środa, 13 lutego 2013

7 - The Adventures of Lomax

Rok wydania: 1996.
Dostępna także na: Sony PlayStation.

Tak, tak, lata dziewięćdziesiąte rozpieszczały wszelkich fanów platformówek, czy to 2D czy też 3D. Było ich jak psów - nawet największy maruder mógł znaleźć coś dla siebie. Przypatrzmy się dzisiaj jednej z nich, nieco mniej znanej:
Platformówka 2D? -
Podobieństwo do Rayman'a? -
Świat znany z Lemmingów? -

Tak, dobrze przeczytaliście - świat znany z Lemmingów. Owszem, wszelkie skojarzenia gierkowe jak najbardziej prawidłowe - mam tutaj na myśli uniwersum z tymi śmiesznymi, humanoidalnymi stworzonkami, z rozczochraną fryzurką, odzianych w niebieskie szaty, które to mężnie brną przed siebie i nie zdają się sprawy z zagrożeń, jakie na nich czyhają (i przez to także, oczywiście giną). Jak pomysł takiej gry można przerobić na platformówkę? Ano można, i to nawet całkiem sympatycznie.

 (blablabla kolekcja autora blablabla kartofel)

Otóż świat, w którym żyją owe stworzonka, zwie się, niespodzianka, Lemminglandią. Wszystko w tej krainie było w jak najlepszym porządku - sielanka w krystalicznej postaci, cud, miód i majonez. Oczywiście do czasu, kiedy to Lemminglandię nawiedziło zło wszelakie, w postaci demonicznego, wkurzonego i marudnego czarnoksiężnika o wdzięcznym imieniu „Zły Edek”. Wspomniany indywiduum stwierdził, że kraina mlekiem i miodem płynąca idealnie nadaje się do podbicia i zniewolenia, dlatego też Edek rzucił złowrogi czar na cały świat Lemmingów, zamieniając jego mieszkańców w przeróżne paskudy, monstra i inne nieprzyjemności. Na szczęście jeden z obywateli Lemminglandii, mężny (choć nie do końca, wierząc instrukcji) rycerz Lomax, uniknął złowrogiego czaru. Ten zaś stwierdził, że czas pobawić się w herosa, wyruszyć na podróż po Lemminglandii, uratować jej mieszkańców oraz nakopać do dupy Złemu Edkowi. 

(jest wesoło, jest kolorowo, czegóż chcieć więcej?)

Lomax ma łącznie do zwiedzenia 22 poziomy, znajdujące się w różnorakich zakątkach krainy - takich jak lasy Leminglandii, podniebne miasto, tereny przypominające dziki zachód czy nawet statek, należący do nieumarłych piratów. Wszystko to w naprawdę bajecznej grafice 2D. Może nie jest aż tak kolorowa, jak w oraczu tego gatunku - Raymanie, ale naprawdę ma swój urok. Jest po prostu sympatyczna i pełna życia - niczym w Promienistym Facecie sporo jest tu małych detali które niezmiernie cieszą gałki oczne - powiewające na wietrze liście, poruszające się chmury, latające ptaki w tle, różnorodne robaczki, podrywające się do lotu, kiedy Lomax pojawi się na ich drodze, pluskająca woda - wszystko to wygląda naprawdę cudnie. Nie można się także przyczepić w żaden sposób do animacji, zarówno otoczenia jak i postaci. Jak wspomniałem - sporo tu życia, zatem sporo tu ruchu, zarówno na pierwszym planie, jak i dalszym. A pro po planów - należy także wspomnieć o miłym detalu, jakim jest głębia obrazu, widoczna zwłaszcza w późniejszych poziomach - czasami można spotkać w tle obiekty 3D, które odpowiednio zmienią swoją perspektywę wraz z ruchem Lomaxa (np. bramy w jednym z pierwszych sub-poziomów), dodatkowo kolejne lokacje posiadają także kilka niezależnych od siebie planów, po których może poruszać się główny bohater - może nie jest to jakoś ultra-efektywne graficznie, ale jest naprawdę miłe dla oka.
Całość z kolei jest opakowana w sympatyczną oprawę dźwiękową. Zarówno muzyka (nagrana jako audiotracki, swoją drogą brzmiąca bardzo profesjonalnie - posłuchajcie ot chociażby kawałka podczas sekwencji początkowej), jak i same dźwięki - wszystko tu jest wesołe (ale nie do przesady oczywiście, zwłaszcza w ostatnich poziomach), kreskówkowe i pasujące do nieco prześmiewczego klimatu całości (większość dźwięków z kolei na pewno skojarzysz ze starych, klasycznych kreskówek).   

(The Adventures of Lomax w akcji - może jednak skusisz się na 5 minut z lemmingowatym bohaterem?)

