środa, 6 marca 2013

16 - Die Hard Trilogy

Rok wydania: 1996
Dostępna także na: Sony PlayStation, Sega Saturn

Jupikajej, maderfakers! Tak się akurat miło składa, że Bruce Willis jest jednym z moich ulubionych aktorów, zaś serię Die Hard (którą wprost przecudnie przetłumaczono przez naszych rodaków na „Szklaną Pułapkę”) w każdej chwili mogę spokojnie obejrzeć. Cóż mi się dziwić, wszak to już klasyka kina akcji! I mimo, że jeszcze nie oglądałem piątej części legendarnej sagi (w sumie patrząc na wszelkie recenzje, to raczej niewiele mnie ominęło, jak mogliście mi to zrobić!) tak całość wspominam niezwykle ciepło. Niestety nie do końca miło wspominam większość gier ze znaczkiem Ciężkiego Umierania - czy DHT też do tychże się zaliczał?

Oj ciężkie ma życie nasz kochany nowojorski glina, John McClane. Nie dość, że już nieco wyłysiał, ciągle ma problemy z rodzinką i terrorystami, to jeszcze nie ma za dużego szczęścia do świata komputerowego. Fakt - Die Hard Arcade był naprawdę przyjemnym beat'em-up'em, choć miał tyle wspólnego z filmem co minister ma z ministrantem - 8-bitowy Die Hard, jeszcze z Komody 64/NESa, czy DH: Nakatomi Plaza na PC były po prostu okropne, z kolei w DH: Vendetta już można było grać bez odruchów wymiotnych, choć też jakiś rewelacji nie było. Znawcy zapewne teraz zauważą, że spośród wszystkich tytułów nie wymieniłem dwóch - Die Hard Trilogy i Die Hard Trilogy 2. I jest ku temu powód, bowiem dziś pod lupę weźmiemy ten pierwszy - może jednak jest jakieś światełko nadziei na końcu tego, pełnego szamba, tunelu? 

W roku pańskim 1995 znana nam wytwórnia filmowa, FOX, stwierdziła, że dość tego - marka Die Hard za długo leżała na półeczce i zbierała kurz, najwyższy czas by wzięła się w garść i zarobiła parę groszy (czyt. milionów). Po co wydawać sporo sałaty na następną część filmu, skoro można nachapać się na fanach, tworząc (kolejną) oficjalną grę komputerową? Strzał w dziesiątkę! Zwłaszcza, że cacuszka nowej generacji, jak Saturn czy PlayStation, już zadomowiły się w pokojach graczy, a komputery spokojnie zaczęły nadrabiać zaległości i wyzbyły się wszelkich kompleksów obliczeniowo-jakościowych. I tak oto w przeciągu roku (dwóch, licząc wszystkie nadgodziny i portowania, w oparciu o opowieści jednego z developerów) firma Probe Entertainment wysmażyła graczom danie o nazwie Die Hard Trilogy. I to od razu multiplatformowo, a co*! Jak się bawić, to się bawić! I szczerze mówiąc? Jak na tamte czasy rezultat był niezwykle oszałamiający! Otóż pierwszy szok nastąpił tuż po włożeniu płytki do napędu (dla bardziej ambitnych - przeczytania informacji na okładce) - jak nazwa wskazuje (trylogia!), DHT składa się z 3 różnych trybów rozgrywki (stwierdzenie „gier” byłoby deczko, w mojej opinii, na wyrost). Każdy z trybów odpowiada konkretnemu filmowi - pierwszy z nich to strzelanka TPP, wykorzystująca tło fabularne z Die Hard, drugi to rail-shooter, innymi słowy celowniczek a'la Virtua Cop, łączący się z wydarzeniami z Die Hard: Die Harder (Szklana Pułapka 2, dla mniej oblatanych), zaś trzeci to samochodówka, utrzymana w duchu Die Hard with a Vengeance (Szklana Pułapka 3). Trzy różne style gry w cenie jednej? Łał, co za promocja! Nic dziwnego, że początkowo tytuł utrzymywał się na wszelkich listach bestsellerów. Raz, że to Die Hard, a dwa - trzy, pełne akcji, tryby! Gracze po prostu wariowali, a DHT fruwał z półek sklepowych do rączek kupujących lepiej niż świeże bułeczki.

