piątek, 25 marca 2016

96 - Montezuma's Return!

Rok wydania: 1998

Recepta na sukces w branży gier w drugiej połowie lat 90? Weź istniejącą markę, dołóż do niej grafikę 3D i bam, profit - fejm, kasa i laski gwarantowane!

Jeżeli w Twoim domu stał kiedyś (lub teraz) jakikolwiek ośmiobitowiec (czy to Commodore, czy Atari, my tu kochamy wszystkie sprzęty), to nie ma mowy, abyś nie znał pociesznej gierki o nazwie Montezuma's Revenge. Przygody dziarskiego Panama Joe, przemierzającego niebezpieczne korytarze azteckiej świątyni w poszukiwaniu skarbów cieszyły tysiące graczy na przestrzeni lat i platform. Eksploracja, zręczność, rozwiązywanie prostych zagadek (te klucze!) - czegóż tu nie uwielbiać? Później nastapiła długa, prawie że 10-letnia cisza, rzekłbym nawet - nienaturalna, biorąc pod uwagę popularność oryginału (ostatnia Montezuma została wydana w 1988 roku na konsolę Sega Master System, nie licząc, naturalnie, wszelakich homebrewów i nieoficjalnych portów), i tu nagle zaskok - w 1998 roku Utopia Technologies wypuszcza na rynek Montezuma's Return!, chwaląc się wydajnym (65 tysięcy kolorów!) silnikiem 3D, z wierną symulacją fizyki, dobrym soundtrackiem, gameplayem, będącym połączeniem oldskulu z powiewem świeżości... innymi słowy wow, niesamowity powrót zapomnianego, wydawałoby się, franczajsa, i to jeszcze w urywającym dupę trzy de? Nic dziwnego, że musimy się przyjrzeć grze nieco bliżej! Ale najsampierw - zerknij proszę na ten screen:

Twoja pierwsza myśl? "Sacrebleu, zrobili z mojej kochanej Montezumy FPSa, donnerwetter, ay caramba!" Ha, nic bardziej mylnego! Uwierz albo i nie, ale MR to platformówka 3D w perspektywie pierwszej osoby. Tak, dobrze przeczytałeś - platformówka FPS. I nie, nie uświadczysz tu żadnych pukawek, ani innych broni, a jedynie radosne platformówkowanie, przeszukiwanie kolejnych komnat w celu znalezienia kluczy, przycisków i skarbów, jak też sporo kopania i walenia z piąchy wszelakich niemilców. Przyznam szczerze, że sam pomysł mnie pozytywnie rozwalił, gdyż wprowadził sporo świeżości wraz z premierą gry - ile innych platformówek 3D w perspektywie pierwszej osoby znacie, gdzie nie trzeba rozwalać swoich wrogów z rakietnicy? ;)) Ale po kolei, moi drodzy. Spokojnie, nie ma tutaj żadnych skomplikowanych fabuł, grubych intryg ani ukrytych układów - ot po prostu w gierce wcielimy się w postać Maxa Montezumy, potomka znanego władcy Azteków, żołnierza i pilota. Akurat się złożyło, że dołączamy do jego przygód w momencie, kiedy ten natrafia na tajemniczą wyspę (w sposób nagły i awaryjny - innymi słowy rozbija samolot...), której nijak nie można znaleźć na żadnych mapach. Jak się wkrótce okaże Max trafił na nieodkrytą wcześniej wyspę, która na dodatek swojego czasu była domem zaginionej cywilizacji Azteków - ze świątynią, lochami i innymi przyjemnościami gratis. Max, nie mając akurat nic lepszego do roboty, stwierdza, ze zwiedzi sobie wyspę, mając nadzieję na sporo glorii i chwały (a także nieco skarbów... oraz pewien sekretny sekret, którego nie zdradzę, by nie popsuć niespodzianki). I tak oto rozpoczyna się także i Twoja przygoda.

(widoczki podczas wspinania się po linie)

