Dzieci to jednak mają klawe życie. Powrót ze szkoły o 15:00, gry i zabawy, słodycze, brak zmartwień o pracę, politykę czy ZUS, oraz kieszonkowe. Oczywiście wszystko to jest piękne i ładne, o ile nie jest się wciągniętym w walkę przeciwko najróżniejszym potworom w świecie umarlaków. Wtedy już istnieją solidne podstawy prawne do kwestionowania radości swojego dzieciństwa.
Na wstępie powiem krótko - Apogee Software. I już widzę te
rozradowane twarzyczki wszelkich starych grzybów-graczy. Firma ta
zafundowała całe mnóstwo radości i zabawy w latach dziewięćdziesiątych
(w sumie to już rozkręcała się w złotych latach 80) wszystkim
komputerowcom. To wszak od nich pochodziły takie oracze, jak Crystal
Caves, Duke Nukem, Commander Keen, Bio Menace, Wacky Wheels czy Hocus
Pocus. Tak, tak, wiem, odłóżcie maczety, zdaję sobie sprawę z tego, że
lista jest wybitnie niekompletna. A powód tego jest prosty - właśnie dziś przyjrzymy się takiemu
ominiętemu tytułowi. Szykujcie się, bowiem czeka na was istny Left 4 Dead w
wersji dla dzieci!
Johnny Dash! (nie mylić z Rainbow Dash) Imię, które wzbudza terror wśród wielu! Istny pogromca morderców, złodziei i gwałcicieli! Obrońca sprawiedliwości i wszelkich uciś- aj wybaczcie, zła kartka. Otóż nasz poczciwy Johnny to zwykłe, 10-letnie dziecię. W dodatku ze sporym przygnębieniem - jego wierny kompan-pies, Tex, kilka dni temu najnormalniej w świecie się ulotnił z podwórka Johnny'ego. A jako że istota ludzka i zwierzę koegzystowało w najlepszej harmonii i nie było żadnych powodów do ucieczki, to daje jeszcze więcej do myślenia malcowi. Nie najlepiej na dzieciaka wpływa również fakt, że za oknem leje i deszcz siecze, a wszelkie pioruny dorzucane są gratis. Próbując poukładać swoje myśli, szczypiorek decyduje się kimnąć. Los jednak napisał Johnny'emu nieco inną przyszłość, niż przycięcie komara tej nocy. Otóż ni z gruchy, ni z pietruchy Dasha za nogę nagle łapie pewne wielkie, zielone i włochate łapsko. Potwór, do którego należy wyżej wymieniony atrybut, jednak nie chce ze smakiem schrupać malca, a jedynie sprowadza go do parteru, by rozmowa była na równym poziomie. Jak się okazuje, bezimienne monstrum akurat należy do tych dobrych i informuje Johnny'ego co właściwie stało się z Tex'em. Ten ot tak sobie po prostu nie spieprzył, on został porwany. Na tę wieść podjarany 10-latek czym prędzej chce rozpierdolić sprawców gołymi rękami. Otóż paskudny Hrabia Chuck, mieszkaniec świata zwanego Podziemiem, hurtowo kradnie psy i koty z naszego wymiaru (zwanego po ichniejszemu Światem Dnia) i planuje je przerobić na swoją personalną armię, zostawiając Tex'a na swoje główne danie - najpaskudniejszego sługusa ze wszystkich możliwych. Podłóżkowy Potworek chce, aby to właśnie Johnny stawił czoło demonicznemu Chuck'owi. Ale zaraz, tak bez broni, przeciwko potworom? Nie ma problemu, o tym też pomyślał - Johnny otrzymuje od niego procę oraz nieskończony zapas amunicji (w postaci jednego kamienia, który, trzymany cały czas w kieszeni, może powielać się w nieskończoność). Tak uzbrojony, prawie-że-dorosły, 10-latek, odziany w czerwoną czapkę z daszkiem i gustowną, białą piżamkę-śpioszek w niebieskie plamki, postanawia urządzić sobie wycieczkę do świata Podziemi, aby skopać co niektórym dupska i przywołać ich do porządku. Dość z wszelkimi stereotypowymi herosami-mięśniakami - pora, aby dzieciak pokazał na co go stać!
(pora posłać zombiakom kamyk między oczy!)
