sobota, 9 lutego 2013

4 - Tonic Trouble

Rok wydania: 1999.
Dostępna także na: Nintendo 64, GameBoy Color

Pod koniec lat dziewięćdziesiątych karty na arenie platformówek już dawno były rozdane. Każdy chapnął sobie kawałek słodziutkiego tortu i z totalnym spokojem sobie egzystował. W 1995 pojawił się nowy gracz (choć deko niekompletny) - Rayman, i stwierdził, że też dołączy się do zabawy. Ten właściwie pozamiatał wszystko w 1999, kiedy to została wydana druga część przygód promienistego faceta, kosząc konkurencję, zdobywając niemalże maksymalne noty w prasie/internecie i pojawiając się na 10(!!) różnych platformach. Zapewne teraz masz rozkminę czemu ja tu pieprzę o Raymanie, skoro w tytule posta jest coś innego? Spokojnie, wszystko zostanie wyjaśnione wkrótce. W dodatku, drogie urwisy, dziś nauczymy się także o dwóch prawdach ludowych - picie alkoholu faktycznie nie wpływa dobrze na zdrowie (psychiczne), zaś daleki, nieznany kuzyn popularnego bohatera może być równie fajny jak on sam. 

(mała uwaga - opisywana wersja dotyczy gierki na komputer, nie gównianego portu na konsolę Nintendo 64. Naprawdę, wersja na N64 nawet się nie umywa do wersji na kompa! Wyrzućcie kartridż na sześćdziesiątczwórkę przez okno, gdyż chłam to jest niesamowity, wersja na PCta rządzi!)

Tonic Trouble, wierząc najróżniejszym przeciekom oraz plotkom, rozpoczął swój żywot jako techniczne demo Raymana 2, śmigał na tym samym silniku i służył jako królik doświadczalny dla kolejnej części przygód bohatera bez kończyn. Z czasem jednak pomysły, zawarte w tech-demie, tak spodobały się zespołowi developerskiemu, że ci podjęli decyzję o stworzeniu osobnego projektu, korzystając z tego samego silnika i podobnego designu głównego bohatera. Tak powstał przyjazny kosmita - Ed, oraz świat gry Tonic Trouble. Gra została wydana dosłownie na chwilę (kilka tygodni) przed premierą Raymana 2.

 (prywatna kolekcja autora, zdjęcie robione najsłynniejszym kartoflem V Rzeczpospolitej).

Ed, jak już wspomniałem wcześniej - jest kosmitą. W dodatku nieco frajerowatym kosmitą. Pracuje jako sprzątacz na gigantycznym statku "Albatros", który przemierza wszechświat wzdłuż i wszerz. Ot sielanka. Główny bohater jednak dowiaduje się, że miłość jego życia posiada już chłopaka (a raczej chłopa!), a ten nie za bardzo zamierza się z nikim dzielić swoją wybranką. Przybity Ed (po uprzednim wymknięciu się spod ...łomu owego chłopiny), nie mając już żadnej nadziei, postanawia utopić smutki w alkoholu (jakież to ludzkie!). Pierwsza lepsza puszka, wybrana przez Eda jednak nie bardzo smakuje fioletowemu kosmicie, więc ten, zgodnie z wszelkimi zasadami odruchowymi, wypluwa na podłogę wypitą zawartość. Jakież zdziwienie go ogarnia, kiedy okazuje się, że tonik z puszki... pozwala ożywiać martwe przedmioty (w dodatku przedstawiać je nieco... zwariowanie). Spanikowany Ed czym prędzej postanawia się pozbyć felernej puszki, ale gdzie, co, jak - no tak, zsyp na śmieci! Dziwaczny tonik już nie stanowi zagrożenia dla statku, ale, na nasze nieszczęście, pucha spada na naszą, matczyną planetę...
Tymczasem na ziemi poznajemy anonimowego, drobnego pijaczka, który właśnie został wykopany z baru. Ten prosi niebiosa o chociaż jeszcze jednego drinka. A jako że siła wyższa była niezwykle hojna tego wieczoru, takież puszka z tonikiem ląduje tuż obok jego nosa. Ten pociąga zdrowy łyk płynu i przeistacza się w swoje demoniczne alter-ego (zaś kropelka toniku dostaje się do wód błękitnej planety, powodując totalne skażenie wszystkich możliwych rzeczy, jak i dość ciekawe zjawiska, ot chociażby skaczące bloki mieszkalne, latające owce, psychodeliczne barwy na niebie czy demoniczne warzywa z widłami). Pijaczyna zamienia się w diabolicznego Grögha, który, mając w posiadaniu puszkę z tonikiem, koronuje się na nowego władcę całej kuli ziemskiej. Całemu zamieszaniu przyglądają się kosmici, którzy (w niezwykle uczciwym procesie) skazują Eda na zesłanie na Ziemię i naprawienie szkód wszelakich. A wszystko da się odkręcić, wystarczy odzyskać tonik, aby stworzyć antidotum... Ten niestety jest strzeżony w fortecy Grögha, znajdującej się na orbicie okołoziemskiej. Nasz fioletowy kolega uczestniczy w szturmie na fortecę, ale niestety ten się nie udaje (z dość komicznym skutkiem), zaś Ed rozbija się na Ziemi. Będąc początkowo sam, kosmita postanawia wziąć sprawy w swoje ręce, rozprawić się z tyranem i odzyskać puszkę z tonikiem. Naprawdę polecam obejrzeć intro gry, bowiem jest wykonane naprawdę pierwszorzędnie i solidnie, czasami można się uśmiać, jak przy najlepszej kreskówce!

