wtorek, 18 marca 2014

60: Spyro - A Hero's Tail

Rok wydania: 2004
Dostępna TYLKO na: Sony PlayStation 2, Nintendo GameCube, Microsoft Xbox

No proszę, historia zatoczyła koło. Powtarza się nam tu scenariusz jak z Raymanem - popularny bohater, mniej popularna gra. Ale cóż poradzić, po epickim rozczarowaniu, jakie przyniosła część czwarta przygód wesołego smoka, wielu graczy ostentacyjnie olało równą strużką ciepłego moczu kolejny tytuł w serii. A dzisiaj się dowiemy m.in. dlaczego źle zrobili robiąc to.

Większość czytelników na pewno miała w dzieciństwie kontakt ze starym i poczciwym szarakiem, więc wątpię, by smok Spyro potrzebował jakiegoś wyrafinowanego wprowadzenia. No ludzie - to Spyro, legenda platformówek końca lat 90, zaraz obok Crasha Bandicoot'a czy Raymana - nieznajomość takiej osobistości wśród graczy powinna być karana 20 latami w kamieniołomach. A tak się akurat złożyło, że gdy Insomniac Games po części trzeciej przestał być developerem przygód małego smoka, nad marką zawisły czarne chmury. Część czwarta, robiona już przez inny zespół, była istną katastrofą - krótka, niezbyt ładnie wyglądająca, posiadająca spore problemy wydajnościowe (skaczące FPSy, zwłaszcza wersja na PS2), a przede wszystkim - koszmarnie zabugowana. Wielu uznaje, że to właśnie ta pomyłka była głównym sprawcą spadku popularności Spajrana wśród graczy. Dziwota? Niekoniecznie, wszak gracze nie są idiotami i po jednym rozczarowaniu ciężko ich z powrotem ściągnąć na swoją stronę. 2 lata później opiekun marki Spyro (Universal Studios, czy jak kto woli - Vivendi Universal) stwierdził, że smoczek mimo wszystko zasługuje na choć jedną dobrą grę 3D w obecnej generacji konsol (po drodze wyszło kilka gier na GBA - dupy nie urywały, ale były przyjemnymi platformówkami w rzucie izometrycznym), przy czym to zadanie już zostało powierzone Eurocom'owi - ci odwalili o niebo lepszą robotę, niż Check Six Games z częścią czwartą. Ale niestety nie pomogło to - pomimo lepszych ocen w prasie (które także jakoś mega nie porywały - ze względu na zszarganą opinię średnio rzędu 6+/7 w 10-oczkowej skali. Dla porównania - część czwarta ledwo wyciągała 4/10) A Hero's Tail nie trafił do serc (i portfeli) graczy.

Co nas czeka w Ogonie-slash-Historii Bohatera? Połączenie nowego ze starym. Otóż po wydarzeniach z poprzednich części Królestwem Smoków w końcu wstrząsnął pokój. Wszyscy powrócili do radosnego leniuchowania i zapomnienia o jakichkolwiek zagwozdkach i problemach. Naturalnie nie na długo ma się rozumieć - tym razem istnym utrapieniem dla mieszkańców królestwa będą Mroczne Kryształy (Dark Crystals) - minerały, napakowane iście niedobrymi mocami, powodujące zatrucie gleby i środowiska w okół nich. Jak się okaże owe kryształy są rozprowadzane na terenie całego królestwa przez demonicznego Red'a (który, niespodzianka, jest czerwony. Biggest fucking plot twist), starszego smoka, który najwidoczniej ma niemały interes w korupcji Królestwa Smoków. Co jednak lepsze - w wydobywaniu Mrocznych Kryształów, jak i zasiewaniu ich po krainie, Red'owi pomaga nikt inny, jak nasz stary (niekoniecznie dobry) znajomy z części pierwszej - Gnasty Gnorc i jego sługusy (które zresztą w głównej mierze będą nam przeszkadzać w czasie zabawy). Na domiar złego znane z poprzednich części opatuleni złodziejaszkowie kradną wszystkie smocze jaja z Królestwa Smoków. Tak więc naszego małego Spajrana czeka dzień pełen wrażeń - rozwalić Mroczne Kryształy, by środowisko krainy wróciło do stanu pierwotnego, skopać dupska Red'a i Gnasty Gnorc'a, przez co królestwo zostanie uwolnione z ich demonicznego jarzma, jak i zebrać jak najwięcej ukradzionych smoczych jajek. Jak widać fabuła nie jest jakoś specjalnie zagmatwana, jednak dzieciakom (do których w głównej mierze jest kierowana gra) odpowiednio się spodobała, zresztą miło, że w końcu powrócił nas stary znajomy. ;)

(przyjemne, zimowe widoczki z trzeciego obszaru gry)

