wtorek, 26 lutego 2013

14 - Looney Tunes: Sheep Raider

Rok wydania: 2001
Dostępna także na: Sony PlayStation
Znana także jako: Sheep Dog 'n Wolf

Dobra, dosyć tego. W większości ostatnio nawijałem tylko o jakiś brutalnych czy szokujących produkcjach, najwyższy czas wszystko to wyrzucić z 12 piętra przez okno i totalnie się wyluzować. Może przy kreskówkach ze stajni braci Warner? Czemu nie!... chwila, chwila, nie zamykaj tego bloga, bo „stary koń jesteś i nie wypada.” Nie masz racji - jak najbardziej wypada, zwłaszcza że przedstawiony tutaj tytuł można skwitować jako niezwykle zabawny i kolorowy Metal Gear Solid dla dzieci.

Na sam początek powtórka z dzieciństwa. Uruchamiaj swoje neurony, szybko - pamiętasz Ralpha E. Wilka, czyż nie? Ależ na pewno pamiętasz - wychudzony, czerwononosy osobnik, kuzyn słynnego Wile'go E. Kojota. Jednak o ile daleka rodzina gania po pustynnych terenach za pewnym cholernym strusiem pędziwiatrem, tak Ralph spokojnie „pracuje” na pastwisku, wraz ze swoim kumplem Samem, psem pasterskim. Te duo utrzymuje jak najbardziej profesjonalne stosunki zawodowe - świetnie oddzielają życie prywatne od pracy. Na co dzień serdeczni przyjaciele, zaś podczas wykonywania zawodu - najwięksi wrogowie. Nie raz, nie dwa sprytny wilk próbował podwędzić owcę ze stada Sama, w celu konsumpcji tejże, jednak zawsze kończyło się to tak samo - wpierdolem od masywnego psa pasterskiego. Po zakończeniu kolejnej dniówki nieco zrezygnowany Ralph wraca do domu, kiedy to nagle zostaje odwiedzony przez kaczora Daffy'ego (tym razem w roli eleganckiego prowadzącego, a później - także i stróża-przewodnika, który poprowadzi parę tutorialów dla wilka), który to zaprasza Ralpha do udziału w prestiżowym teleturnieju „Sheep, Dog ‘n Wolf”. Zasady są proste, niczym budowa komputera ENIAC - wilk na każdym poziomie musi ukraść jedną owcę ze stada Sama, jednak tej nie może się stać żadna krzywda. Jeżeli Ralphowi uda się podwędzić wszystkie białe puchy - wygrywa! Same atrakcje, klarowne zasady, żyć, nie umierać - wilk jak najbardziej się zgadza wystąpić w teleturnieju.

Na pierwszy rzut oka LTSR może się wydawać jakąś kolejną, prostą platformówką dla dzieci. Ha, pozory mylą, nie oceniaj książki po okładce, nie bierz cukierków od Obcych itd. - LTSR to połączenie skradanki i zręcznościówki, z elementami logicznymi. Nie, nie będzie tutaj tak łatwo, chlebek za sześć pięćdziesiąt - nie wystarczy tylko poskakać po platformach i dostać się z punktu A do punktu B. Tutaj na gracza czeka zarówno skakanie, bieganie, skradanie się i unikanie wzroku (i pięści) Sama, kombinowanie i używanie różnorakich przedmiotów, a wszystko to w celu porwana tej beczącej, białej kulki. Przed Ralphem (i graczem) czeka łącznie 16 poziomów na których trzeba będzie nieco wysilić szare komórki, aby je ukończyć.