(intro gry Tonic Trouble, naprawdę polecam!)

Tonic Trouble jest platformówką 3D, w podobnym stylu i designie, niczym Rayman 2. Ten sam silnik, projekty pozbawionych kończyn postaci, podobieństwa automatycznie widoczne już na pierwszy rzut oka. Czym zatem TT różni się od, jak to mawiała moja znajoma, Ramajana? Przede wszystkim - ogólnym pomysłem. O ile R2 jednak zachowywał pewną poważną tematykę (zniewolenie świata i te sprawy, nie opowiadane z dosadnym humorem) i ogólną szaroburą tonację, tak TT to już totalny odjazd. Popatrzcie chociażby na poziomy - palmy z kokosami wśród śnieżnych gór, pszczoły, używane jako ..amunicja, połatane ściany, wykręcone kolory, wrogowie, którzy powinni zostać w lodówce, niż atakować nas - całość przypomina sen wariata lub też innego, stałego bywalca zamkniętego oddziału psychiatrycznego (moim absolutnym faworytem pozostaje poziom Glacier Cocktail - ot typowy, „śnieżno-lodowy” poziom, wypełniony ...ogromnymi koktajlami, lodówkami, ćwiartkami limonek czy słomkami). Zaprawdę powiadam, TT do dziś, obok poziomu Cloud Cuckooland z Banjo-Tooie, pozostaje sztandarowym przykładem naprawdę odjazdowego projektu plansz. Gwarantuję, że nie raz, nie dwa, zaśmiejecie się podczas gry, widząc inwencję projektantów i scenarzystów, którzy w, moim zdaniem, mistrzowski sposób przedstawili zupełnie zwariowaną wersję naszego świata.

Co jednak pozostaje z samą grą? TT przede wszystkim jest krótszy niż R2 - 10 poziomów czeka na zwiedzenie przez gracza, każdy utrzymany w zupełnie innej stylistyce (są i śnieżne stoki, piramida jak i siedziba warzyw ...wszystko oczywiście utrzymane w totalnie walniętym designie). Tutaj jednak zamiast lumsów gracz zbiera (na każdym poziomie, poza pierwszym i dwoma ostatnimi) 6 specjalnych przedmiotów, jakie należy zdobyć, aby ukończyć level - te są potrzebne, aby zbudować machinę, która będzie w stanie transportować Eda do mrocznej fortecy Grögha. Po każdym, ukończonym poziomie, Ed dostaje od napotkanych sojuszników ulepszenie, które odblokuje kolejny poziom, oraz ogólnie ułatwi życie oraz walkę o przetrwanie (wśród przedmiotów są między innymi miotacz pszczół, muszka (służąca do szybowania) czy słoik (służący do ..nurkowania, nie pytajcie)). Wśród innych atrakcji są także termometry (każde 10 zebranych powiększa zdrówko Eda o jedną uncję), zielone spirale (zdobycie 80% ze wszystkich spirali odblokuje pewien ciekawy bonus), kropelki rtęci (uzdrawiają kosmitę, jako że jego zdrówko jest reprezentowane przez, domyśl się, termometr!) czy też ule (wspominałem o pszczołach jako amunicji?). Podczas swojej przygody Ed, poza wrogami, napotka także kilka przyjacielskich postaci, ot chociażby Doc'a (pomaga w budowaniu machiny transportującej), Suzie (jego córki, nowego obiektu westchnieć Eda) czy Agenta XYZ (członka ruchu oporu, szkolącego kosmitę. Naprawdę warto zobaczyć jak w ogóle wygląda, polecam). Totalny odjazd i wykręcenie, jak mówiłem. 

