Rok wydania: 1996
Ok, w swoim życiu widziałem wielu bohaterów gier. Różnorodność była, i to niesamowita - mężny wojownik, zombiak, jeż, królik, dżdżownica, hydraulik, smok, jamraj pasiasty, czy nawet dosadnie cytując pewnego klasyka polskiej kinematografii - żubr, bóbr, kurwa, łoś. Ale, na Boga, to co mi zaserwował Necromantics przeszło moje najśmielsze oczekiwania.
W czasach, kiedy nawet i mnie można było nazwać „dzieckiem” najbardziej niekompletnym bohaterem, którego znałem, był stary i dobry Rayman. Wszystko jednak się zmieniło, kiedy pewnego popołudnia, zupełnie nieświadomy popełnianych czynów zagrałem w demko opisywanej produkcji. I cały mój światopogląd runął w drobny mak. Nie będę owijał w bawełnę, jako żem człowiek konkretny - o ile Rayman posiadał podstawowe składowe ciała, takie jak głowa czy tułów, tak główny bohater Necromantics składa się wyłącznie z... kapelusza, laski, białych rękawiczek i butów. Tak, to nie żaden kiepski żart, czy błąd graficzny - tak naprawdę prezentuje się heros omawianej produkcji. Pełno go, a jakoby nikogo nie było. Ostra impreza w akademiku czy też zemsta Schrödingera?
Obecną sytuację wyjaśnia nam niezwykle zabawne (nie z powodu humoru, ale toporności, z jaką je wykonano. Panowie, bardziej sztywnych modeli postaci nie dało się wymodelować?) intro. Klasyczny motyw - dwóch braci i jedna panna. Rodzeństwo można podzielić na jednostkę złą i dobrą. A jako że obu kij swędzi, tak rodzinka wdała się w niemałą bójkę. Należy wspomnieć, że oboje to magowie - ten zły w czasie zażartej walki stwierdził, że dość już ma szarpaniny, i rzucił potężne zaklęcie na dobrego brata, które poskutkowało, hm, utratą jego ciała. I tak oto nasz bohater ma teraz większy problem, niż walka o rękę zacnej panny - musi odbyć niebezpieczną podróż do ponurego zamczyska, aby odzyskać swe cielsko. Kolejny przykład, że kobieta jest sprawczynią wszelkich nieszczęść. :) Dodatkowo nie wiem, czy niewiasta, która pozwala braciom walczyć na śmierć i życie o swoją rękę, jest dobrą kandydatką na żonę, ale są gusta i guściki, o tym się nie dyskutuje.
(nowy rekord, w jak najmniejszej ilości głównego bohatera, osiągnięty!!)
Necromantics to bardzo nietypowa platformówka, w której więcej jest kombinowania i rozwiązywania problemów, niż samego skakania po platformach. Dodatkowo swoim stylem rozgrywki, jak i projektem poziomów, przypomina klasyczne komnatówki, takie jak Knight Lore czy Head Over Heels. Gracz nie jest limitowany do poruszania się wyłącznie w lewo i prawo, wszelkie pomieszczenia można przeszperać w każdym kącie, jak głosi polska pieśń biesiadna - na prawo, na lewo, w górę i w dół. Umiejętne manewrowanie Niewidzialnym od jednej ściany do drugiej będzie niezbędne, gdyż co niektóre pułapki (robale, wirujące miecze), poruszają się w kółko, lub pomiędzy konkretnymi punktami, a bardzo często sam skok nie wystarczy, by ich ominąć. Z kolei zmysły obserwacji się przydadzą do znajdowania wszelkich przełączników, kuferków czy też innych przedmiotów, które będą niezbędne do rozwiązania konkretnego problemu. A jak to w takich komnatówkach bywa - wykonanie czegoś w jednym pokoju będzie miało wpływ na coś w drugim. Zatem przygotujcie się na latanie pomiędzy komnatami i sporo backtrackingu. Zwłaszcza, gdy nie jesteście pewni co właściwie macie zrobić, aby dostać się do kolejnej lokacji. Dobrze chociaż, że projektanci o tym pomyśleli i się nad nami ulitowali - przy akcji, w której wydarzy się coś ważnego w pomieszczeniu obok (albo i dalej), zobaczymy jej rezultat, gdyż gierka na chwilę przełączy widok na komnatę docelową, następnie zaś wróci do tej, w której gracz obecnie się znajduje.