Jak już wspomniałem wcześniej, naprawdę ciężko mi jednoznacznie zaklasyfikować MR - platformówka 3D w perspektywie FPP, no inaczej nie mogę tego ująć. Jest tutaj wszystko, czego byśmy oczekiwali od rasowego platformera - 8 długich poziomów, skakanie po platformach, odbijanie się od trampolin, wspinanie po linach, proste zagadki logiczne (wciskanie przycisków, odnajdywanie kluczy), szukanie przeróżnych znajdźek, tudzież atakowanie przeciwników. Jak to wszystko spisuje się jako FPP? Zaskakująco dobrze, przy czym znalazło się tu miejsce na mniejsze i większe kutasy, jednak całość działa na zasadzie "no no, całkiem zgrabnie, spodziewałem się, że będzie gorzej!". Widać, że twórcy gry dwoili się i troili, wrzucając tutaj przeróżne motywy i ułatwienia, by nasz ikspirjens z grą był jak najlepszy. W niektórych przypadkach to działa, w innych już mniej - ale po kolei. Samo sterowanie jest podobne do Quake'a czy innego Call of Duty - poruszamy się za pomocą klawiatury, zaś myszką obserwujemy otoczenie w okół nas. Ciekawostką tu jest fakt, iż często widzimy nogi i ręce naszej postaci, gdy wykonujemy jakieś akcje i inne atrakcje (np. spadamy z dużej wysokości, wspinamy się po linie) - innymi słowy nie jesteśmy tylko i wyłącznie lewitującą kamerą. :) Podobny myk zresztą zastosowano w Trespasserze, FPSie z, mniej-więcej, tego samego okresu. Kolejnym dodatkiem jest dynamiczna zmiana ustawienia kamery, w zależności od tego co się dzieje z naszą postacią. Można to porównać do głowy Maxa - np. kiedy spadamy z wysokości kamera sama z siebie zaczyna spoglądać w dół, podczas wspinaczki po linie mimowolnie patrzymy w górę (i na odwrót - gdy się z niej, pardon my french, spuszczamy, kamera ustawia się na spoglądanie w dół). Z jednej strony jest to przydatne (przy bardziej karkołomnych skokach widzimy dokładnie gdzie wylądujemy, bez konieczności dziarskiego machania gryzoniem), z drugiej może nieźle dezorientować, zwłaszcza na początku (zapewne dlatego pierwsze poziomy są pełne piasku jako podłoża - gdy wylądujemy na nim, nawet z wpizdu wysoka, nic nam się nie stanie), dlatego też do tak nagłych zmian punktu widzenia kamery trzeba po prostu się przyzwyczaić. A lepiej przyzwyczajać się szybko i od początku, gdyż mamy limitowaną ilość żyć na skończenie danego poziomu, i o ile kontakty z przeciwnikami, czy mniejsze wysokości uszczykną jeno kawałek naszego zdrówka (które możemy zregenerować poprzez wcinanie banana czy arbuza), tak kontakt z lawą, czy podłożem po zeskoczeniu z bardzo wysoka, szybko i efektywnie zakończy żywot Maxa, niczym w Montezuma's Revenge. A uwierzcie mi, każde życie, zwłaszcza na późniejszych poziomach, będzie jak na wagę złota, z jednego, prostego powodu (i zarazem największego penisa gry) - niemożliwości zapisu rozgrywki w czasie trwania poziomu. Zapis gry jest odpalany automatycznie po zakończeniu każdego levelu, zaś gdy stracimy wszystkie żywota, zostajemy zbutowani do menu głównego i musimy dany poziom próbować przechodzić od nowa. A nieco boli konieczność powtórzenia długiego levelu, kiedy to straciliśmy życie tuż przed jego zakończeniem, auć... Ale aby zakończyć ten paragraf nieco pozytywniej, to wspomnę także o dodatkowym pasku, pod zdrówkiem postaci - ten się "ładuje" w miarę zadawania kolejnych kopniaków i piąch. Im większa jego wartość, tym mocniejszy atak naszej postaci. Sympatyczne.

(i z takimi panami przyjdzie nam walczyć) 

Muszę przyznać, że oprawa gry wygląda naprawdę bardzo imponująco, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że gierka w oryginale śmigała pod DOSem (mimo roku wydania, naturalnie został później dorobiony także exek pod Windowsy). Całość jest dość kolorowa, przeciwnicy i większość znajdźek to modele 3D, zaś tekstury są odpowiednio ostre (z daleka, jak i na rok 98/użytą technologię). I to wszystko śmiga zarówno w trybie software, jak i pod 3Dfx'ami, więc ci, którzy nie mieli zaszczytu posiadania tej karty, też mogli spokojnie pogiercować. Troszeczkę słabiej, według mnie, za to wypada muzyka, w formacie CD Audio - ot standardowe, rzekłbym 'azteckie' brzdęknięcia, trwające średnio minutę. W żadnym wypadku nie przeszkadzają w rozgrywce, są całkiem klimatyczne - aczkolwiek często zbyt krótkie i za proste. O wiele lepiej z kolei brzmią dźwięki, które są miksem sfx'ów reliastycznych, jak i typowo kreskówkowych, co dobrze oddaje klimat całości - ot taki nie do końca poważny, łatwy i lekkostrawny.

Powiem szczerze, że początkowo byłem mocno zaskoczony, kiedy pierwszy raz odpaliłem gierkę. Spodziewałem się, że będzie gorzej, jednak rzeczywistość okazała się o wiele bardziej optymistyczna - nie jest to może jakaś mega produkcja, ale jak najbardziej porządna gierka. W dodatku z dość oryginalnym pomysłem na gameplay. Gdyby tylko nie ten nieszczęsny system zapisu... Jeżeli masz czas, chęci i możliwości (mi się nie udało odpalić gry w DosBox'ie - tylko na prawdziwym retro kompie, z DOSem 7.0 na pokładzie), to jak najbardziej możesz spróbować zagrać. Zwłaszcza jak podobał ci się oryginał i lubisz tego typu eksperymenty.

1 komentarz:

  1. Na tych kilku screenach faktycznie gra prezentuje się całkiem nieźle - jak na swoje lata :) Dobrze, że przypominasz nam te stare tytuły, bo czekałoby je całkowite zapomnienie.

    OdpowiedzUsuń

Komentarze, sugestie, przemyślenia? Wal śmiało!