(* - początkowo tworzona była wersja na szaraka, saturnowcy i komputerowcy otrzymali port - ale prawie rok później)

 (akcja, strzelanie, jeżdżenie - dla każdego coś miłego! [kilk, klik, aby przybliżyć])

Ok, szał już opadł, więc przyjrzyjmy się z bliska owym trybom - w pierwszym, sprytnie nazwanym Die Hard, przyjdzie nam zwiedzić 19 pięter słynnego wieżowca Nakatomi, opanowanego przez terrorystów - zaczynając na podziemnym garażu, a kończąc na jednym z ostatnich pięter. Celem rozgrywki jest wyeliminowanie wszystkich nieprzyjaciół na danym poziomie oraz dostanie się na czas do windy, w której została aktywowana bomba - jeżeli nie wyrobimy się w 30 sekund dany level trzeba będzie powtórzyć od nowa. Po drodze można uratować jak najwięcej zakładników (po prostu podchodząc do nich i, teoretycznie, rozwiązując - ci sami spokojnie znajdą najbliższe wyjście ewakuacyjne i uciekną) - nie wpływa to w żaden sposób na rozgrywkę, jedynie dodaje nieco punktów do wyniku gracza. Poza tym można pomyszkować po każdym kąciku danego piętra i znaleźć dodatkowe bronie, granaty, pancerz czy zdrówko - dopóki po danym poziomie kręci się chociaż jeden terrorysta, tak nie ma żadnego limitu czasowego na ukończenie tegoż. Aby gracza zbytnio nie zanudzić - co 3 levele akcja przeniesie się na dach wieżowca, gdzie, w poziomie bonusowym, będziemy starać się uratować jak największą liczbę zakładników. Drugi tryb, Die Harder, to, jak już wspomniałem, celowniczek - McClane porusza się automatycznie, zaś gracz musi jedynie dbać o strzelanie i przeładowywanie - po wysłaniu do Krainy Wiecznych Łowów wszystkich zbirów na danym ekranie akcja ruszy się nieco do przodu, stop, znowu nieco strzelania - i tak do ukończenia poziomu. W międzyczasie zbieramy wszelkie power-up'y oraz pilnujemy, by uratować jak najwięcej zakładników (zarówno z rąk terrorystów, jak i nie zastrzelić jakiegoś przypadkowo) - za konsekwentne ratowanie niewinnych istot McClane co raz odwiedzi bonusową lokację, na której będzie można znaleźć różnorakie strzelające cacuszka czy apteczki. Ciekawostką może być także fakt, że gierka jest kompatybilna z domowymi pistolecikami (nie każdymi - ale jednak) i nic nie stoi na przeszkodzie, by takowy podłączyć do konsoli i poczuć się jak w salonie arcade. W ostatnim zaś trybie, With A Vengeance, John, wraz z przymusowym kompanem - Zeusem (jak w filmie!), zasiądzie za kółkiem pojazdu zmotoryzowanego i wyruszy na małe polowanie na bomby i samochody z ładunkami wybuchowymi na ulicach Nowego Jorku. Gracz musi dostać się od jednej bomby do drugiej (okazjonalnie rozwalić samochód nieprzyjaciela) w określonym czasie i, erm, rozbroić ładunek. W stylu amerykańskim rzecz jasna - nie bawić się w żadne przecinanie czerwonych kabelków tylko wjazd na pełnym gazie w fajerwerek. Jak widać taka detonacja jest o wiele mniej niebezpieczna, niż naciśnięcie czerwonego guziczka przez terrorystę - the more you know. Po drodze - jak wyżej - zbierać power-up'y, starać się nie rozjechać przechodniów i nie demolować aut innych członków ruchu drogowego, totalna sielanka.

Jako że trzy tryby rozgrywki, zatem i 3 gameplay'e:

(akcja w Die Hard)

(strzelanie w Die Harder)

 (jazda w With a Vengeance)

Najlepszą ciekawostką jest fakt, że dość sprytnie wykorzystano tutaj kilkanaście motywów z filmów. W Die Hard uratowanie zakładnika przed egzekucją (wiecie, ten klęczy a bad guy mierzy w jego główkę pistoletem) nagrodzi gracza dodatkowym życiem, dodatkowo usłyszymy także kilka tekstów, znanych z dajhardowego filmu (w nieco innej postaci, pasującej do kontekstu - ale zawsze). W Die Harder zwiedzimy miejsca znane z filmu (Lotnisko Dulles, wzgórze ze znanym Kościółkiem, pas startowy) czy zobaczymy parę cutscenek wprost z produkcji z wielkiego ekranu (m.in. scena, w której McClane katapultuje się z samolotu, gdy kokpit tegoż jest zasypany granatami terrorystów). Z kolei w With a Vengeance także pojeździmy po znanych lokacjach (Harlem, Central Park, Wall Street, Akwedukt) czy wykorzystamy karetkę do pokonania korków - nie żartuję, zebranie odpowiedniego power-up'a wyśle przed naszym pojazdem ambulans, który utoruje nam drogę, umożliwiając szybkie dostanie się do miejsca, w którym znajduje się bomba. DHT może i nie jest jakoś mega powiązany z fabułą filmów, ale posiada wiele znanych motywów - wystarczającą ilość, by wywołać banana na twarzy fanów tego kawałka kina akcji. 