Same problemy, postawione przed graczem, nie będą stanowić niesamowitego wyzwania intelektualnego. Większość sprowadza się do aktywowania platform i podnoszenia opuszczonych krat. Wszystko to można wykonać poprzez zebranie konkretnego przedmiotu, lub też przesunięcie wajchy. Fakt, zdarzają się miłe niespodzianki, w postaci zebrania określonej liczby błyskotek, czy też manipulacja otoczeniem, jednak lwią część gry stanowią bardzo standardowe rozwiązania. Z kolei element platformowy to już klasyka gatunku - czeka na nas zarówno skakanie po magicznych platformach, walących się filarach, czy wysuwających się skalnych płytach. A wszystko to, by ominąć kolejną zapadnię, czy dół z kolcami. Podczas wykonywania tych karkołomnych zadań należy uważać, gdyż Niewidzialny to cienias niesamowity. Myślelibyście, że to duch i ma na wszystko (i wszystkich) wyjebane? Nic bardziej mylnego - kontakt z, nawet najmniejszym, wrogiem czy pułapką spowoduje, erm, rozpadnięcie się postaci. Śmierć gościa bez ciała? To coś nowego. Smutne, ale prawdziwe - po takiej akcji tracisz nieco zdrówka i cofasz się na początek danej komnaty. I tak aż albo do śmierci, albo przejścia do kolejnego pokoju. Nie ma tutaj żadnych żyć - stracisz całe zdrówko i do zobaczenia. Na szczęście te traci się w różnym stopniu (w zależności od poziomu trudności), a dodatkowo, o chwalmy Pana, grę można zapisać w dowolnym momencie.
(Pan Którego Bardziej Nie Ma Niż Jest w akcji)
Myszkowanie po upiornym zamku jest prezentowane w grafice VGA, o odpowiednio ponurej palecie barw dla otoczenia, oraz o wiele bardziej optymistycznej dla postaci. Jeżeli mowa o nich samych - są bardzo fajnie zaanimowane. Nawet nasz Niewidoczny milusiński porusza się dziarsko i płynnie, mimo, że widocznych jest może z 10% jego oryginalnego wyglądu. Oprawa muzyczna z kolei składa się zarówno z muzyczek MIDI, jak i audiotracków. Nie jest to może coś wyjątkowo specjalnego - ale nie denerwuje i rozprasza, co jest najważniejsze przy tego typu grach. Co jednak może rozpraszać, a wkurzać to już na pewno, to nie do końca wyrównany poziom trudności. Po pierwsze - ciężko wykonać co niektóre susy na platformy, wiedząc, że pokoje mają głębię. Wiecie jak to jest - pewnie skaczecie, oczekujecie miękkiego lądowania, a tu spadacie w przepaść, bo głębiowo platforma znajdowała się obok was. Wspomniany backtracking także może wpieniać niesamowicie, zwłaszcza gdy należy po raz n-ty przejść przez ten sam, najeżony przeróżnymi pułapkami, pokój. Sama gra także za długa nie jest. Przy odpowiednim rozpędzeniu całość można właściwie przejść za jednym zamachem. I co jeszcze - w sumie czepianie się - Niewidzialny potrafi wyłącznie chodzić i skakać, nie ma on żadnego ataku. Nieco to ironiczne, zważając na fakt, że nawet głupi robal potrafi cię unicestwić, a przecież w łapie dzierżysz cholerną laskę, którą można by CHOCIAŻ zabijać owe robaczki czy inne, mniejsze żyjątka. Widać masz ją wyłącznie dla wyglądu (lub też dla jaj, jak kto woli). Już nie wspomnę o tym, że jesteś pieprzonym magiem - chyba nawet i
bez ciała powinieneś pamiętać jakieś bojowe zaklęcie, nie?
Pomijając wszelkie niuanse, związane z przygodą Pana Maga-Którego-Coś-Mało, zagrać jak najbardziej można. To dość specyficzny gatunek, przyznaję - jeżeli nie jesteś fanem takich gier, to skończysz swoją rozgrywkę bardzo szybko. Jednak innym, zwłaszcza tym, którzy pamiętają klasyki z ZX Spectruma, Necromantics może się bardzo spodobać. Jest to jak najbardziej zrozumiałe, w tamtych czasach dobrych komnatówek dla DOSa było jak na lekarstwo, a NCR, może nieco fikuśnie, ale jednak wypełnił tę lukę.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarze, sugestie, przemyślenia? Wal śmiało!