piątek, 5 lipca 2013

41 - Platypus

Rok wydania: 2001
Dostępna także na: Sony PSP, Xbox 360 (Xbox Indie Market)

Kiedy ostatnio bawiłeś się plasteliną, hm? Zapewne dawno, dawno temu. Przygotuj się jednak, albowiem prezentowana gierka może sprawić, że zechcesz powrócić do radosnych zabaw z dzieciństwa. Zwłaszcza jeżeli do gustu przypadła ci oprawa takich tytułów jak Neverhood, SkullMonkeys czy Clay Fighter. Plastusie rządzą!

Mungola w niebezpieczeństwie! Kraina mlekiem i plasteliną płynąca została zaatakowana przez nieprzyjaciół z Colossatropolis, którym tylko jedno w głowie - jako że ich kraj jest już za mały na ciągle rozrastającą się populację, dlatego też wojacy stwierdzili, że podbiją sobie sąsiadującą Mungolę, dla większej przestrzeni życiowej i cennych surowców naturalnych. Ich niedoczekanie, jako że na czele armii Mungolii (która jest niezwykle miniaturowa, tak na marginesie) stoi anonimowy wojak i jego latający wehikuł wojenny - ostatni z floty F-27 Platypus. Czekają go 4 poziomy, najeżone pułapkami i wrogami, każdy w odmiennej scenerii - a wszystkie te trudy by pokazać armii Colossatropolis kto tu tak naprawdę rządzi i przepędzić ich z idyllicznej krainy.

Platypus to horyzontalny shooter, coś jak ot chociażby nieśmiertelny Gradius. Nie wyróżniałby się on jednak z tłumu, gdyby nie jeden niezwykle sympatyczny detal - cała otoczka graficzna jest wykonana z plasteliny (tzw. claymation, czyli animacja z użyciem plastelinowych modeli). Przy czym podkreślam, że naprawdę cała - nawet napisy czy kursor jest wykonany z tejże masy! Robi to niesamowite wrażenie i przypomina takiego klasyka, jak Neverhood (czy tam Clay Fighter'a). Jest kolorowo, jarmarcznie i wesoło - ale chwila, przecież tu toczy się batalia o krainę Mungolii, czyż nie?

(plastelinki w akcji!)

Zasady gatunku są rozumiane same przez się, czyż nie? Strzelaj, strzelaj, strzelaj - i tak do zakończenia poziomu (lub stracenia wszystkich żyć, co przyjdzie pierwsze). Cele, które przyjdzie nam atakować, są podzielone na dwie grupy - podrzędne i nadrzędne. Te drugie - wszelkie sterowce, statki towarowe, czy jajkowate latające fortece - biorą na klatę znaczną ilość pocisków, jednak po barwnej eksplozji zostawiają wszelkie znajdźki, w postaci owoców (warto je zbierać - nie tylko dlatego, że są dobre dla zdrowia, ale też co 5000 punktów zostaniemy nagrodzeni dodatkowym życiem). Z kolei pierwsza grupa - celów podrzędnych, czy tam 'klasycznych' - wybucha po jednym strzale, jednak może być niezwykle upierdliwa, gdyż często pojawia się na ekranie stadami i lubi od czasu do czasu wystrzelić pocisk albo dwa w naszym kierunku. Ale co to dla nas - przytrzymanie przycisku strzału zawsze czyni cuda na wnerwiających oponentów. Wśród tych niegodziwców najlepiej skupić się na statkach poruszających się w grupce - zniszczenie tejże spowoduje pojawienie się gwiazdki-powerup'a, która na chwilę ulepszy broń Platypusa. A ulepszeń jest 4 - spreadshot (strzelanie w 4 kierunkach), rapid fire (ciągłostrzał, uwielbiam to określenie), wave (coś w rodzaju krótkiego sensora-fali, co rozwala wszystko na swojej drodze) oraz rakiety (zadają o wiele większe obrażenia, niż standardowa broń). Dodatkowo od drugiego poziomu co raz pojawiają się latające paczki - gdy wcelujemy w ładunek (byle nie w balonik, bo paczuszka finezyjnie spadnie), dodatkowo możemy zdobyć złote monety (punktypunktypunkty!), czy bonusy w stylu podwójne punkty czy support shot. Ale tak czy inaczej - warto rozwalać wszystko co lata i nie ucieka na drzewo, gdyż po każdej skończonej sekcji podliczana jest procentowa ilość wrogów, których wykosiłeś, i wyliczana średnia (zniszczonych celów nadrzędnych i podrzędnych) - dostajesz odpowiedni bonus punktowy w zależności od wartości finalnej (warto tutaj zwrócić uwagę w jaki sposób animacji podliczane są punkty - naprawdę sympatyczne!)

