Rok wydania: 1997
Dostępna także na: Sega Mega Drive, Sega Saturn
Znana także jako: Sonic 3D Blast
Znana także jako: Sonic 3D Blast
Reedycje: Sonic Gems Collection (Nintendo GameCube), Xbox Live Arcade/PlayStation Store (X360/PS3)
Znany nam niebieski sprinter długodystansowy niekoniecznie miał dobrą formę w drugiej połowie lat dziewięćdziesiątych. Właściwie ostatnim świetnym debiutem w tamtym czasie był Sonic the Hedgehog 3 oraz Sonic & Knuckles (traktuję całościowo, gdyż początkowo to miała być jedna gra). Ale to był rok pański 1994. Co było później? Taka kupa nieco, gdyż nie pojawił się żaden godny następca 3 części przygód przebojowego jeża (jak wiemy, lub też i nie, Sonic Xtreme został zaszlachtowany przez konflikty wewnętrzne i nieumiejętną politykę firmy). Aż tu nagle w 1996 (1997 dla Saturnowców i kompiarzy) pojawia się gierka Sonic 3D Blast. Czy to objawienie, na które czekali wszyscy fani Sonic'a w tamtym czasie? Przyjrzyjmy się jej nieco bliżej!
Pytanie, które nurtuje większość fanów Niebieskiego - „co się stało, że się zesrało?” Pomijam już nowocześniejsze wpadki, w postaci Shadow the Hedgehog, czy Sonic the Hedgehog 2006, a skupiam się jedynie na oldskulu. Odpowiedź jest prosta - dziwna polityka firmy, zupełnie nietrafione decyzje (32X dla Mega Drive'a, kiedy Saturn był już w drodze do kochanej Chameryki, także z nim samym było mnóstwo technicznych niuansów) i ciągłe konflikty na linii Sega of Japan - Sega of America. Nie był to za dobry okres dla fanów Segi. Owszem, i wtedy wyszło sporo klasyków, ot chociażby Panzer Dragoon (1/2/Saga), Burning Rangers czy NiGHTS Into Dreams, ale bądźmy szczerzy - wszyscy czekali na wielki debiut Sonic'a w pełnym 3D. Nintendowicze dostali Super Mario 64, Sonowcy - Crash'a Bandicoot'a, Segowicze - nadal oczekiwali na totalne rozjebanie mózgu z Sonic'iem w roli głównej. I czekali, i czekali, i się nie doczekali. Na 32X nie wyszedł żaden Sonic (nie licząc Knuckles Chaotix, wbrew krążącej opinii - całkiem przyjemna gierka, ale z czerwonym gangsta w roli głównej, w dodatku mającej ciutkę inne zasady, niż klasyczny platformer z Niebieskim), zaś na Saturnie - owszem, pojawiły się jeżowe gierki, lecz żadna z nich nie była tym, na co fani ponaddźwiękowego ssaka czekali. Sztuk trzy - Sonic R, nad którym najprawdopodobniej w niedalekiej przyszłości się nieco popastwię, Sonic Jam, przyznaję, że był całkiem fajną kolekcją poprzednich przygód jeża (wszystkie 4 główne gry z Mega Drive'a), jednak ostatecznie - to tylko reedycja była, oraz dziś opisywany Sonic 3D Blast. Kiedy Sonic Xtreme, który miał być zupełnym objawieniem, niebieskim mesjaszem i ostatnią szansą dla Saturna, poszedł w piach, Sega niezwłocznie potrzebowała jakiegoś miejscozapychacza, aby fani mieli coś na otarcie łez. Wybór padł na Sonic 3D Blast, gierkę wydaną rok wcześniej na Mega Drive'a.
