzieję na uruchomienie Fever Mode, i zdobycie nieco bonusowego golda oraz trofeów. 

Ok, pogadajmy teraz nieco o samych trybach, dobrze?  Mamy tutaj wszystko, czego tygryski lubią najbardziej, zarówno dla samotników, jak i tych usieciowionych. Naturalnie znalazło się miejsce na klasyczny tryb Smash, w którym ustawiamy fajterów i zasady, wybieramy arenę i napieprzamy się w najlepsze. O trybie All-Smash czy Classic już nieco wspomniałem. Ale poza nimi mamy dodatkowo jeszcze do dyspozycji specjalne zadania w Multi-Man Smash (10/100-Man Smash, 3-Minute Smash, Rival Smash...), trzy mini-gry (Target Blast, Trophy Rush i legendarny już Home-Run Contest) oraz ekskluzywny dla wersji 3DSowej tryb Smash Run. Z kolei sieciowcy otrzymują możliwość wyboru pogrania tylko z przyjaciółmi, lub kimkolwiek w specjalnych trybach For Fun oraz For Glory (jak można się domyśleć - ten pierwszy to taki bardziej wesoły multiplay, zaś ten drugi - tylko dla hardkorów, jak to szło w tym żarcie - 'no items, Fox only, Final Destination'), oraz przeglądanie przeróżnych statystyk oraz replay'ów najlepszych walk. Wiadomo, dla każdego coś miłego. Największym dodatkiem jest tutaj naturalnie tryb Smash Run, który działa nieco jak City Trail z Kirby Air Ride (grał ktokolwiek w to?). Wybrany przez nas zawodnik, z kiepskimi statami, ląduje w rozległym labiryncie, pełnym przeróżnych potworków. Mamy 5 minut na poruszanie się po labiryncie i rozwalanie wrogów - ci wyrzucają z siebie specjalne odznaki, które zwiększają parametry naszego wybrańca (atak, special, obrona, szybkość itd.). A jest to niezwykle ważne, gdyż po 5 minutach stajemy do finałowej walki przeciwko graczom komputerowym, by zobaczyć jak dobrze nam poszło w labiryncie - a to niekoniecznie musi być mordobicie, równie dobrze może nam się trafić jakieś zupełnie inne finałowe zadanie (np. pokonanie określonej ilości mniejszych przeciwników). Nigdy nie można być pewnym co trafi się na koniec, dlatego przez te 5 minut najlepiej rozwijać wszystkie statystyki w miarę równo. 

Jak chodzi o sam rdzeń serii - nic nie poprawiono (poza kilkoma usprawieniami przy atakach naszych milusińskich, żadnych rewolucyjnych zmian nie ma), nic nie popsuto. To nadal stary, dobry Smash, którego znamy i kochamy. Znajdziemy tutaj wśród dostępnych postaci zarówno znanych weteranów, jak i kilka nowych twarzy (Greninja, Little Mac, Duck Hunt Duo), co z pewnością ucieszy fanów serii. Ataki starych wyjadaczy posiadają jak już tylko kosmetyczne poprawki, więc jeżeli kojarzysz je z poprzednich części to nic tutaj cię nie zaskoczy. Zresztą jeżeli nie będzie ci to odpowiadać, to zawsze możesz stworzyć własną postać. Tak, po raz pierwszy w serii oddano nam tu narzędzie w którym sami możemy się wykazać naszymi zdolnościami artystycznymi i avatar Mii przekształcić w pełnoprawnego wojownika. Do wyboru trzy, erm, "klasy" (walka bez broni, z pistoletem lub z mieczem) i trzy główne współczynniki (atak, obrona i szybkość), które można modyfikować przez wspomniane wcześniej odznaki i ekwipunek - odznaki służą do poprawiania jednego współczynnika (i ew. zmniejszania drugiego), zaś ekwipunek służy także wrażeniom wizualnym. Jakby jeszcze tego było mało, to do każdego Mii możemy dołożyć specjalne ataki, zamiast tych standardowych, aby całości dodać smaczku i żeby każdy stworzony Mii nie zachowywał się tak samo - te, podobnie jak wspomniane wcześniej odznaki i ekwipunek, można odblokować grywając w tryby dla jednego/wielu graczy. Ba, te ataki można modyfikować nawet oficjalnym, istniejącym postaciom, czy dawać im odznaki - wszystko to, by dopasować swojego ulubionego fajtera pod własne preferencje. Miło!