Jak już wspomniałem - rozbijać będziemy się po 4 poziomach. I to zapewne mógłby być główny minus produkcji (tj. jej długość), jednak rozwiązano to w dość elegancki sposób - fakt, poziomów może jest mało, ale każdy z nich został podzielony na 5 sekcji, z czego pod koniec ostatniej czeka nas potyczka z bossem. Podczas każdej z nich jednak zaleca się sporą ostrożność - jak to w każdym shooterze, zginąć tutaj jest niezwykle łatwo. Zwłaszcza w późniejszych poziomach, gdy robi się niezwykle tłoczno - uprzykrzają się zarówno przeciwnicy, jak i wszelkie inne przeszkody (latające miny, słupy napięcia itd.). Dlatego też tak ważnym jest zdobywanie jak największej ilości punktów, by odpowiednio się przygotować od strony ekstra żyć - tylko podczas jednej sekcji można ich stracić niezwykle wiele. Na szczęście dla nas, Platypus posiada 3 poziomy trudności (standardowo - łatwy, średni i trudny), dlatego też rozgrywkę można dopasować wedle swoich możliwości i upodobań.

(pomimo zaawansowanego wieku, gierka działa i na nowych systemach)

Wspomniałem nieco o sympatycznej i plastelowej warstwie graficznej, ale nie wspomniałem nic o muzyce. A warto nieco więcej o niej napisać, zwłaszcza dla tych, którzy w dzieciństwie posiadali tak zacną maszynę, jaką był Commodore 64 - wszystkie utwory muzyczne w Platypusie to remixy klasycznych (i niezwykle znanych) SIDowych chiptune'ów z C64. Nasze uszy będą pieszczone takimi kozakami jak remix głównego motywu Sanxion'a, Comic Bakery, Wizball 2000 czy Ocean Loader 3. Dla znawców tematu nie ma chyba lepszej rekomendacji. Można tu także wspomnieć, że owe remixy swojego czasu zostały zamieszczone na płytach 'C64 - Back in Time', które były składankami najlepszych mixów popularnych chiptune'ów. Jeżeli chodzi o inne dźwięki - klasyka klasyki, wszystko jak najbardziej standardowe, łącznie z wybuchami, strzelaniem czy kolekcjonowaniem przedmiotów.

Hah, oczekujesz teraz bym nieco ponarzekał na Platfusika? Uwierz mi - nie ma za bardzo na co, zwłaszcza biorąc pod uwagę fakt, że ta gra to taki bardziej indyk (proszę, i to z 2001! Czyżby prekursor?), powstały z rąk 3 ludzi. Szybka akcja, konkretne power-upy, przyjemna grafika i świetna muzyka - czegóż chcieć jeszcze? Ano, można by deko powykrzywiać gębę na długość gierki, jako że spece od shooterów pewnie rozwalą całość w jeden wieczór, tudzież na (czasami) mocno zawyżony poziom trudności (zwłaszcza przy sekcjach, gdy na scenę wkraczają latające miny - lecące z nich odłamki są niemalże niezauważalne, zwłaszcza w wirze akcji). Ale to tylko takie czepianie się, w sumie na siłę. Platypus bardzo się graczom spodobał. Tak bardzo, że w 2006 został wydany port na konsolę Sony PSP, zaś w 2009 - tytuł trafił na Xboxowy rynek gier Indie. Ba, on sam zrodził dwa sequele - oficjalny (Platypus 2) i nieoficjalny (Nux), wszystkie oczywiście także z charakterystyczną oprawą. Nawet w takim strasznym zakątku Europy, jakim jest Polska, przygody plastelowego stateczka zostały wydane, w dodatku w naszym rodzimym języku. Platypus to kupa dobrej zabawy, na szczęście z przewagą 'zabawy', dlatego jest wysoce wskazane, abyś chociaż dał szansę omawianej gierce. Mungola potrzebuje ciebie, jeszcze dziś!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze, sugestie, przemyślenia? Wal śmiało!