piątek, 11 marca 2016

95 - Shining Force III

Rok wydania: 1997 (Japonia)/1998 (USA/Europa)
Dostępna TYLKO na: Sega Saturn

Nie ma nic lepszego, niż uczucie tej niepohamowanej radości, kiedy przyjdzie Ci napisać o tytule, który zarówno jest nieznanym klasykiem, jak i jedną z najlepszych gier w Twoim prywatnym rankingu!

Tak jest, moi drodzy, dziś po raz kolejny powracamy do wspaniałego i niedocenionego (za życia) Saturna, aby przyjrzeć się kolejnej gierce, która jest niezwykle ciekawa, zarówno jeżeli chodzi o historię, jak i samą mechanikę. A musi być ciekawie, gdyż dziś przyjrzymy się części trzeciej z serii Shining, zaraz obok Phantasy Star, sztandarowej serii RPGów (w tym wypadku - taktycznych), które pojawiały się na konsolach Segi już od wczesnych lat dziewięćdziesiątych. Co rozpoczęło się jako zwykła próba "zapchania" dziury, jaką była niska ilość RPGów na maszynkach Niebieskich (pierwsza część z serii Shining była dungeon crawlerem), szybko rozrosło się do istnego fenomenu, a sama seria na długo była kojarzona z Mega Drive'em/Genesisem czy Saturnem (niestety, seria wielkiego S ominęła równie wspaniałego Dreamcasta). A dziś na tapecie mamy część trzecią z trylogii "Force" w tytule. Ale ok, tyle tytułem wstępu i małego wykładu historycznego. Co jest takiego niezwykłego w tym tytule, że zasłużył na wpis?

Odpowiedź jest prosta - sam fakt, że, grając w wersję europejską/amerykańską widziałeś tylko w 1/3 gry. Tak jest, w Japonii Shining Force III wyszedł w trzech rozdziałach (plus czwarty dysk bonusowy, niezwiązany za bardzo z historią) - każdy opowiadał tą samą historię, lecz widoczną z różnych perspektyw (każdy dysk miał innego głównego bohatera). W dodatku save'y były wykorzystywane pomiędzy rozdziałami - mogliśmy np. od razu rozpocząć grę w drugim rozdziale, a mogliśmy równie dobrze przejść najpierw płytkę pierwszą i później użyć tego samego zapisu do rozpoczęcia płyty drugiej. I było to jak najbardziej przydatne, a wręcz wymagane - co niektóre decyzje, które podjąłeś w poprzednim rozdziale (z kim zagadasz, kogo uratujesz itd.) wpłyną na wydarzenia na kolejnych płytach! Ot, taka wczesna wersja systemu zapisu i podejmowania decyzji w Mass Effect'cie. ;) A co do wspomnianego wcześniej "wymagania" używania tego samego zapisu do przechodzenia kolejnego rozdziału - sprawa jest prosta. Prawdziwe zakończenie obejrzymy tylko wtedy, kiedy przejdziemy wszystkie trzy płyty na tym samym save'ie. I tak oto niezwykle efektywnie europejscy i amerykańscy gracze zostali pozbawieni tegoż zakończenia, tudzież podejmowania jakichkolwiek decyzji na przyszłość, jako że, jak wspomniałem, tylko pierwszy rozdział Shining Force III został wydany w tych terytoriach. A co gorsza - nawet o tym nie wiedzieli. :( Cóż, lajf is brutal, tak to czasami bywa. Ale spokojnie, drogi wojowniku, to nie koniec tej fascynującej opowieści - dzięki dedykowanym fanom będzie wprost odwrotnie! Otóż grupka utalentowanych zapaleńców stwierdziła, że wcale im się nie uśmiecha kontynuować ciekawej historii wyłącznie w języku japońskim, dlatego też całkiem zgrabnie kompletnie przetłumaczyła pozostałe dyski, ku uciesze fanów. A najlepszym motywem jest fakt, że save z wersji europejskiej/amerykańskiej jest w pełni kompatybilny z rozdziałami przetłumaczonymi! Tak więc dla wielu oznaczało to odkurzenie swojego Saturna i wygrzebanie kartridża z zapisami - przygoda się nie skończyła, a ledwo rozpoczęła w jednej trzeciej...

