czwartek, 24 grudnia 2015

91 - Harvest Moon 64

Rok wydania: 1998
Dostępna TYLKO na: Nintendo 64

Co prawda zima to ostatnia pora, w której bym pomyślał o farmerowaniu na potęgę, ale co tam, wszak święta już wkrótce, okres cudów, radości, smażonego karpia i takie tam. Stali bywalcy zapewne pamiętają jak jakiś czas temu pisałem o innej części z tejże serii gier, tyle że nieco nowszej - dzisiaj czas powrócić do szalonego roku 1998, aby powspominać starszą część (po tytule można łatwo odgadnąć na którą konsolę została wydana).

Cóż poradzić, że tak podobają mi się przygody młodego rolnika. Seria Harvest Moon to jedna z niewielu, do której powróciłem po bardzo widocznym spadku formy (według mnie wszystkie części wydane na konsolę Nintendo DS były potwornie słabe, zwłaszcza w porównaniu z resztą tytułów - na szczęście już od 3DSa całość łapie oddech i powoli wraca na właściwe tory). A jako że ostatnio udało mi się dorwać, za naprawdę niską cenę, kartridż z japońską wersją tejże gry (nie pomógł fakt, że HM64 nigdy nie został wydany w Europie - tak jest, tylko w Ameryce Północnej i Japonii...), dość mocno wzięło mnie na małe wspominanie jak to było za starych, dobrych czasów...

(ze względu na swą japońskość, gra wymaga przejściówki, aby uruchomić ją na europejskiej konsoli. Super męski Nintendo 64 Pikachu Edition dorzucony gratis)

Ale od początku, wyjaśnijmy o co tu się rozchodzi. Nie będzie tutaj jednak epickich opowiadań i ścian tekstu, gdyż warstwa fabularna tegoż tytułu jest jeszcze prostsza, niż w przypadku późniejszych części serii. Ot po prostu dziadek głównego bohatera prowadził sobie gospodarstwo rolne w barwnym miasteczku Flowerbud Village i wszystko było cacy. Niestety, szanownemu dziadziusowi kopnęło się w kalendarz, a farma popadła w ruinie. Zapewne całość nie wyglądałaby za wesoło, gdyby nie nieustraszony Jack, wnuk zmarłego właściciela, który wkracza na scenę i postanawia przywrócić dawną świetność zarośniętej krzaczorami farmie. Burmistrz miasta zgadza się, aby młody rolnik przejął stery nad gospodarstwem, jednak stawia mu konkretny warunek - cel Jack'a musi zostać osiągnięty w 2 i pół roku, inaczej farma idzie pod młotek. Na sukces naszego farmera będzie się składać zarówno odrestaurowanie i rozbudowa domu, przywrócenie pola do używalności, ponowne zapełnienie kurnika i obory zwierzętami, a także odpowiednio przyjacielskie kontakty z mieszkańcami wioski (tudzież bardziej ...intymne z jedną z panien - żonkę też przydałoby się znaleźć!) Czasu nie ma za wiele, a roboty w brud - zakasać rękawy i do roboty, drogi panie! Nie bój nic, jako że z pomocą przyjdzie ci dzielny gracz, który niezwykle ułatwi spełnienie celu.

Innymi słowy istna symulacja życia na wsi. Wstajemy codziennie o 6:00 rano i mamy całe mnóstwo rzeczy do roboty - zasiać uprawy, podlać je, pędem dać zwierzakom jeść (jak już się ich dorobimy, naturalnie), zebrać od nich wszelakie dobra doczesne (jajka, mleko, wełna), odwiedzić miasteczko i zamienić słówko z mieszkańcami (tudzież podrywać miejscowe panny), wybrać się w góry, w celu łowienia ryb w tutejszej rzece, rąbania drewna, lub pozyskiwania elementów naturalnych, gotowych do spieniężenia (grzyby, jagody, zioła), a po tej całej harówie - wyskoczyć do baru na szklaneczkę wina. W tym oto przydługim zdaniu praktycznie udało mi się oddać w pigułce kwintesencję dziś opisywanej gierki. Co prawda nie trzeba wykonywać wszystkich tych zadań codziennie (innym motywem jest fakt, że najnormalniej w świecie nie będziesz mieć na to czasu, ale o tym za moment), jednak większość z nich będzie ci towarzyszyć każdego dzionka, a przynajmniej powinna, jako że zwierzęta niekarmione codziennie będą miały dość podły humor, przestaną dawać dobra konsumpcyjne, a co gorsza - prędzej czy później zachorują, czy nawet zdechną (bez podania im lekarstwa), zaś uprawy pozbawione dziennego podlewania nie wyrosną (a pod koniec każdej pory roku uschną, więc należy się wyrabiać!). Podobnie jak stosunki z samymi mieszkańcami, czy szanowne panny - bez pracy nie ma kołaczy, chcesz przyszłej żony, to musisz się o to postarać (najlepiej odpowiednią ilością podarków możliwie jak najczęściej).