Akcja dramatu rozgrywa się na tytułowej Flickies' Island, tropikalnej wyspie zamieszkałej przez małe, różnokolorowe ptaszki, zwane Flikami (wspomniane Flickies). Otóż owe lotne zwierzątka tak naprawdę pochodzą z innego wymiaru, zaś do podróży między światami służą im wielkie, złote pierścienie. Legenda dodatkowo głosi, że Fliki lubią przebywać w miejscach, w których mogą wyczuć obecność Szmaragdu Chaosu. O fakcie tym dowiaduje się diaboliczny Dr. Robotnik, który, nawet i po porażce na West Side Island oraz Floating Island, nadal ma ogromne ambicje i postanawia położyć swe brudne łapska na błyskotkach, gdyż te z pewnością pomogą mu w podboju świata. Tym razem jednak Pan Architekt nie zamierza brudzić sobie rączek, i postanawia, że to Fliki odwalą za niego brudną robotę. Korzystając ze specjalnej machiny, żerującej na wielkich pierścieniach, Robotnik zasysa biedne ptaszki z ich wymiaru, i zamyka je w obudowach robotów, zwanych Badnikami. To właśnie owe kreacje mają pomóc Doktorowi w poszukiwaniach Szmaragdów Chaosu. O całym zajściu dowiaduje się Sonic, który wraz ze swoimi kumplami odwiedza Wyspę Flików. A jako że jeż niekoniecznie lubi, gdy ktoś zamyka jego przyjaciół w metalowych obudowach, tak też postanawia, że zarówno uratuje biedne Fliki i wyśle ich z powrotem do domu oraz zgarnie Szmaragdy Chaosu sprzed nosa Robotnika.
(Niebieski jeż i jego wierni wyznawcy)
S3DB to platformówka, która stara się emulować trzeci wymiar. Pamiętacie te czasy? Kiedy kamera w rzucie izometrycznym to był trójwymiar? Zaiste, dziwne to lata były - o ile izo był całkiem udanym zabiegiem w co niektórych produkcjach, tak do innych pasował jak róża do kożucha. Niestety, jak się domyśliłeś, S3DB zalicza się do tej drugiej grupy. Jeżeli oczekujecie tutaj ultraszybkiej platformówki, pełnej najróżniejszych pętli, zakrętów i innych atrakcji, to niestety was srogo zawiodę. Tak zwanych „szybkich” elementów, znanych z poprzednich części, jest tutaj jak na lekarstwo. Pewnie, znajdą się tutaj loop-de-loopy, tudzież tunele, przez które mknie zwinięty w kulkę Sonic, jednak te są w pełni zautomatyzowane - przy takich atrakcjach Sonic z automatu sam przebiega prze nie, odbierając na moment kontrolę graczowi. Jedna frajda odpadła, zatem cóż pozostało? Długie i rozbudowane poziomy oraz nacisk na eksplorację. Tutaj nie wystarczy tylko zasuwać, niczym Kubica, do przodu, minąć znak na końcu i się cieszyć - nie ukończymy danej planszy, jeżeli nie uratujemy wszystkich Flików. Innymi słowy - należy rozwalić każdego Badnika, zabrać Flika, następnie znaleźć wielki pierścień i wysłać latających kompanów do ich wymiaru. Z początku do uratowania jest tylko 5 Flików per level, jednak kolejne poziomy są podzielone na sekcje, a w każdej, hah - zgadłeś, musisz uratować piątkę żyjątek. Taki typ rozgrywki może wpienić wielu, gdyż co niektóre plansze dłużą się w nieskończoność. Zwłaszcza gdy ominąłeś jakiegoś robocika - co wiąże się z cofaniem na początek i dogłębnym przeczesaniu obecnej sekcji. Aż pierdolca czasami można dostać, zwłaszcza, że uprzykrzać życie będą nam nie tylko Badniki, ale także wszelkie inne przeszkody, jak kolce czy wieżyczki, strzelające do biednego jeża. A ci, co chociaż podstawowo orientują się w uniwersum Sonic'a, wiedzą, jak łatwo tutaj zginąć, zwłaszcza gdy stracisz ostatni pierścień. Hm, nie ma to jak powtarzanie danej sekcji od początku, eh? Tyle dobrego, że chociaż jest spora różnorodność poziomów. Odwiedzimy zarówno zielone wzgórza, ruiny skąpane we mgle, zwariowany stadion, niebezpieczny wulkan czy też śnieżne stoki.