Cóż powiedzieć - stary, dobry Smash, w wydaniu kieszonkowym. Nie żeby to była jakaś epicka 11/10 gra, gdyż posiada nieco problemów. Przede wszystkim - dla mnie, gościa, który wcześniej był przyzwyczajony do bardzo wygodnego pada GCN - sterowanie. Żeby nie było - nie jest to straszliwy minus, a raczej konsekwencja wypuszczania takiej gry na takiej konsolce. Nie ma Z-Triggera, nie ma C-Sticka, daje się to jednak we znaki, niestety. Przygotujcie się zatem, że kilkanaście początkowych meczy spędzicie na przyzwyczajaniu się do kontroli 3DS'owych (chyba, że wcześniej graliście bez Z/C-buttonów - w takim razie odejmijcie kilka rund). Szkoda także, że nieco po macoszemu potraktowano niektóre mini-gry czy tryb Classic (Classic mode jest dość krótki (choć miło, że można wybrać z którymi postaciami będzie się chciało walczyć), plus nie ma mini-gierek pomiędzy walkami, Trophy Rush nie jest tak fajny jak Coin Launcher i wrzucony nieco na siłę, na zasadzie "coś musi być", jednak największy ból dupy mam o brak Target Test - ten został zastąpiony, moim skromnym zdaniem, niezwykle lipną wariacją Home-Run Contest'u - dobrze chociaż, że tego ostatniego zostawiono w spokoju!). Jakby jeszcze tego było mało, tak w tej części ledwo po 2 godzinach rozgrywki udało mi się znaleźć 3 błędy - nie, żadne game-breaking bugs, jednak dość dziwaczne rzeczy, które, wydawałoby się, powinny już zostać złapane w czasie testowania (dwa z nich dotyczyły odtwarzania muzyki na poziomach, a dzięki ostatniemu zupełnie z dupy dwa razy na pewnej planszy udało mi się przelecieć przez solidną podłogę w konkretnym miejscu. A działało to strasznie losowo, na milion prób (tak, specjalnie później chciałem to powtórzyć, na szyberdzieści blpjansiont sposobów) tylko dwa razy). Oj, widać, że dość ostro musieli się wyrabiać z premierą tego tytułu. ;) To jest zwłaszcza o tyle śmieszne, że już w dniu premiery do eShopa trafił patch do wersji 1.0.2, który poprawił i dodał nieco rzeczy.

Cieszę się, że w ostatecznym rozrachunku nowy SSB na 3DSa póki co okazał się ciekawą i godną polecenia produkcją, a nie tylko totalną zapchajdziurą, byle tylko zatkać gęby skrzeczącym fanom, w oczekiwaniu na wersję na WiiU, z 3 postaciami, dwoma arenami i jednym trybem zabawy. Co prawda to tu, to tam widać wszelkie ograniczenia i czas, który gonił datę premiery, jednak nie zmienia to faktu, że SSB4 na 3DSa, pomimo początkowych obaw (nie pokusiłbym się o stwierdzenie, że 3DS to mocna konsola), śmiga na konsolce całkiem nieźle. A teraz pozwolicie, że powrócę do zabawy, rozgromiania innych uroczą, różową kuleczką (nie żartuję, swojego czasu opanowałem giercowanie Kirby'm do perfekcji) i zdobywania kolejnych trofeów, bo jeszcze troszkę mam ich do zdobycia. ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze, sugestie, przemyślenia? Wal śmiało!