Jest żywo, jest kolorowo, jest różnorodnie, a same poziomy są wypełnione przeróżnymi przeszkadzajkami i wrogami - przygoda lemmingowatego bohatera skończyłaby się zapewne bardzo szybko (Lomax, niczym Mario za starych, dobrych czasów, ginie od jednego ciosu nieprzyjaciela) gdyby nie jego hełm, który pełni funkcję głównego power-up'u (wśród innych znajdziek są m.in. monety, służące do trzaskania dodatkowych żyć oraz ikonki mocy - o nich za chwilę) - zarówno chroni nas przed atakiem nieprzyjaciela (oczywiście w tej sytuacji stracimy obecnie posiadany hełm), ale ma także kilka dodatkowych funkcji - między innymi można go cisnąć niczym bumerang, by zaatakować wrogów na dystans, jako helikoptera (Rayman? Ano, podobnie) lub też użyć jego piórka jako ...chwytaka, który pozwoli Lomaxowi dostać się na wyższe platformy - wszystkie te atrakcje (poza ciskaniem hełmu) są jednak dostępne po zdobyciu odpowiedniej ikonki mocy.

Tutaj dochodzimy do kolejnego ciekawego aspektu Lomaxa - wspomniane ikonki mocy. Jeżeli grałeś w oryginalne Lemmingi, to pamiętasz, że gracz do wyboru miał kilka „profesji” dla kręcących się stworzonek - kopacz, wspinacz, spadochroniarz, budowniczy czy nawet samobójca. Otóż w Lomaxie (w nieco okrojonej wersji, ma się rozumieć) są dostępne dwa z owych zachowań - budowniczy (tworzenie znikąd platform, aby dostać się do wyżej położonych rejonów) oraz kopacz (rozumiane samo-przez-się, do kopania tunelów, oczywiście w odpowiednich miejscach). Dodaje to nieco strategicznego smaczku grze, jednak nie zostało to zaimplementowane do końca dobrze. Moce nie są dostępne na zawołanie (jak wspomniałem, najpierw trzeba zdobyć odpowiednią ikonkę), w dodatku używanie ich jest mocno ograniczone (dostępna ilość użyć danej mocy nie jest zapamiętywana w kolejnych poziomach, zaś samych miejsc, w których projektanci pozwalają na używanie konkretnego zachowania jest niezwykle mało jak na tak ciekawy motyw). Żeby nie było niedomówień - bez ikonki nie można tutaj używać żadnej z 6 dostępnych mocy, nawet związanych z hełmem (nawet jeśli bohater zdobędzie takowy i będzie go miał na czerepie). Naprawdę szkoda, gdyż pomysł z samego założenia jest całkiem dobry.  

I tutaj nieco trzeba popsuć humor wszelkim czytelnikom, którzy chcieliby spróbować z Lomaxem - nie jest aż tak kolorowo. Po pierwsze gra jest naprawdę trudna - o ile pierwsze poziomy przejdziesz z palcem w nosie, tak kolejne będą stanowić nie lada wyzwanie. Jak wspomniałem, wystarczy jeden cios, a Lomax pada niczym Gołota w 52 sekundzie, zaś co niektóre przeszkody od razu zabiją biednego Lemminga bez żadnych skrupułów, nawet jeżeli ten ma hełm - kolce, woda (której pełno, a Lomax oczywiście nie potrafi pływać) czy przepaście (cholerrrrrny podniebny świat!) tylko czyhają na bohatera. Sterowanie wcale nie pomaga. Na pierwszy rzut oka jest ok, jednak tragicznym penisem jest fakt, że tego samego klawisza używa się do ataku i do ...skoku. Donnerwetter! Naciśnięcie klawisza skoku powoduje skok, zaś rytmiczne, szybkie naciskanie tegoż powoduje wirujący atak (Crash Bandicoot, anyone?). Można się przyzwyczaić do tego, bez większego marudzenia, jednak na pewno z początku przysporzy to wiele problemów początkującym. Na sam koniec tylko wspomnę, gdyż tak naprawdę nie jest to jakiś straszny minus - przyszykuj Notatnik lub kartkę i długopis - Lomax nie posiada żadnego systemu zapisywania gry, jedynie hasła. Po każdym ukończonym poziomie zostaniesz przeniesiony na mapę świata i dostaniesz hasło do danego poziomu - jeżeli nie chcesz zaczynać przygody od nowa po wyłączeniu gry lepiej je zapisz. Nie narzekam na takie rozwiązanie, wszak kiedyś to był standard - ale miło by było jednak posiadać wybór (jak w Crocu czy pierwszym Crashu Bandicoot'cie). 

The Adventures of Lomax jest kolejnym przykładem gry, która spodobała się (zwłaszcza młodocianym) graczom, ale niezbyt przypadła do gustu recenzentom (przy premierze średnia ocen oscylująca przy sześciu oczkach na dziesięć możliwych). Czy mimo tego wszystkiego warto? Ano nawet warto! Mimo że gra może powodować problemy (nie z uruchomieniem, ale z grafiką - na niektórych maszynach kolory lubią się wysypać), polecam dać Lomaxowi szansę, bowiem kiedy wybaczy się mu nieco toporne sterowanie i poziom trudności to można się całkiem nieźle bawić (a czasem nawet zaśmiać) z herosem Lemmingów.
 


1 komentarz:

  1. Typowy "ukryty diament", mimo swojego wieku, gra ma swoją magia.

    OdpowiedzUsuń

Komentarze, sugestie, przemyślenia? Wal śmiało!