 (Jasiu, nie kop Pana, bo się spocisz)

Nie trzeba mieć jakiegoś wyjątkowego zmysłu artystycznego, by dostrzec, że grafika prezentuje się bardzo sympatycznie. Pewnie, gra się już zestarzała, patrząc na kanciaste modele postaci i otoczenia, jednak nie można zaprzeczyć faktu, iż warstwa prezentacji ma swój własny urok - wszystko tutaj stworzone jest w technice cel-shadingu - proste, jaskrawe kolory, jeden poziom twardego cienia i charakterystyczny czarny kontur na postaciach. Autorom świetnie udało się uchwycić klimat kreskówek i przenieść go na ekrany monitorów. Zarówno samo otoczenie jak i postacie - ich animacja czy zachowania - wszystko to kojarzy się z klasycznymi kreskówkami co jest wybitnie na plus. Dźwięki spodobają się każdemu fanowi Zwariowanych Melodii (jak i innych bajek) - wszystko jest na miejscu, charakterystyczny impet i ćwierkanie, gdy Ralph uderzy w przeszkodę z duża prędkością, czy dźwięk spadającego kowadła z pewnością wywołają radosnego banana na ustach grającego. Aktorzy, którzy użyczyli głosu postaciom, także stanęli na wysokości zadania - aż miło po tylu latach znowu usłyszeć to radosne seplenienie Daffy'ego czy Porky'ego, który nadal z trudem wymawia swoje kwestie. Muzyka za to prezentuje się już ciutkę słabiej - złożona jest ona z krótkich (góra półtorej minuty) jazzowych i rockowych kawałków. Żadnych weselszych melodyjek, czy kompozycji znanych z kreskówek - w sumie to niektóre tracki bardziej kojarzą się z jakimś pornolem, niż z taką zabawną gierką. Ostatecznie jednak muzyka pasuje do tego typu gry, gdyż takie jazzowe chillfesty w żaden sposób nie rozpraszają gracza przed jego zadaniem.

 (chwila kontemplacji nad widoczkami)

Teraz przechodzimy do wisienki na torcie - grywalności. Jak wspomniałem wcześniej - Metal Gear Solid dla dzieci. Cel każdego poziomu jest taki sam - zwinąć jedną (dowolną) owieczkę ze stada Sama i dostarczyć ją na, wyznaczone na poziomie, miejsce. Brzmi banalnie? Cóż, przez pierwsze poziomy może i jest, później wszystko się coraz bardziej komplikuje. Przede wszystkim - Sam nie jest tępym psem i cały czas uważnie pilnuje stada - jak tylko dostrzeże Ralpha (tudzież go usłyszy) to, z impetem lokomotywy (nie przesadzam, nawet temu towarzyszy taki sam dźwięk), pędzi w stronę wilka, by przyfasolić mu z całej siły w wychudzony pyszczek. Podkraść się do owiec (lub przejść obok Sama) można na parę sposobów - przemieszczając się, dosłownie, na paluszkach, kryjąc się za naturalnymi osłonami (kamienie) lub też wskoczyć w krzak i poruszać się, będąc zamaskowany takowym. Precyzja jest tutaj niezwykle ważna - gdy tylko zbliżymy się do Sama w górnym prawym rogu ekranu pojawi się ikona, która poinformuje gracza w którą stronę Sam obecnie patrzy oraz w jakiej odległości jesteśmy od psa (obrazowane przez zmianę tła ikony - od zielonego [bezpieczna odległość] do czerwonego [lepiej spieprzaj!]). Jak to w życiu - przemknąć się należy w najbezpieczniejszych momentach, gdyż jak wiadomo - krzak sam z siebie się nie przemieszcza, nawet w kreskówkach.
Ale chwila - skradanie to nie wszystko! Aby ułatwić sobie życie i pobyt w teleturnieju, Ralph może użyć kilkunastu różnorodnych przedmiotów, wszystkich zamawianych na danym poziomie (z ekspresową przesyłką) od nieśmiertelnej już firmy ACME. Wśród fantów znajdują się m.in. wiatraczek (umożliwia skierowanie dowolnego zapachu w konkretną stronę jak i podróże tratwą), rakieta (wielkie i rozległe przepaście już nie stanowią problemu), dynamit, detektor metalu, flet hipnotyzujący czy sałatę (tę ostatnią znajdujemy na malutkich polach - a żadna owca jej się nie oprze!) Pomijając przedmioty które możemy schować do naszych kieszeni, na poziomach dodatkowo znajdują się także inne ciekawości - rozmaite równie-huśtawki, głazy do przesuwania czy katapulty. Należy solidnie pogłówkować i poukładać fakty w całość, by prawidłowo wykorzystać wszelkie przedmioty i zakończyć dany poziom. Dlatego też dobrym pomysłem jest, przed rozpoczęciem każdej misji, zerknięcie na mapę danej lokacji na której zaznaczone są miejsca zdobywania przedmiotów, jak i opis tychże. 