Przechodząc do technikaliów - dość nietypowo programiści i graficy rozwiązali tutaj kwestię grafiki. Samo otoczenie, jak na rok 1996, wygląda nieziemsko. Niewiele uproszczeń, całe mnóstwo najróżniejszych obiektów i detali - to naprawdę wywoływało podziw w tamtych czasach. Jednak coś za coś - tak bogate środowisko zżerało większość dostępnego czasu procesora i pamięci, więc jak rozwiązać problem postaci? Modele 3D nie wchodziły w rachubę, ze względu na opasłość samego poziomu, a nawet jakby dało radę jakiś przemycić - gra żabkowałaby niesamowicie, gdyby na ekranie pojawiły się więcej niż 3-4 postacie. Sprite'y z kolei marnie by wyglądały na tle całości. I jak to panowie z Probe ogarnęli? Jakkolwiek to zabrzmi - połączyli jedno z drugim. Już wyjaśniam - sam szkielet postaci jest wykonany w trzecim wymiarze, jednak nie zawiera żadnego polygona - jest opakowany wyłącznie teksturami. Może to wyglądać nieco komicznie, jednak takie rozwiązanie pozwoliło na renderowanie wielu postaci na ekranie na raz, bez wielkiego spadku prędkości działania - co można zobaczyć zwłaszcza w DH, kiedy to terroryści przechodzą się grupkami czy w WAV, gdzie po chodniku łazi całe mnóstwo przechodniów - gra w takim wypadku (przynajmniej wersja na PSX/PC) wcale mocno nie zwalnia. Kolejnym plusem jest interaktywność otoczenia. Sporo tu można zdemolować - szyby się tłuką, ścianki działowe spadają, samochody wybuchają, elementy otoczenia są uszkadzane czy spadają (płytki, monitory, komputery czy automaty w Die Harder), a kosze czy inne szlabany można beztrosko taranować (WAV). Miłym elementem także jest fakt rozwiązania wszelkich ścian i innych osłon w Die Hard - te robią się przeźroczyste przy krawędziach ekranu, aby nie zasłaniać graczowi widoku na akcję oraz pozwolić podejrzeć, co na niego czyha w pokoju obok.
Także oprawa dźwiękowa nie zawiodła - poza, wspomnianymi wcześniej, niezłymi tekstami DHT cechuje dynamiczny soundtrack. Do filmów by nie pasował - ale do gry jak najbardziej! Muzyka świetnie się łączy z wydarzeniami na ekranie, będąc odpowiednio spokojna (Central Park - ale nie do przesady, oczywiście), lub upbeat'owa, poganiająca gracza do działania (Garage Theme z DH). Dodatkowym plusem jest fakt, że całość to ścieżki audio - nie ma przeszkody, by łatwo posłuchać ulubionych kawałków w CD-Playerze (istnieją jeszcze użytkownicy takowych?). Do dźwięków także nie mam większych zastrzeżeń, chociaż uszy co niektórych będą mogły mieć myśli samobójcze, gdy po raz n-ty usłyszą ten sam wrzask konającego terrorysty (a tych, naprawdę, będziemy wybijać nie dziesiątkami, a setkami), jednak z inną tonacją. 

 (ups, coś chyba nie wyszło)