MB to dwuwymiarowy platformer (dla znawców produktów Apogee - ot niespodzianka!), w którym większy nacisk położono na eksplorację, niż stricte skakanie po platformach, w dodatku wykonany z pewną dozą humoru (tabliczki "Do not feed the zombies!"). Wcielając się w samego Johnny'ego, czeka na nas 10 długich poziomów (dla posiadaczy wszystkich części - 28, gratis po dziewięć w 2 i 3 epizodzie), pełnych skakania, odnajdywania ukrytych miejsc, ratowania zwierzaków i posyłania do grobu wszelkich nieprzyjemniaczków (czyli tam, gdzie ich miejsce), za pomocą niezawodnej procy oraz nieskończonej amunicji. Jeżeli chodzi o ten drugi motyw - to jest główny cel każdego poziomu. Nie ukończymy żadnego levelu, jeżeli najsampierw nie wyciągniemy z klatek wszystkich psów i kotów (jak mieszać w planach Tego Złego, to już na maksa!) - wyjścia możemy szukać dopiero po uwolnieniu każdego zwierza. A nie będzie łatwo, gdyż klaciska są porozrzucane po najróżniejszych kątach planszy - i wysoko na drzewach, i głęboko pochowane w najróżniejszych katakumbach - oczy trzeba mieć wszędzie, nawet w dupie. A jakby to nie było wystarczająco trudne - uprzykrzać życie będą nam wszelcy sługusy Hrabiego Chuck'a - zombie, spacerujące rączki (daleki kuzyn Rąsi z Rodziny Addamsów?), szkielety, orły, latające i wielgachne oczka, mózgi w trampkach czy lewitujące czaszki. To tylko drobna namiastka nieprzyjaciół, z jakimi przyjdzie się nam zmierzyć, kolejne poziomy dołożą nam co raz jakiegoś nowego wroga. A jak już jesteśmy na temacie leveli - te są utrzymane w klasyce horrorów, jak to na Podziemie przystało. Wiecie - cmentarze, lasy, katakumby, domy strachu - standard można by rzec.
A wszystko to opakowane całkiem niezłą grafiką, oczywiście jak na standard EGA - ta jest utrzymana w mocno ponurej kolorystyce (co, po części, wynikało też z samych limitacji użytego systemu), pełna najróżniejszych horrornych detali, takich jak wszelkie obeschłe drzewa, kraty, kawałki płotów czy nagrobki, zarówno w tle, jak i na pierwszym planie. Buduje to fajny nastrój, nie powiem, dodatkowo w 1993 robiło to całkiem spore wrażenie. Szkielet produkcji jest podtrzymywana przez AdLib'owe muzyczki, w których bardziej trąci humoreską i wesołością, niż strachem (wszak wiadomo, główny bohater to dzieciak, czego się spodziewaliście?), oraz dość fajne dźwięki. O ile DOSowe produkcje w większości miały dość biedną warstwę efektów dźwiękowych, tak MB wybija się tutaj ponad przeciętność - wszystko wydaje z siebie odgłosy. Zarówno rozwalony zombie, rąsia, która dostała w czambo kamykiem, uratowany kotek czy sam Johnny, który dziarsko komentuje poczynania gracza (najróżniejsze "auć!" czy "awesome", tudzież "excellent!"). Użytkownicy DosBox'a niech zamkną oczy, podczas czytania tego akapitu - oczywiście wszystko to było dostępne jedynie dla graczy, którzy mieli odpowiednio wyposażoną machinę, reszta musiała się zadowolić brzęczeniem z PC speaker'a, które tak niesamowicie wkurwiało, że trzeba było czym prędzej je wyłączyć w opcjach.
(let's get dangerous!)
Wszystko w tej grze byłoby piękne i w ogóle, gdyby nie totalnie przegięty poziom trudności. Powiem otwarcie - jeżeli za pierwszym razem przejdziesz początkowe 3 poziomy, nie używając żadnych hintów/poradnika, na tym samym save'ie, bez przeładowywania, to gratuluję - jesteś gotowy na Dark Souls, czy inne gry na poziomie "legendary". Nie dość, że często przeciwnicy wyskakują tuż przed naszym nosem, to dodatkowo przeszukiwanie każdego kawałka poziomu w poszukiwaniu kolejnej klatki z psem/kotem może doprowadzić do szewskiej pasji. Zwłaszcza, że im dalej, tym owe przedmioty coraz bardziej są chytrze poukrywane. Nie pomaga nawet kompas (na ekranie inwentarzu), który wskazuje nam kierunek, w którym musimy się udać, żeby znaleźć najbliższego zwierzaka do oswobodzenia. Jeżeli także jesteśmy już na etapie marudzenia, to 3 grosze muszę także wrzucić co do grupy docelowej gry - dla kogo ona właściwie tak była? Zdawałoby się - dla dzieciaków, wszak główny bohater to młody szczypiorek, zabawa polega na ratowaniu zwierzaczków, a w czasie zabawy przygrywa, w większości, wesoła muzyka. Ok, ok, zgadzam się - ale z drugiej strony mamy tutaj zarówno krew, bryzgającą z pokonanych wrogów, jak i rozpadanie się przeciwników na mięsne kawałki. Że o najróżniejszych flakach i zaschniętej posoce, ozdabiającej wystające dzidy i kolce nie wspomnę. Jeżeli to to faktycznie jest stricte dla dzieci - to łał, nie ma co, faktycznie był niezły klimacik.
Powiem wprost i otwarcie - szczerze mówiąc, to bardziej bym polecał Commander'a Keen'a, który, przynajmniej dla mnie, nadal pozostaje jednym z największych oraczy platformerowych tamtego okresu. MB może się spodobać, jednak jego specyficzne podejście do rozgrywki ma spore szanse na wystraszenie większości graczy. Tym niemniej jak lubisz platformówki 2D i różne starocie, a ten tytuł jakoś ominąłeś - możesz jak najbardziej spróbować. Kto wie, może okażesz się totalną alfą i omegą, która dojdzie nawet i do czwartego poziomu?
Brak komentarzy:
Prześlij komentarz
Komentarze, sugestie, przemyślenia? Wal śmiało!