Czym jednak byłaby klasyczna Sonicowa giera bez specjalnych poziomów i Szmaragdów Chaosu? I tutaj nieco zmieniły się zasady - owszem, potrzebujemy 50 pierścieni, aby móc szaleć po special stage'u, jednak nie dostaniesz się tam normalnymi metodami (tj. ukończeniem poziomu, czy punktem kontrolnym). Tu należy znaleźć (argh!!!) Tails'a albo Knuckles'a, którzy czekają ukryci na danym poziomie - ci, za 50 błyskotek, przetransportują Sonic'a do special stage'a, gdzie można zdobyć Szmaragd, o ile uzbiera się określoną ilość pierścieni. Z kolei w samej przygodzie będzie nam przeszkadzał, jak zwykle, Dr. Robotnik, który, co 2 poziomy, zaskoczy gracza coraz to bardziej finezyjną machiną, i będzie próbował powstrzymać niebieskiego jeża. Sama walka z bossem jednak nie należy do najtrudniejszych (biorąc pod uwagę samą mechanikę, o reszcie za moment), gdyż całość sprowadza się wyłącznie do znalezienia otwarcia w gardzie maszyny i przywalenie ze skoku w kokpit. Sumując wszystko - łącznie na gracza czeka 7 światów (8, jeżeli zgarniemy wszystkie Szmaragdy Chaosu) i 21 poziomów.
(ponaddźwiękowy ssak w akcji. Filmik z wersji na Saturn'a, jednak ta niespecjalnie się różniła od komputerowej)
(dlaczego kompowcy nie dostali czegoś tak zacnego? Aj haf noł ajdija)
Ajajajaj, ja to zawsze mam problem z tym tytułem - gra, szczerze mówiąc, jest nudna jak nieszczęście, a czasami - najnormalniej w świecie frustrująca. Kolejny poziomy są coraz to bardziej rozbudowane i skomplikowane, a sam fakt, że trzeba myszkować po każdym zakamarku (w poszukiwaniu Badnika, ew. kumpla Sonic'a) wcale nie pomaga. Sonic także nie jest tak szybki jak w poprzednich częściach, co jest zrozumiałe, ze względu na użytą kamerę izometryczną, ale także i przez kiepskie sterowanie. Niebieski jest zupełnie nieprzewidywalny - raz zachowuje się jakby mknął po lodzie, a w innym przypadku będzie tak sztywny, że nic, jak tylko mu zawalić solidnego kopa na pobudzenie (a następnie dzwonić na pogotowie, aby czym prędzej wyjmowali moją nogę z jego dupy). Manewrowanie nim w ciaśniejszych zakamarkach (tudzież skakanie po platformach, które wymaga sporej precyzji) może okazać się sporym wyzwaniem (najbardziej widoczne to jest podczas specjalnego poziomu w wersji Saturn'owej, argh) - oj nie wyszedł mu ten dopisek 3D w tytule na dobre. Saturnowcy dodatkowo do listy zażaleń mogą wpisać długie czasy ładowań (nawet i do 30 sekund. Naprawdę, panowie developerzy, naprawdę?) oraz brak jakiejkolwiek opcji save (w wersji na PC na szczęście takową dodali). Bardzo nieprzemyślana decyzja, biorąc pod uwagę fakt, iż sama gra nie należy do najłatwiejszych i najkrótszych. Koniec końców - polecam jedynie najbardziej wytrwałym fanom Sonic'a. Inni niech lepiej pograją w Sonic 3 & Knuckles, tudzież, jeżeli faktycznie są spragnieni jeża w trójwymiarze, w Sonic Adventure/Sonic Adventure 2, które były prawdziwym (i udanym) debiutem Niebieskiego w trzecim wymiarze.
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarze, sugestie, przemyślenia? Wal śmiało!