(ciężka praca na polu...)

Na szczęście tutaj ciężka praca zawsze się opłaca. Codziennie podlewane roślinki szybciej wypuszczą swe produkty końcowe, które możemy z radością spieniężyć, dbanie o zwierzaki (codzienne karmienie, gadanie z nimi i czyszczenie szczotką) będzie powoli, acz stopniowo zwiększać ich stopień zadowolenia, co przełoży się na lepszej jakości produkty, które pójdą za o wiele większą sumkę (a im więcej kasiorki, tym lepiej, jako że wszystko tu kosztuje - nasiona, żarełko dla zwierząt, same wspomniane zwierzęta, narzędzia [co prawda mamy te podstawowe już od początku, jednak te bardziej zaawansowane, jak np. dojarka czy nożyce do strzyżenia owiec, trzeba już zakupić], czy rozbudowy domu), zaś codzienne obdarowywanie swego obiektu westchnień szybciej wbije jej poziom serca, co pozwoli nam się z nią ożenić (co prawda tutaj są jeszcze inne wymagania, jak np. odpowiednio rozbudowany dom, ale poziom serca wybranki jest najważniejszy). Jest zatem tutaj co nieco do osiągnięcia. Ba, fani kompletnego kończenia gier mogą dodatkowo także postarać razem z żonką o swojego potomka (nie zapomnij tylko o kupieniu łóżka dla dziecka!), wygraniu wszelakich okolicznościowych wydarzeń i festiwali, które co raz ubarwiają życie farmerskie (festiwal kwiatów, zawody w pływaniu, wyścigi konne i masa innych atrakcji), zdobyciu 10 jagód mocy (zwiększają one zdrówko naszego bohatera, dzięki czemu będzie mógł on dłużej dymać przy pracach na polu) czy wszystkich przepisów do książki kucharskiej, kompletnej rozbudowy swojego domu (łącznie ze szklarni), czy największego czalendża ze wszystkich - zdobycia wszystkich fotografii do albumu, co wiąże się z ukończeniem kilkunastu opcjonalnych (i czasami całkiem ciężkich) festiwali i questów (co gorsza niektóre fotki możemy bezpowrotnie stracić, jeżeli nie wykonamy danego zadania na czas i np. jakaś postać permanentnie opuści wioskę). Tak więc dla każdego coś miłego - i dla hardkorowców, i dla każuali.

(...a wieczorem spędzanie wolnego czasu z żonką)

Jest wesoło i jarmarcznie, innymi słowy wszystko co, czego oczekiwalibyśmy od dobrej gierki ze (nomen omen) stajni Harvest Moon'a. Jednak tytuł nie jest wolny od błędów i upierdliwych motywów. Największym i zarazem właśnie najbardziej upierdliwym faktem jest szybkość upływającego czasu. W tej części czas leci straszliwie szybko, coś koło jednej-dwóch minuty co sekundę, co daje naprawdę niewielkie pole do tracenia go, jeżeli chcemy jak najlepiej i najproduktywniej wykorzystać dany dzień (ale jest to jednak dość życiowe, nieprawdaż? :)). Narzekać można także na monotonię, która prędzej czy później wkradnie się do rozgrywki, jako że otoczenie, w którym przyjdzie nam rolnikować, jest dość statyczne i mało zmienne, zaś natłok zadań, które będziemy musieli codziennie wykonywać prędzej sprawi, że będziemy ziewać z nudy, niż oddawać hołdy wciągającej rozgrywce. Co prawda pomagają tutaj takie detale, jak zmienne pory roku (i co za tym idzie - pewna różnorodność kwestii NPCtów, w zależności od pory roku/dnia, a nawet pogody), różnorodne dobra do zebrania w górach, także zależne od pory roku, kopalnia otwarta tylko na zimę czy przeróżne, co raz organizowane festiwale, jednak ogólny schemat dnia pozostanie niezmienny przez lwią część rozgrywki (dać jeść, podlać, pogadać). Na wzmiankę tutaj zasługują także pewne błędy graficzne, które wynikają z faktu działania samej kamery - ta nie renderuje żadnych modeli/sprite'ów, jeżeli nie są one w polu widoczności gracza. Niestety, ze względu na użytą perspektywę w grze (o tym za momencik), silnikowi ciężko jest określić do dokładnie jest, a co nie jest "widoczne", dlatego też nad dolną krawędzią ekranu ewidentnie widać, jak modele i sprite'y są "zjadane" przez silnik renderujący, bo nie są już wymagane do wyświetlania - komicznie to wygląda zwłaszcza dla budynków, które są skonstruowane z bloczków, rysowanych w uporządkowanej kolejności - ot przy odpowiednim ustawieniu można np. zauważyć kawałek dachu wiszący sobie w powietrzu. :)