DHT stał się kultowym klasykiem i miłą wzmianką z dzieciństwa dla wielu - jednak nie dla wszystkich. Przede wszystkim - gra nie jest jakoś do przesady długa, ale od pewnego momentu jest cholernie nużąca. O ile w Die Harder wszystko jest mocno dynamiczne i zmienia się jak w kalejdoskopie, tak dwa pozostałe tryby już są nieco słabsze - w Die Hard wybij wszystkich terrorystów, dostań się do windy na czas, następny poziom, znowu wyrżnij wszystkich, rajd do windy, rinse and repeat. To jeszcze można potraktować jako czysty, arcade'owy fun (o to w sumie chodzi w każdej grze - przejście trybu w 100%, ale głównie to zdobycie jak największej ilości punktów), więc można wybaczyć - ale za WAV to już należy się 40 pompek, bez użycia kończyn - albo lecisz do bomby, albo rozwalasz samochód z bombą (ewentualnie dwa). I tyle, nie ma żadnych innych zadań. A ten tryb aż się prosi o jakieś dodatkowe, emocjonujące misje, które miło by wypełniły czas, spędzony przy grze - ostrzeliwanie wrogich samochodów, pościgi za nieprzyjaciółmi, czy w ogóle - jakiś wyścig do bomby. Tego tutaj zupełnie zabrakło. Dorzućmy do kotła kutasów dodatkowo fakt, że gra jest diabelnie ciężka i mamy już murowanego zwycięzcę - stracić życie, niczym w rzeczywistości, jest tu niezwykle łatwo a DHT nie pierdoli się w tańcu, tu są twarde i męskie zasady - nieważne, że został ci już tylko jeden terrorysta do zakończenia poziomu. Nieważne, że już doszedłeś dość daleko. Nieważne, że już rozwaliłeś 5 bomb i 2 samochody, a właśnie byłeś na trasie do ostatniej - tracisz wszystkie życia i papa, zostaw ksywę na liście zwycięzców i spadaj. Jeżeli zapisałeś grę - zaczynasz poziom od samego początku. Jak nie - cóż, wszystko od nowa. Co niektórzy mogą także marudzić, że elementów żywcem z filmu jest tutaj niewystarczająco, głównie w Die Hard - miło by było zobaczyć tam Holly, czy któregoś z oprychów - chociażby Kristoffa, Heinricha czy Marco, nawet w formie bossa czy co, nieprawdaż?

Inną rzeczą, która mnie niezmiernie nurtuje, jest sama przemoc rozgrywki. Ciekawi mnie jakie emocje DHT wywołałby dzisiaj, gdyby został wydany z podobnymi zasadami - zgaduję, że wszelkie media by wrzały od najróżniejszych donosów, a redaktorzy, prowadzący tokszoły i inni Prof. S. Jonaliści by niemalże dostawali orgazmów na wizji - sposób w jaki można rozegrać grę zależy wyłącznie od moralności gracza. Tak naprawdę poza utratą punktów (i mniejszym bonusem pod koniec poziomu/gry) nie ma tutaj żadnej kary za zabijanie zakładników i innych Bogu ducha winnych osób. Możesz uratować zakładnika, żeby sekundę później władować mu serię śrutu w plecy, strzelać do wszystkiego co się rusza na lotnisku Dulles czy nawet jeździć po chodniku, tylko co raz ścierając wycieraczkami krew z przedniej szyby (nie żartuję, przy tym ustawieniu kamery naprawdę to się dzieje) i zamieniając niedzielny spacer po parku w krwawą jatkę - tylko stracisz ileśtam tysięcy punktów, ale żadnej innej naganny czy ukarania nie ma (poza komentarzem Johna w stylu „oops” czy „sorry, pal...”, tudzież błyskotliwego stwierdzenia Zeusa „are you aiming for those people?!”). Dość, erm, ciekawe podejście, jak na grę o superglinie, który co raz kopie dupy terrorystom. Ze względu na taki, a nie inny, mechanizm rozgrywki gra była m.in. niedopuszczona do sprzedaży w Niemczech. 

Ale nam się buraczana sałatka zrobiła, Pascal to mi jednak może naskoczyć. Ostatecznie muszę stwierdzić, że mimo tych wszystkich wad DHT jednak jest godny polecenia. Nie wspomniałem o tym wcześniej - ale tytuł jest naprawdę grywalny. Radość z uśmiercania kolejnych terrorystów i patrzenia, jak tylko licznik punktów rośnie, przypomina stare, dobre czasy automatów i salonów gier. Owszem, gra frustruje - ale robi to w taki sposób, że prędzej czy później chce się wrócić do tytułu, aby przejść ten cholerny poziom i zobaczyć, co projektanci oferują na następnym. Ze wszystkich trzech wersji polecam tą na PSX. Wersja na Saturna nie jest najlepszym portem - nie dość, że ma sporo uproszczeń graficznych, to w dodatku baaaardzo często lubi gubić sporo klatek (przez niski framerate gra czasem jest niemalże niegrywalna), z kolei port na kompa jest strasznie ciężki do okiełznania i uruchomienia na dzisiejszych maszynach (choć z drugiej strony - jeżeli nie masz pistoletu, to celowanie myszką w Die Harder jest o wiele wygodniejsze, niż padem. Coś za coś, hm)- dlatego też jeżeli chcecie spróbować, to zostańcie przy starym, dobrym szaraku. Cóż, na koniec nie pozostaje mi nic innego, jak życzyć udanego polowania na terrorystów, moi wy kowboje. Yippee-ki-yay, motherfuckers!

Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze, sugestie, przemyślenia? Wal śmiało!