(jak prezentuję się TT - gameplay krótki)

Grafika w TT jest o wiele bardziej kolorowa, niż w R2 (wszak to logiczne, gdyż same założenia obu gier drastycznie się różnią) - kolorowa paleta, psychodeliczne, czasem zupełnie nie pasujące, barwy, zupełnie zakręcone projekty napotkanych wrogów, jak i przyjaciół (o poziomach wspomniałem już wcześniej) - nawet i dzisiaj pomysłowość grafików cieszy oko (zwłaszcza jak pobuszuje się po poziomach, w poszukiwaniu różnorakich detali) - sądzę, że na widok agresywnej rzepy, wymachującej widłami czy krwiożerczej marchewki niejeden się zaśmieje. Muzyka z kolei to prawdziwa perełka - fakt, skomponował ją Eric Chevalier (ten sam gość, co w przypadku R2), jednak w TT jest ona o wiele bardziej wesoła i dynamiczna (czasami wręcz komiczna, ot chociażby podczas poziomu Ski Slope) i, podobnie jak w R2, przygrywający soundtrack jest dynamiczny (tj. tło muzyczne zmienia się wraz z wydarzeniami na ekranie - niekoniecznie po załadowaniu nowej lokacji, nawet podczas grania na tej samej).

Brzmi ciekawie? Owszem, naprawdę jest! Jednak i tutaj nie obyło się bez większych i mniejszych kutasów. Przede wszystkim - TT jest denerwujące, jeżeli chodzi o zgarnianie spiralek i termometrów. Wiele poziomów wymaga, aby powtórzyć je przynajmniej raz (posiadając kolejne ulepszenia), by zdobyć wszystkie bonusowe przedmioty, co jest nieco bezsensownym backtrackingiem. Nie ma luzów jak w R2 (gdzie, przy szczęściu, udało się rozwalić wszystkie klatki i zdobyć wszystkie lumki za jednym razem) - tutaj każdy z głównych poziomów (tj. tych z 6 przedmiotami) należy przejść minimum 2 razy by zdobyć wszelkie bonusy. Zastrzeżenia można mieć też do sterowania - jest ono podobne do tego z R2, fakt, jednak Ed porusza się nieco szybciej niż Rayman, oraz posiada inną fizykę skoku (jak i nie posiada żadnego „śmigiełka”), co może powodować trudności nowym graczom (zwłaszcza tym, którzy przyzwyczaili się do sterowania z promienistego faceta), dodatkowo masa usprawnień (nurkowanie, szybowanie, celowanie z pukawki, wszystko, oczywiście, z osobnym klawiszem) nie ułatwia zadania. Jednak to jest do ogarnięcia, można się szybko przyzwyczaić.
I teraz nastąpi największy i najmocniejszy kop prosto w krocze - gra nie działa z systemami innymi niż Windows XP w dół (do Windows 95). Po prostu, nie działa i już, żadne patche ani tryby kompatybilności nie pomogą, gra po prostu od razu się poddaje na Viście, siódemce/ósemce i innych chujach mujach, dzikich wężach. Żadna pomocna dusza z serwisów typu gog.com nie zlitowała się nad nami i nie stworzyła żadnego patcha ani czegokolwiek (fix/hack), by uruchomić grę. Można kombinować z różnorakimi maszynami wirtualnymi (zapewne z mizernym skutkiem) - ale koniec końców - nie działa i koniec.

Tym niemniej? Naprawdę polecam! Gra to pierwszorzędna platformówka (wszak od mistrzów z UbiSoft'u, jeszcze z lat, kiedy byli w ultra-formie do platformówek!), w którą miło się giercuje nawet i dzisiaj (w erze lśniących grafik HD i FPS'ów jako najlepszego gatunku na świecie). Jeżeli tylko masz kompatybilny system, jak i nieco wolnego czasu - z czystym sumieniem zalecam pyknięcie w TT (lub chociaż jakiś lets plej na YT, wersji na PC oczywiście). Jeżeli Rayman 2 niegdyś niezwykle ci się spodobał, to śmiem sądzić, że z TT będzie podobnie. Miłego podróżowania po zakręconych poziomach!


Brak komentarzy:

Prześlij komentarz

Komentarze, sugestie, przemyślenia? Wal śmiało!