Jak chodzi o samą otoczkę graficzną to mam deczko mieszane uczucia. Całość utrzymana jest w konwencji widoku z góry, z domyślnie ustawioną kamerą w rzucie izometrycznym (choć tą można przekręcać co 45 stopni - ale będąc tylko na swojej farmie). Z jednej strony sprite'y są bardzo ładnie i starannie wykonane, jak i posiadają odpowiednią ilość klatek animacji, tak też paleta kolorów jest dość stonowana, a czasami najnormalniej w świecie nieco uboga w barwy (zwłaszcza biorąc pod uwagę takiego Harvest Moon: Back to Nature, wydanego 2 lata później), dodatkowo wyżej wspomniane glitche graficzne, tudzież czasami zbyt mocne rozmycie tekstur, za bardzo nie pomagają. Muzyka także jest kwestią mocno dyskusyjną - co prawda kompozycje są proste, a niektóre szybko wpadają w ucho, tak niestety użyto tutaj niefortunnego systemu, który odtwarza od początku ten sam kawałek, kiedy jesteśmy w obrębie tej samej mapy, a zmienimy lokację (np. wchodzimy do domku i wychodzimy - 2 razy odtworzy od początku tę samą muzyczkę). Po jakimś czasie odsłuchiwanie po raz n-ty początku danego kawałka może już zacząć co niektórych solidnie wkurzać. :) Przynajmniej same dźwięki są ok, chociaż niektóre z nich zostały dość dziwacznie, żeby nie powiedzieć 'niefortunnie', dobrane - ot chociażby posłuchajcie odgłosu wydawanego przez dojarkę. On pozyskuje mleko, czy całuje te krowy?!

Czy mimo tych wszystkich zarzutów przedstawionych przeciwko gierce, wyrok sądu najwyższego będzie łagodny? Szczerze mówiąc - owszem. Tak, wiem, może nieco przeze mnie przemawiać nostalgia, jak i fakt, że ten tytuł był drugim Harvest Moon'em w którego zagrałem w ogóle, ale nawet giera odpalona i dzisiaj ma w sobie ten sympatyczny element grywalnościowy, który sprawia (przynajmniej z początku), że chce się grać, nie zważają za bardzo na upływający czas. W tym wariactwie jest metoda i taka specyficzna, aczkolwiek bardzo fajna satysfakcja z oglądania swojej farmy, która powoli powstaje na nogi, budynki zapełniają się zwierzakami, dom zostaje rozbudowany, plony pną się w górę, a kasiorki na Twoim koncie tylko przybywa. I to w dodatku bez żadnych udziwnień i wrzucanych 'usprawnień' (które bardziej przeszkadzają) na siłę, jak to (niestety) wygląda w dzisiejszych HMach. Innymi słowy - szpas w najczystszej postaci. Czy możesz dać szansę tytułowi? Jak najbardziej - jak ten Ci się nie spodoba, to zawsze możesz zerknąć na Back to Nature na PSX czy FoMT na GBA. Miłego rolnikowania na potęgę!

2 komentarze:

  1. Nie ma to jak klasyk. Sam miałem kiedyś Nintendo 64. Grało się chwilę. Teraz jednak gry komputerowe wyparły wszystkie tego typu sprzęty :D.

    OdpowiedzUsuń
  2. O - nostalgia alert! :) O HM wypowiedziałem się już bodajże przy poprzednim wpisie o tej serii, ale ten wpis zmotywował mnie do zainteresowania się którymś z tytułów na 3DS-a, gdy już dorobię się tej konsoli. Któraś z ogranych części na DS-a raczej mnie nie porwała.

    OdpowiedzUsuń

Komentarze, sugestie, przemyślenia? Wal śmiało!