Odpowiadając już na pytanie dla niecierpliwych - tak, wszystkie elementy, za którego uwielbialiśmy Spyro na PSXa, są tu obecne. Zatem bez spiny - zarówno poskaczemy, poziejemy ogniem, potaranujemy w galopie co niektóre rzeczy i przeciwników, poszybujemy jak i zbierzemy duuuużo kryształków, więc sam core platformówkowy serii został tutaj zachowany. Co się jednak okaże - nawet z tak utartej formuły (cztery gry wszak) dało się wycisnąć coś nowego. Przede wszystkim AHT nabrało o wiele bardziej otwartego charakteru. Całość tak nieco przypomina Banjo-Tooie, jednak bez jakiegoś takiego jednego konkretnego overworldu. Zniknęły portale, prowadzące do danych poziomów, a ich miejsce zajęła jedna wielka mapa danego obszaru - ot biegamy sobie na jednej lokacji, by, po np. przejściu jaskini, czy krótkiej podróży po lewitujące platformie, znaleźć się w zupełnie innym poziomie. Takich obszarów w grze jest 4, zaś na każdym z nich znajdują się 3 lokacje (5 w ostatnim obszarze). Lokacje te są dość rozbudowane, z całym mnóstwem zakrętów i zakamarków, więc mapa, która także jest nowością, dostępna pod przyciskiem Select, znacznie ułatwia nawigację w terenie. Sama rozgrywka pozostała collect-a-thonem, więc przygotujcie się na dogłębne badanie wszelkich kątów i zakamarków, w poszukiwaniu jakichkolwiek dóbr doczesnych. Co będzie także nowością dla fanów 'starego' Spyro - kryształki zostały tutaj zredukowane z znajdziek wymaganych do 100%-owego ukończenia gry, do zwykłej waluty. Tak, już nie trzeba zdobywać określonej ilości kryształków (400, 500 czy 1000), aby w pełni 'zaliczyć' daną lokację - one są teraz używane do kupowania przeróżnych przedmiotów w sklepiku Moneybags'a, o czym za moment. Do głównych fantów w AHT należą Mroczne Kryształy, Smocze Jajka oraz Klejnoty Światła. A teraz po kolei - te pierwsze należy rozwalać - powodują one skażenie środowiska, zaś po pozbyciu się takowego na lokacji pojawią się nowe elementy (np. platformy itd.) Są to standardowe znajdzki w grze - aby można było walczyć z bossem danego obszaru, jak i przejść do następnego, należy w obecnym rozwalić określoną ilość Mrocznych Kryształów. Następnymi w kolejności są Smocze Jajka - te nie są wymagane do popchnięcia akcji do przodu, a jeno do 100%-owego ukończenia gry, jak i odblokowania paru fajnych bonusów. Otóż jajuszka są podzielone na 8 grup po 10 jajek w każdej. Zdobycie wszystkich dziesięciu z danej grupy wynagrodzi gracza jakimś miłym dodatkiem - bonusowymi postaciami do grania, mini-gierkami, galerią concept-artów itd. Z kolei Klejnoty Światła to błyskotki, których się używa do odblokowania przejścia do co niektórych poziomów na danym obszarze, jak i zdobycia dodatkowych umiejętności dla Spyro - bo jeżeli chodzi o wymagane umiejętności do ukończenia gry, to te zdobędziemy po odwiedzeniu Dragon Elder'a danego obszaru, lub też po pokonaniu boss'a.

Naturalnie nie będziemy podróżować po zakątkach Smoczego Królestwa sami -  na danych lokacjach nie raz, nie dwa spotkamy jakiegoś starego (lub nowego) znajomego - ot chociażby Sgt. Byrda, Huntera czy kreta Blink'a. Ci służą jako mała odskocznia od domyślnych zasad gierki - z każdą postacią związana jest mini-gierka, poprzez wygranie której Spyro zdobędzie dodatkowy przedmiot. Poziomy Sgt. Byrda to klasyczne "speedway'e" z poprzednich części Spyro (lataj i rozwal określoną ilość rzeczy w określonym czasie), tym razem z małym udogodnieniem (Byrd strzela semi-samonaprowadzającymi rakietami), Blink oferuje nam bardziej klasyczne plaformówkowanie, nakierowane na eksplorację podziemi i ostrożne skakanie po platformach nad jakąś przeszkodą, Hunter jest bardziej ukierunkowany na strzelanie ze swojego łuku, zaś solowe występy Sparx'a przypominają shmup'a 3D. Poza znajomymi całość okraszona jest jeszcze dodatkowymi mini-gierkami od postaci, które ekskluzywnie się pojawiają na danym poziomie (i zazwyczaj są związane z operowaniem działkiem i zestrzeliwaniem niemilców). Wygrana w każdej z takich gierek nagradzana jest dodatkowym Smoczym Jajkiem i daje możliwość zagrania w nią raz jeszcze, jednak na o wiele bardziej wyśrubowanym poziomie trudności - kolejna wygrana, już w trudniejszych warunkach, da nam gratisowy Klejnot Światła. A w mini-gierki warto jak najbardziej grać, zarówno dla fantów, jak i dodatkowych kryształków - jak już wspomniałem przyjdzie nam tu kupować przedmioty u Moneybags'a, w tym jeden, który jest absolutnie niezbędny - wytrychy do poukrywanych tu i ówdzie zamkniętych skrzyń ze skarbami. Z innych przedmiotów można wymienić elementarne bomby na przeciwników, upgrade jednego z ataków czy dodatkowy kontener z życiem. 