(to będzie bolało)

Sama fabuła gry jest równie ciekawa, co jej konstrukcja. Głównym wątkiem na tapecie jest tutaj konflikt zbrojny pomiędzy Republiką Aspinii i Imperium Destonii. Otóż Aspinia dawno, dawno temu (w trawie) była częścią Imperium, jednak dzięki odpowiednim 'argumentom' odizolowała się od Destonii i spokojnie żyje sobie jako państwo niepodległe... ale czy na pewno? Cóż, niekoniecznie, odcięcie się od Imperium dość mocno podzieliło ludzi w Republice, rozpoczęły się pewne problemy z dostawami oręża i żywności, co jeszcze bardziej pogłębiło różnicę między bogatymi a biednymi, zaś okazjonalnie na granicach Aspinii i Destonii dochodziło do małych, erm, spięć zbrojnych. Ale to miało być już przeszłością, przynajmniej w założeniu - pierwszy rozdział gry rozpoczynamy w mieście Saraband, które jest gruntem neutralnym, wcielając się w Synbiosa, młodego lorda Republiki, syna Lorda Conrada, który to był jednym z czołowych generałów podczas wyzwalania Aspinii. A dzień w którym przybywamy do Saraband jest dniem wyjątkowym, jako że właśnie dziś ma się rozpocząć pokojowa konferencja w trakcie której ma dojść do ostatecznego porozumienia między Republiką a Imperium, oficjalnego zawieszenia broni, jak i nawiązania kontaktów handlowych (naszemu staremu się troszkę przychorowało, dlatego też na tak ważną uroczystość wysłał swojego synalka, jak i grupkę znajomych). Jak zatem widzicie stawka jest niezwykle wysoka, gdyż w wydarzeniu ma brać udział sam Imperator Domaric. Niestety (i naturalnie) coś pójdzie nie tak - król Republiki, Benetram, porywa Imperatora, całkowicie rujnując jakiekolwiek szanse na zawarcie pokoju! Czyżby władca postradał zmysły? Wszak to przecież Republice najbardziej zależało na pokojowym załatwieniu sprawy! Cóż, sprawa okaże się jeszcze bardziej zagmatwana, kiedy okaże się, że Domaric został porwany przez kogoś kto podszywał się pod Króla, w akompaniamencie mnichów z tajemniczej sekty. Ale plotka i tak już poszła w ruch i trafiła do najmniej odpowiednich (w tej sytuacji) ludzi, Imperium ma ogromny ból dupy, twierdząc że to wszystko to intryga Republiki i szykuje wojnę na pełnej kurwie, a Synbios wraz z przyjaciółmi i prawdziwym królem musi uciekać z Sarabandu oraz dojść do tego o co tu tak naprawdę chodzi, komu zależało na zrujnowaniu konferencji i jaki interes w tym mieli tajemniczy mnisi... A to tylko wierzchołek góry lodowej, jaką jest fabuła SFIII, gdyż nie możemy zapomnieć o dwóch pozostałych rozdziałach - na drugim dysku wcielamy się w postać Mediona, księcia Destonii, który stara patrzeć na cały chaos z odpowiednim dystansem, gdyż nie wierzy, że Republika posunęłaby się do takich drastycznych kroków, i na własną rękę stara się poznać prawdę. Z kolei trzeci rozdział należy do Juliana, młodego kupca, który pojawia się jako NPC w rozdziale pierwszym i drugim, a który to będzie miał kluczową rolę przy odkryciu kto tak naprawdę przez ten cały czas pociągał za wszystkie sznurki...