(zimno i pada, ale i tak owce trzeba rąbnąć)

Osobiście dla mnie największym plusem produkcji jest nie tyle ciekawy gameplay czy sympatyczna grafika, ale świetny klimat całości. Kreskówkę po prostu można wyczuć już od pierwszych minut grania - to ot chociażby już na poziomie tutorialowym na Ralpha spada kowadło, a następnie fortepian. A jeżeli tego mało to dodatkowo w produkcji znajduje się jeden niezwykle sympatyczny detal - będąc rozpędzonym Ralph nie spadnie w przepaść, tylko przeleci (przebiegnie?) nad nią (jak wiadomo nie od dziś, z praw fizyki dla postaci animowanych - rysunkowy bohater ulegnie sile grawitacji dopiero gdy zorientuje się, że nie ma żadnego gruntu pod nogami). Co prawda nie działa to na ogromne odległości (w pewnym momencie wilk się zatrzyma i, charakterystycznie, skapnie się, że ma tylko powietrze pod stopami), ale na mniejsze dziurzyska czy przepaście - jak najbardziej. Niby taki mały detal, a jakże ucieszył! Dodatkowo gościnnie pojawia się tutaj parę innych postaci z kreskówek WB, jak prosiak Porky czy Marsjanin Marvin.

Śmiem twierdzić (a jak, come at me bro!) że LTSR jest jedną z najlepszych gierkowych adaptacji kreskówek. Ciekawy gameplay, niezwykle pasująca oprawa audiowizualna, świetny klimat oraz kilka poziomów bonusowych (dla tych, którzy odpowiednio przeczesali zwykłe lokacje) - naprawdę szkoda, że w dniu premiery gracze myśleli, że to tylko kolejna, mdła produkcja z licencją, stworzona tylko, by oskubać ich portfele i za bardzo nie zainteresowali się LTSR (w dodatku gra w Polsce oficjalnie nigdy nie została wydana). Jedyne co mógłbym wytknąć gierce to stopień skomplikowania zagadek - na późniejszych poziomach naprawdę ostro trzeba kombinować, aby ostatecznie odkryć prawidłowe rozwiązanie - oraz niemożliwość zapisania gry w trakcie rozgrywania poziomu (a te są coraz dłuższe i dłuższe, aż szlag może człowieka trafić, gdy jest w trakcie głowienia, a nagle musi wyłączyć gierkę bo coś i rozpocząć później zabawę od początku). Tym niemniej naprawdę polecam, gdyż radocha z grania jest naprawdę spora i przednia. Miłego głowienia się i podkradania owieczek. That's all Folks!

2 komentarze:

  1. Grałem! Wspomnienia mam świetne. Polecam też przesadnie krytykowaną swego czasu platformówkę Bugs Bunny: Lost in Time. Dla mnie kawał dobrej gry.

    OdpowiedzUsuń
    Odpowiedzi
    1. Sam właśnie się zastanawiam, dlaczego BB: LoT był tak krytykowany przez recenzentów. Grałem w obie części (Lost in Time i Time Busters) - i szczerze powiedziawszy to naprawdę udana odskocznia od Mariana 64/B-K i B-T była, świetnie trzymająca, poprzez humor czy muzykę, klimat kreskówek.

      Usuń

Komentarze, sugestie, przemyślenia? Wal śmiało!