(a oto jak posprzątać Dragon Village z wszelkich klejnocików)

Wszystko to jak najbardziej przyjemnie brzmi na papierze, jednak kokosów gra wśród recenzentów nie zbiła. Aż chce się zapytać - dlaczemu? Główną krytykę przyciągnął poziom trudności. Nie, nie zrozumcie mnie źle - gra nie jest trudna. Wprost odwrotnie - gra jest bardzo łatwa!  Zrezygnowano tutaj z systemu żyć, zaś całość zastąpiono systemem zdrówka i checkpointami - uderzono cię 3 razy, lub też spadłeś w przepaść? Nie ma problemu - po chwili wracasz cały i zdrowy do ostatniego checkpoint'a, których zresztą całkiem sporo. Ewidentnie widać, że gierka była robiona pod mniejszych graczy, aby ich za mocno nie stresować, zaś jednym czalendżem dla starszych będzie odpowiednie przeczesanie terenu w poszukiwaniu wszystkich fantów do 100%-owego ukończenia gry. I z tym wiąże się kolejna kwestia (jak dla mnie - mocno dyskusyjna) - backtracking. Na wielu lokacjach zdobycie wszystkiego za pierwszym podejściem jest niemożliwe, gdyż niektóre znajdzki wymagać będą umiejętności, które Spyro zdobędzie później. Na to także recenzenci narzekali, ale jak dla mnie to wcale nie jest problemem, jako że przywykłem do tego, namiętnie swojego czasu pocinając w Banjo-Tooie. Inną kwestią maruderów była także długość gry, której w żaden sposób nie można porównać do oryginalnej trylogii z PSXa - AHT jest o wiele bardziej krótszy niż wspomniane gierki i właściwie główną siłą napędową tytułu jest 100%-owanie go i backtracking po "pierwszym" przejściu gierki. 

Ogólnie rzecz biorąc - wielkiej rewelacji nie ma, ale źle wcale a wcale nie jest. Odpowiednio sympatyczna i optymistyczna grafika (zwłaszcza na takich lokacjach jak Dragonfly Falls czy Cloudy Domain), złożona z jak najbardziej odpowiedniej ilości polygonów jak na rok 2004, humorystyczne dialogi, jak i naprawdę świetna muzyka, posiadająca charakterystyczny feeling serii Spyro, dodają całości sporo uroku. 3 różne grupy znajdziek jak i dodatkowe mini-gierki także. Powiedzmy, że taka naprawdę solidna 7+ na 10 jak dla mnie. Jeżeli nadal posiadasz poczciwą pees dwójkę (lub inną z wymienionych konsol), tudzież twój PS3 jest kompatybilny z klasykami z PS2, a znudziły ci się wszelkie zabawy w domorosłych generałów czy innych napakowanych herosów, to jak najbardziej możesz dać szansę piątej części przygód wesołego smoka. Może kilkuset godzin przy tym nie zarwiesz, ale z pewnością nie raz się uśmiechniesz.
   

4 komentarze:

  1. Nigdy nie grałem w Spyro nowsze niż trójka - dobrze wiedzieć, że ta nie jest zła. A z rok temu odświeżyłem sobie jedynkę i świetnie się bawiłem. W dużej mierze to pewnie zasługa sympatii do początków serii, ale i grywalność zrobiła swoje. Ale jeśli kiedyś będę nadrabiał zaległości to czwórkę sobie podaruję ;)

    OdpowiedzUsuń
  2. Spotkałam się z opinią, że ta część jest równie słaba co poprzedniczka. Dobrze, że jest inaczej. Aczkolwiek Spyro to dość znana seria (tak samo jak Sonic i Pokemony), czekam na coś o czym nigdy nie słyszałam.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. No, jak pisałem, nie ma mistrzostwa, czy w porównaniu z oryginalną trylogią wypada gorzej, jednak nie ma w ogóle jakiejkolwiek płaszczyzny porównania z epicko słabą czwórką - tutaj przynajmniej nie ma 36-sekundowych (tak, zmierzyłem) ekranów ładowań, mega niestabilnego frame-rate'u czy całego mnóstwa glitchów, z których niektóre są fatalne.

      Usuń
    2. " tutaj przynajmniej nie ma 36-sekundowych (tak, zmierzyłem) ekranów ładowań"
      Heh, u mnie się Skyrim potrafił minutę ładować, a w zatłoczonych lokacjach klatki spadały do jednocyfrowych wartości, jednak udało mi się nie jojczyć. Tak czy inaczej miło, że smoczek dostał chwilę oddechu zanim został prawdziwie rozgnieciony.

      Usuń

Komentarze, sugestie, przemyślenia? Wal śmiało!