(chwila wytchnienia pomiędzy walkami)

Przyznam się Wam szczerze i bez bicia, że niezbyt podobają mi się wszelakie taktyczne RPGi, a w SFIII zakochałem się od pierwszego zagrania. Po części jak chodzi o oprawę - sympatyczna, pełna detali (jak na Saturna) grafika w 3D, która stylem niezwykle przypomina Golden Sun pierwszego i drugiego, a także Mario Golf czy Mario Tennis na GBA. I nie jest to plagiat czy zrzynka, gdyż wszystkie te gry zostały stworzone przez firmę Sonic Software Planning (należące do Segi), która to później została wykupiona przez Camelot Software, twórców wyżej wspomnianych gier. Na całość pozytywnych wrażeń wpływa także bardzo przyjemny soundtrack, jak i czysta radocha płynąca z rozgrywki. Tak, to kolejna z typu gier "jeszcze tylko jedna potyczka, jeszcze jeden przeciwnik" - i bam, 3 w nocy. Na całość pozytywnych wrażeń wpływa także bardzo przyjemny soundtrack, sympatyczni bohaterowie, jak i czysta radocha płynąca z rozgrywki. Tak, to kolejna z typu gier "jeszcze tylko jedna potyczka, jeszcze jeden przeciwnik" - i bam, 3 w nocy. :) Tym bardziej jeżeli podobały Ci się poprzednie części serii - SFIII to właściwie to samo, lecz zrobione na zasadzie "więcej i lepiej". Po raz kolejny prowadzimy dzielną drużynę bohaterów (i to całego mnóstwa bohaterów - w samym pierwszym rozdziale łącznie 27 postaci!!), walczymy w trybie taktycznym (naturalnie), a na czas zadawania ataku całość przełącza się z widoku pola bitwy i sprite'owych bohaterów na scenę z modelami 3D walczących i animacją zadawanych obrażeń. Kiedy zaś nie prowadzimy wojowniczych wojen, możemy pokręcić się po danej lokacji, porozmawiać z napotkanymi NPCtami, czy zrobić małe zakupy - zarówno przedmioty lecznicze jak i nowe bronie dla naszych dziarskich herosów. Innymi słowy - niby nowocześniej i przyjemniej, a jednak klasyczne motywy wciąż występują.

Czymże jednak byłaby gra z Shining Force w nazwie, bez odpowiednich statystyk opisujących postacie? Tu mamy ich pięć podstawowych, które się zwiększają wraz z kolejnym poziomem postaci (który jest uzyskiwany co 100 punktów doświadczenia. Każda postać, podobnie jak w poprzednich częściach, otrzymuje ekspa za każdą akcję, którą wykonała - atak, kontra, użycie przedmiotu czy czaru itd.). mianowicie zdrówko (HP), manę (MP), atak, defensywę oraz zwinność, tutaj żadnych nowości ani rewolucyjnych zmian nie ma. Cieszy za to dodatek w postaci przyjaźni między postaciami, która sprawi że dany jegomość zyska dodatkowe bonusy, kiedy w walce będzie okupować kratkę w najbliższym sąsiedztwie z bohaterem z którym się przyjaźni. Najlepszy jest jednak fakt, że ów frędszip potrafi nie tylko zwiększać podstawowe statystyki, jak atak czy obrona, ale także te ukryte, jak obrona magiczna, szczęście, zdolność ataku krytycznego czy odporność na negatywne statusy (paraliż, trucizna itd.) - uważaj jednak, jako że przyjaźń można równie łatwo stracić, co ją zyskać. Z innych przyjemności można także wymienić takie motywy jak różnorodne czary zarówno dla naszych herosów, jak i niemilców czy ataki specjalne (które są wykonywane losowo, zależne od wartości ataku krytycznego) dla każdej z postaci. Dodatkowo cieszy także fakt, że jeżeli coś pójdzie Ci wyjątkowo nie tak podczas danej walki, możesz ją spokojnie rozegrać od nowa, używając odpowiedniego czaru lub przedmiotu, który cofnie całą drużynę do ostatniego odwiedzonego kościoła (który też służy jako miejsce do zapisu czy leczenia/wskrzeszania postaci). Naturalnie zachowujemy całą kasę i doświadczenie postaci (jedynie stracimy nieco waluty, gdy zginie nasz główny bohater i zostaniemy w takim stanie cofnięci do kościoła). Jest to nie tylko przydatne do małego levelowania postaci, ale wręcz niezbędne przy niektórych walkach, w których można coś bardzo łatwo spieprzyć (nie wyrobić się z wydarzeniem na czas, ważny NPC ginie itd.) Dzięki temu nie musimy resetować co raz gry, kiedy coś totalnie spaprzemy.

(mały gejmplej, pokazujący zarówno nieco łażenia po mieście jak i drobne wojenki)

Owszem, SFIII jest grą świetną, jednak miejsce na większą i mniejszą buraczaną sałatkę zostało. Jednym z takich warzywek jest fakt, że giera może ciutkę przynudzać w przerwie pomiędzy kolejnymi walkami, jako że często będzie miała miejsce sytuacja, iż będziesz kręcić się po danej lokacji, by tylko znaleźć tego jednego NPCta, lub miejsce w odpowiednim czasie, by wywołać kolejną cutscenę i ruszyć wszystko do przodu (choć czy nie jest to swoisty stały motyw większości starszych RPGów?). Nie pomaga tutaj długość samych dialogów. Nie zrozumcie mnie źle - fajnie, że jest sporo tekstu do przeczytania, ale niektóre z nich ciągną się i ciąąąąąąągną straszliwie. A co gorsza nie ma możliwości ich pominięcia czy nawet jakiegoś większego przyspieszenia (możemy jeno przyśpieszyć prędkość pojawiania się tekstu w okienku, same animacje postaci czy długość cutscenki pozostaje niezmieniona). O ile to jednak można przeboleć, dzięki odpowiedniej ilości cierpliwości (i napojów wyskokowych), tak już o wiele większym burakiem jest fakt, że zapis gry potrafi czasami bezpowrotnie się spieprzyć. Co może BARDZO boleć, zwłaszcza jak zaszliśmy daleko - problemem jest fakt, że tytuł ma tu sporo do zapisania na swoim save'ie i czasami może nastąpić opóźniony zapis, tudzież konieczność odpalenia sumy kontrolnej - jeżeli nieostrożny gracz wyłączy konsole w trakcie trwania tychże, save może ulec bezpowrotnemu uszkodzeniu (czasami działa skopiowanie go przez opcję 'Copy' w menu gry, czasami nie - jeżeli nie zadziała to sorry Gregory, musisz zacząć od początku :( ). Dlatego Ci, którzy mają konsolkę i chcieliby wypróbować tytuł niech czują się ostrzeżeni - najbezpieczniej jest po prostu wybierać odpowiedź "Nie" na pytanie o kontynuację rozgrywki, kiedy to zapis się ukończy, poczekanie na powrót do głównego menu i dopiero wtedy wyłączenie Saturna. I małe info dla tych, którzy by chcieli, a nie mają żadnego kartridża z pamięcią wewnętrzną - save w SFIII zajmuje 192 bloki, więc zeżre wam więcej niż 1/3 pamięci wewnętrznej. Upewnijcie się, że tyle macie przed rozpoczęciem rozgrywki, inaczej czeka Was podwójne oglądanie i przeklikanie ciut przydługiego intra. Z innych upierdliwych rzeczy mogę także wspomnieć o bardzo kiepskich odgłosach postaci, które te okazjonalnie są wypierdywane przez nich w trakcie walki. Na szczęście nasi wielcy herosi nic nie mówią poza nią, jeno tekstem klepią. :)

SFIII, przynajmniej w moim rankingu, jest grą naprawdę świetną. Zwłaszcza na Saturnie, który był potraktowany straszliwie po macoszemu, jak chodzi o angielskie wersje wszelakich RPGów (na szczęście w Japonii było o wiele lepiej, ale cóż...). Niesamowita grywalność i czysty miód, sączący się z odbiornika telewizyjnego skradł mi całe mnóstwo godzin wolnego czasu. Jeżeli masz odpowiednie wolne ilości jednostek czasoprzestrzennych, oraz odpowiednią bazę sprzętową, a dodatkowo ślinisz się do Fire Emblema, czy Final Fantasy Tactics, to szczerze polecam spróbować w SFIII. Prawdopodobieństwo że się zawiedziesz jest dość niskie. ;)

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze, sugestie, przemyślenia? Wal śmiało!